– Idź do domu wypocząć, kuzynie – powiedział Rael. – Ale tym razem zabierz miecz.
– To głupiec – stwierdził Talaban po odejściu Viruka. – Powinien zachować tego z mieczem przy życiu. Wtedy moglibyśmy go przesłuchać.
– Jak sam powiedział, wypadli z ciemności – przypomniał Rael.
Talaban potrząsnął głową.
– Nie miał broni. Zabrał miecz jednemu z napastników i zabił nim drugiego. To znaczy, że ten pierwszy pozostał bez broni. Mógł go pojmać.
– Wiem o tym! – warknął Rael. – Ale Viruk nie potrafi myśleć. Lubi zabijać. To jego talent i jego obsesja. Ale skoro już mówimy o głupcach, Talabanie, to rozważmy raport, który złożyłeś radnym. Czy twoim zamiarem było narobić sobie tutaj wrogów? Mówiłeś o arogancji, a twoje podsumowanie cech Awatarów było obraźliwe. Jak to ująłeś? „Jeśli ci przybysze przypominają nas choć trochę, będą aroganccy, przekonani o swej wyższości i o boskim prawie do sprawowania władzy”. To właśnie rozgniewało Niclina tak bardzo, że chciał skazać twoją załogę na śmierć. Gdyby kwestor Ro cię nie poparł, doszłoby do tego.
– Powiedziałem prawdę.
Też coś! Prawda. Dlaczego ludzie uparcie wierzą, że prawda jest jak kryształ, twarda i niezmienna? To, co uważasz za arogancję, inni nazywają dumą. Chcesz poznać prawdę? To niemożliwe, gdyż jest ona kwestią opinii. To tak, jak z piękną kobietą. Tam, gdzie jeden mężczyzna widzi kurwę, inny dopatruje się anioła. Powiedziałeś radnym o naszej arogancji, a oni przyjrzeli ci się i co zobaczyli? Być może człowieka, który gardzi własnymi rodakami.
– To nieprawda! – oburzył się Talaban.
– Znowu mówisz o prawdzie. Co chciałeś przez to powiedzieć? Że Niclin nie uważa tego za prawdę, czy że ty nie sądzisz, żeby to była prawda? – Uniósł rękę, by powstrzymać Talabana, który chciał mu odpowiedzieć. – To nie ma znaczenia. Radni widzą w tobie człowieka, który wyrzeka się wyglądu Awatara. Gdzie jest błękit w jego włosach? Dlaczego nie chce wyglądać jak jeden z nas? Czy się wstydzi? A może wie, że jest Vagarem? Czy opowieści o jego matce są prawdziwe? I znowu wracamy do słowa „prawda”. Coś ci powiem. Mam już po dziurki w nosie prawd innych ludzi! Nie zrozum mnie źle, Talabanie. Bardzo cię cenię. Dlatego właśnie cię popieram. Musisz jednak sobie uświadomić, że jesteśmy oblężoną rasą. Żyjemy pod nieustanną groźbą zagłady. Taka sytuacja sprzyja paranoi.
– Masz rację – przyznał cicho Talaban. – Faktycznie gardzę tym, czym się staliśmy. Kiedyś władaliśmy światem. A teraz jesteśmy pasożytami, wysysającymi krew Vagarów. Nasz wkład jest niewielki.
Rael parsknął gromkim śmiechem.
– Mógłbym ci odpowiedzieć, że naszym wkładem jest przyczynianie się do stabilizacji całego regionu. Jesteśmy ich wrogami. Dajemy im powód, by się zjednoczyć. Bez nas trwałyby tu ciągłe wojny plemienne, powodujące wielkie zniszczenia. Dopóki spoglądają na nas z nienawiścią, panuje pokój.
– Powiedziałeś, że mógłbyś mi tak odpowiedzieć – zauważył z uśmiechem Talaban. – Jak rozumiem, sam w to nie wierzysz.
Nikomu nie mówię, w co wierzę – odparł Rael. – Jestem kwestorem generalnym. Czy wiesz, dlaczego Ro cię poparł?
– Nie wiem. To było dla mnie niespodzianką.
– A nie powinno. Poparł cię dlatego, że Niclin domagał się śmierci twojej załogi. Ro nienawidzi Niclina. To bardzo proste. Wiem, że go uderzyłeś, bo przyszedł do mnie i zażądał, żeby całą twoją załogę wyssać na kryształach. Poprosiłem go, żeby zaczekał z tą kwestią do zebrania, a potem dopilnowałem, żeby powiadomiono Niclina o tym incydencie. Gdyby to Ro wystąpił o skazanie twoich ludzi na śmierć, Niclin by się temu sprzeciwił.
– Dziękuję – powiedział Talaban. – Po raz kolejny jestem twoim dłużnikiem.
– Jesteś inteligentnym człowiekiem, Talabanie, ale twoim przekleństwem, czy może błogosławieństwem, jest romantyczne usposobienie. Dostrzegasz niepodważalne prawdy tam, gdzie w rzeczywistości są tylko lotne piaski. Pod wieloma względami przypominasz pajistów. Oni uważają nas za tyranów i są przekonani, że gdy nas obalą, świat stanie się lepszy i bardziej sprawiedliwy. Nie rozumieją, że świat jest stworzony dla tyranów. Zawsze tak było. Interesowałeś się kiedyś historią. Czy potrafisz mi przywołać okres, gdy nie było żadnych władców? Żadnych prawodawców? – Rael podszedł do najdalszego stołu i nalał sobie kielich rozcieńczonego wina. – Społeczeństwo przypomina piramidę – podjął. – Podstawę stanowią biedacy, a ku górze cały budynek staje się stopniowo coraz węższy, aż wreszcie na szczycie jest tylko jeden kamień. Król, cesarz, bóg. Nie ma innego rozwiązania.
– Nie jestem przekonany – sprzeciwił się Talaban.
Rael zachichotał.
– Pewnie, że nie. Jesteś romantykiem. Ale wróćmy do historii. Trzy tysiące lat temu, gdy imperium było młode i istniał w nim sztywny system klasowy, doszło do kilku rewolucji. Największe znaczenie dla naszej dyskusji ma trzecia, podczas której buntownicy zabili króla. Powołano wówczas zgromadzenie senatorów, które nie miało jednego przywódcy.
– Niewykluczone, że to był złoty wiek – zauważył Talaban. – Uchwalono sprawiedliwsze prawa. Założono uniwersytety.
– W rzeczy samej. Ale po dziesięciu latach znowu mieliśmy króla.
– Z pewnością nie. Perjak przybrał tytuł pierwszego senatora – sprzeciwił się Talaban.
– Kogo obchodzi, jak kazał się tytułować? Równie dobrze mógłby przybrać tytuł „czwarta owca od lewej”. To nie miało znaczenia. Sprawował władzę absolutną i rządził jak król. Jego wrogów skazywano na śmierć. Biedni pozostali biednymi, a bogaci stawali się coraz zamożniejsi. Chodzi mi o to, że ludzie potrzebują przywódców. Jesteśmy jak wilki, łosie, jelenie czy trąbowce. Zawsze musi być przywódca stada. W obecnej epoce tym przywódcą jest rasa Awatarów. Pewnego dnia zastąpią nas inni. To może być niesprawiedliwe, ale taki jest naturalny porządek rzeczy. – Rael napełnił winem drugi kielich i wręczył go Talabanowi. – Ale to nie twój stosunek do polityki niepokoi mnie najbardziej, Talabanie. W całym swym życiu z całego serca kochałem tylko dwie osoby. Moją żonę Mirani i moją córkę Chryssę. Gdy Chryssa zapadła na chorobę zwaną zaślubinami z kryształem, chciałem umrzeć. Gdybym mógł oddać za nią życie, uczyniłbym to z chęcią. Ale kiedy umarła, pogodziłem się z tym. Pochowałem ją. Żyję dalej, Talabanie. Postanowiłem żyć najpełniej, jak tylko można. Pora, byś ty postąpił tak samo.
Talaban skinął głową.
– Teraz już o tym wiem. Zrozumiałem to podczas powrotnego rejsu. Czego ode mnie żądasz, Raelu?
Po pierwsze, zabarw choć trochę włosów na niebiesko – odparł kwestor generalny ze znużonym uśmiechem. – I odpocznij przez kilka dni. Potem zbierz załogę. Nikt z twoich ludzi nie walczył na pokładzie Węża z całkowicie naładowaną skrzynką. Zabierz ich na morze i wyszkol. Dam ci też trzydziestu awatarskich żołnierzy.
– Trzeba naładować całe uzbrojenie Węża – przypomniał Tałaban. – Będzie do tego potrzeba z górą stu kryształów.
– Każę je przesłać na okręt.
– Uważasz, że przybysze będą chcieli wojny?
– To nieuniknione – odparł Rael, ponownie rozciągając usta w znużonym uśmiechu. – W końcu będą aroganccy, tak samo jak my, przekonani o swej wyższości i o boskim prawie do sprawowania władzy.
W gospodzie nie było nikogo. Goście odeszli, a stoły były puste. Mimo to Sofarita nie mogła zasnąć. Siedziała na parapecie, w napięciu i strachu. Gapiła się na pogrążony w milczeniu plac. Nie potrafiła się odprężyć, bo gdyby to zrobiła, jej umysł zaraz wypełniłyby wizje ludzi, których nie znała, miejsc, w których nigdy nie była, oraz rozmów, których nie słyszała.
Читать дальше