Z Południowej pieśni Anajo
Po pojawieniu się dwóch księżyców w miastach zapanowało podniecenie, które jednak ustąpiło miejsca panice, gdy po podziemnych wstrząsach zawalił się fragment wschodnich murów Egaru oraz dwóch starych budynków w Pagaru. W pozostałych trzech miastach nie doszło do większych strat, ale w Egaru zginęło dwudziestu sześciu ludzi, a siedemdziesięciu zostało rannych.
Kwestor generalny rozkazał żołnierzom opuścić koszary i patrolować ulice, a vagarskie władze zmobilizowały ochotników, którzy rozkopywali gruzy w poszukiwaniu żywych ofiar. Udało się uratować jedną staruszkę i dwoje małych dzieci.
Po drugiej stronie Luanu stolica Błotniaków poważnie ucierpiała. Wiele domów wzniesionych z lepionych z błota cegieł zawaliło się, podobnie jak część pałacu. Rzeka wystąpiła z brzegów i nocą nadeszła powódź. Pełen błota i iłu nurt pochłonął setki ofiar.
W Dolinie Kamiennego Lwa na godzinę przed wystąpieniem zjawiska kwestor Anu rozkazał swym sześciuset robotnikom przejść na wyżej położony teren. Nikt nie odniósł obrażeń, gdy ziemia w dolinie rozstąpiła się, odsłaniając na chwilę czeluść, z której ku nocnemu niebu buchnęły dym i pył.
W odległych o trzy mile kamieniołomach od skalnej powierzchni oderwał się blok piaskowca ważący z górą dwadzieścia ton, miażdżąc sześciu robotników i dwie dziwki. Mężczyźni umówili się tam z nimi wcześniej i pozostali na miejscu wbrew rozkazom kwestora Anu.
O świcie wszystko się uspokoiło, lecz i tak zwołano spotkanie Wielkiej Rady, celem omówienia znaczenia tego astronomicznego zjawiska.
Zebraniu nie przewodniczył jednak Rael, który udał się do doliny, by porozmawiać z Anu.
Gdy przybył na miejsce, świeżo odmłodzony kwestor schodził właśnie z góry, prowadząc długą kolumnę robotników.
– Musimy porozmawiać, przyjacielu – przywitał go Rael, zawracając konia i zmierzając w jego stronę. Kwestor generalny zsunął się z siodła i Anu podszedł do niego.
– Czuję, że się na mnie gniewasz – stwierdził.
– Mógłbyś nie być taki skryty. Wiedziałeś, że to się wydarzy. Czy to była jakaś iluzja?
– Nie.
Rael podszedł do skalnej wyniosłości, prowadząc wierzchowca za wodze, i usiadł na niej. Anu dołączył do niego.
– Czy mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego postanowiłeś zachować to w tajemnicy?
– Nie uwierzyłbyś mi, Raelu. Pomyślałbyś, że postradałem zmysły.
– Byłoby miło, gdybyś pozwolił, żebym sam podjął tę decyzję. Tak czy inaczej, stało się. Co oznacza to wydarzenie?
– Trudno będzie to wyjaśnić – odparł Anu, pocierając szczupłą dłonią krótko ostrzyżone niebieskie włosy.
– Mam czas.
Anu uśmiechnął się.
– Możemy mieć mniej czasu, niż ci się wydaje. Chcę, żebyś wysłuchał mnie z otwartym umysłem, Raelu, nie zadając żadnych pytań. Zgoda?
– Zgoda.
– Zgodnie z naszymi mitami, kiedyś istnieli bogowie, którzy potrafili przemieszczać się w czasie, otwierając bramy wiodące do odległych krain. Pamiętasz opowieść o bliźniakach? Bezak, bóg piorunów, i jego bliźniaczy brat, o którego istnieniu nie miał pojęcia? – Rael skinął głową. – Ten mit zawsze mnie dziwił – ciągnął Anu. – Wydawałoby się, że matka Bezaka powinna wiedzieć, czy urodziła bliźniaki.
– Daruj mi mity, Anu.
– Cierpliwości, kwestorze generalny. Żeby dotrzeć do owocu, trzeba najpierw zdjąć skórkę. Chodzi mi o to, że istnieją inne rzeczywistości, równoległe do naszej. Perspektywa Wielkiego Upadku stanęła nie tylko przed nami, lecz również przed mieszkańcami innych światów. Przynajmniej jedna grupa zaakceptowała jednak konkluzje swych mędrców i spróbowała się ratować. Wykorzystali oni całą moc swej cywilizacji, by powstrzymać nadejście fal. Udało im się, lecz nie tak, jak zamierzali. Otworzyli ogromną bramę między rzeczywistościami. Przenieśli swą stolicę i otaczające ją ziemie do naszego świata. Dlatego właśnie przez kilka uderzeń serca na niebie było widać dwa księżyce. Oni są teraz z nami. Daleko za zachodnim morzem. Dowiedz się też, Raelu, że gdy pojawiły się dwa księżyce, zginęły tysiące ludzi z naszego świata. Zostali pogrzebani, gdy owo miasto wraz z okolicznymi wzgórzami oraz górami pojawiło się nad otwartą równiną, miażdżąc ich niczym olbrzymi młot.
Miałeś rację – przyznał Rael. – Gdybyś opowiedział mi to wszystko, zanim ujrzałem dwa księżyce, uznałbym cię za szaleńca. Nawet teraz ledwie mogę w to uwierzyć.
– Miałem wizję – wyjaśnił Anu. – Wiedziałem, co się wydarzy, i wiem, co jeszcze nas czeka. Przed upływem dwóch miesięcy do portu Egaru przypłynie złoty statek. Na jego pokładzie przybędą wysłannicy z zachodu.
– Czy ci ludzie też są Awatarami, takimi jak my?
– Nie takimi jak my, Raelu. Nie czerpią już mocy ze słońca. Jej źródłem są rytualne zabójstwa. To zły lud.
– Jak wielu ich ocalało?
– Tysiące.
– Czy mają łuki zhi?
– Nie, ale stworzyli inne, równie groźne rodzaje broni.
Rael zaklął cicho. Potem wstał, podszedł do konia i dosiadł go szybko.
– Zostało nas niewielu. Awatarowie trzymają się życia resztką sił – stwierdził. – Otaczają nas wrogowie, którzy jak wilki czyhają na okazję, by nas dobić. – Podjechał do siedzącego Anu i oparł się o łęk siodła. – Liczę na to, że masz dla mnie jakąś dobrą radę, Święty.
– Nie możemy pozwolić, żeby wygrali – odparł Anu – bo wtedy na świecie zapanują ciemność i zło.
– W takim razie znajdź jakiś sposób, żeby ich pokonać.
– Znajdę, gdy piramida będzie już gotowa. Do tego czasu musisz się kierować własnym sprytem, Raelu.
Kilka pierwszych dni w Egaru było trudne dla Sofarity. Wcześniej była w mieście cztery razy z rodzicami i raz z mężem. Zawsze jednak zatrzymywali się tylko na jedną noc, w gospodzie „Pod Krukiem Pokoju”. Ku przerażeniu kobiety, okazało się, że wiosną gospodę zamknięto, i nie miała gdzie się podziać.
Gdy przybyła pod wschodnią bramę i podała swe imię strażnikom, zapadał już zmierzch. Gdyby wiedziała, że gospoda jest zamknięta, zapytałaby ich o drogę. Nie zrobiła tego i teraz siedziała na koniu przed znajomym budynkiem, któremu zabite deskami okna i drzwi nadały zimny, nieprzyjazny wygląd.
Ruszyła w głąb miasta, wypatrując jakiejś gospody, żadnej jednak nie znalazła.
Na ulicach panował coraz większy tłok i mały konik zaczął się niepokoić. Sofarita próbowała go uspokoić, ale nie był przyzwyczajony do tak wielkiego ruchu i hałasu. Nagle między jego nogami przemknął pies i jej koń stanął dęba. Sofarita uczepiła się siodła. Z tłumu wyłoniła się krzepka kobieta w powłóczystej sukni w jaskrawych czerwonych, żółtych i złotych barwach. Złapała konika za uzdę i pogłaskała go po długiej szyi.
– Spokój – powiedziała. – Spokój.
Sofarita jej podziękowała.
– Nie zajedziesz już daleko, dziecko – poinformowała ją krzykliwie odziana kobieta. – Vagarom nie wolno jeździć konno po śródmieściu. Dokąd się wybierasz?
– Chciałabym to wiedzieć. Szukam mieszkania.
– Masz jakieś pieniądze?
– Tak. Trochę.
– No to chodź – powiedziała kobieta. Skręciła w wąską, boczną uliczkę, prowadząc konia za uzdę. Przeszła przez stajnię i wyszła na oświetlony blaskiem latarń plac. Ustawiono tam stoły, na których paliły się świece. Pożywiało się za nimi około dwudziestu ludzi. Pracujące w gospodzie dziewczęta przynosiły im jedzenie i picie na drewnianych tacach.
Читать дальше