– Doczekam waszego upadku – obiecał sobie. – Końca was wszystkich.
Viruk obudził się nagle. Nie zamierzał zasnąć tak głęboko. Przetoczył się na bok. Ktoś przykrył go kocem, co było uprzejmym gestem, jako że noc była chłodna. Potem przypomniał sobie staruszka. Miło było spotkać podludzi, którzy wiedzieli, co to szacunek. Usiadł. Złotowłosa dziewczynka leżąca obok niego poruszyła się przez sen, ale się nie obudziła. Viruk zszedł z wozu i zobaczył, że staruszek siedzi przy małym ognisku.
Na niebie jasno świeciły gwiazdy oraz księżyc w pełni.
– Mam nadzieję, że dobrze spałeś, panie – odezwał się kupiec.
– W rzeczy samej. Gdzie jesteśmy?
– Jutro około południa powinienem dotrzeć do Egaru, panie. Jeśli wyruszysz w drogę wcześnie, dojedziesz tam niedługo po wschodzie słońca. Nakarmiłem twojego konia ziarnem, ale nadal jest zmęczony. Obawiam się, że nie poniesie cię zbyt szybko.
– Jak się nazywasz?
– Boru, panie.
– Byłeś dla mnie uprzejmy. Lubię to.
– To drobiazg, panie. Służyłem ci z radością.
– Jestem pewien, że tak – zgodził się Viruk. Poklepał staruszka po ramieniu. – Lubię cię, Boru. Otrzymasz ode mnie dar. – Awatar wyjął z woreczka zielony kryształ i przystawił go do piersi kupca. Stary zesztywniał ze strachu. – Nie stanie ci się nic złego – zapewnił Viruk. Kupiec poczuł, że artretyczne bóle w jego plecach i ramionach złagodniały. – Gotowe – oznajmił po chwili Awatar. – Jesteś teraz młodszy o dziesięć lat. Wykorzystaj mądrze ten czas – dodał z uśmiechem.
Boru wstał i pokłonił się.
– Dziękuję, panie.
– To drobiazg. – Przyjrzał się uważnie twarzy Boru. – Masz teraz w brodzie trochę żółtych pasm. A włosy ci zgęstniały. Być może zyskałeś trochę więcej niż dziesięć lat. Nie mam wielkiej wprawy w używaniu tych kryształów na podludziach. Ale, tak czy inaczej… ciesz się tym!
– Oczywiście, panie. Żadne podziękowania nie byłyby wystarczające.
– To prawda – potwierdził Viruk z szerokim uśmiechem. – Muszę już ruszać w drogę.
Wskoczył na siodło i podążył na zachód, nie oglądając się za siebie.
Dobrze było być bogiem.
Boru miał rację. Jego wierzchowiec nadal był zmęczony. Viruk chciał jak najprędzej wrócić do Egaru, wzmocnił więc zwierzę energią kryształu. Koń natychmiast odzyskał wigor i Awatar zmusił go kopniakiem do cwału. Zwierzę padło w odległości pół mili od miejskich bram. Gdy się przewróciło, Viruk zeskoczył z niego zgrabnie i wylądował lekko na obu nogach. Kryształy miały tę osobliwą cechę, że nie potrafiły dać czworonożnym zwierzętom prawdziwej siły. Były dla nich jedynie środkami pobudzającymi o krótkim działaniu. Viruk był poirytowany tym, że koń nie wytrzymał trochę dłużej.
Gdy wrócił do domu, jeden ze służących poinformował go, że kwestor generalny chce się z nim widzieć. Viruk wykąpał się, przebrał i pojechał konno do pałacu Raela.
Kwestor generalny przebywał w swym gabinecie na górze. Gdy Viruk wszedł do środka, pochylał się nad mapami i zwojami.
– Judon z Patiaków zwołał Zgromadzenie w Ren-el-gan – poinformował gościa, nie tracąc czasu na uprzejmości. – Chce zjednoczyć plemiona pod swoim przywództwem i uderzyć na miasta. Spraw, żeby zmienił plany.
– Z przyjemnością kwestorze – zgodził się Viruk.
Rael odsunął od siebie mapy i wstał.
– Jak rozumiem, znalazłeś łupieżców i rozprawiłeś się z nimi. Dobrze zrobiłeś. Gorzej natomiast, że wysłałeś tę wiadomość do Ammona. Możemy tylko mieć nadzieję, że posłaniec okazał się wystarczająco rozsądny, żeby cię nie posłuchać.
Viruk wzruszył ramionami.
– Co to ma za znaczenie? I tak kiedyś będziemy musieli z nimi walczyć.
– Ale lepiej byłoby, żeby najpierw wrócił Talaban z naładowanymi skrzynkami.
– Kwestorowi Ro się udało? To niespodzianka. Przyznaję, że miła.
– Ale są też gorsze wieści – poinformował go Rael. – Cztery skrzynki udało się naładować, jedną utracono, a jedna nadal jest nienaładowana. Co gorsza, erupcja wulkanu zniszczyła miejsce, w którym je napełnialiśmy, i jeśli nie znajdziemy innego, za kilka lat zabraknie nam mocy.
– Przez kilka lat wiele może się wydarzyć – stwierdził Viruk. – Ale powiedz mi, kwestorze, jak mam sprawić, żeby Judon zmienił zdanie?
– Tak, jak uznasz to za stosowne.
– Możesz to uważać za zrobione.
– Uważam – potwierdził Rael. – Będziesz potrzebował szybkiego konia, a żaden nie jest szybszy od mojego Pakala. Tylko dobrze go traktuj. Chcę, żeby wrócił.
– Tak jest.
– Świetnie. A teraz złóż mi meldunek dotyczący tych łupieżców. Nie pomijaj niczego.
Viruk opowiedział o wszystkim, łącznie z tym, że skazał wójta na śmierć. Kiedy skończył, Rael okrążył biurko i usiadł na nim, naprzeciwko swego oficera.
– Doszła do mnie skarga, że zgwałciłeś wieśniaczkę.
– Trudno to nazwać gwałtem. Czułem się zmęczony i dokuczało mi napięcie, więc wysłałem po jedną z wioskowych kurew. Przyprowadził mi ją nowy wójt, Bekar.
Prawa o ochronie czystości rasy są jednoznaczne, Viruku – oznajmił Rael. – Nie wolno żyć w konkubinacie z niższymi rasami. Wiesz o tym bardzo dobrze.
– Wiem, że była miękka, słodka i uległa. Przecież się z nią nie ożeniłem. Tylko ujeżdżałem ją przez pewien czas.
– Rada zażąda, by udzielono ci nagany. A wieśniaczkę skazano na śmierć, jeśli zajdzie w ciążę.
– Dostawałem już nagany. To żaden problem.
Rael zaczerpnął głęboko tchu.
– To nie problem dlatego, że cię osłaniam. Ale czy nie obchodzi cię fakt, że za każdym razem, gdy ulegasz swym żądzom, narażasz na śmierć vagarską kobietę?
– A czemu miałoby mnie to obchodzić? Vagarzy ciągle umierają.
Rael potrząsnął głową.
– Ta dyskusja nie ma sensu. Jedź rozprawić się z Judonem. Tylko pamiętaj zostawić żywych świadków.
Probierz nie zdrowiał szybko. Talaban uleczył połamane żebra za pomocą kryształu i zaproponował, że zrobi to samo z ranami pozostawionymi przez szpony krala, ale dzikus odmówił. To były blizny zdobyte w walce i należało je traktować jak skarb. To samo dotyczyło bólu, gdyż świadczył on, że wróg był potężny, a on się mu oparł. Co prawda, nie zabił bestii, ale stawił jej czoło. Suryet byłaby z niego dumna.
– Jak się czujesz? – zapytał go Talaban rankiem czwartego dnia.
– Dobrze. Jestem silny – skłamał Probierz. Rosła mu gorączka, a z jednej z blizn sączyła się ropa.
– Pokaż mi rany.
– Szybko się goją.
– Ale i tak mi je pokaż. – Probierz uniósł koszulę, stękając z bólu. – Usunę zakażenie – poinformował go Talaban. – Ale nie obawiaj się. Blizny zostaną.
Dotknął delikatnie kryształem intensywnie zaczerwienionej rany i Probierz poczuł, że zapalenie ustępuje.
– To silna magia – stwierdził dzikus.
– To nie magia, przyjacielu. Dawno temu odkryliśmy więź łączącą takie kryształy ze zdrowiem. Wykorzystaliśmy ją jedynie i znaleźliśmy sposób na wzmocnienie ich mocy za pomocą naszych umysłów.
– Dawno temu – zauważył Probierz. – To zawsze jest dawno temu.
Wetknął koszulę w rajtuzy, przeszedł na drugi koniec małej kajuty i nalał sobie kubek wody.
– Nie rozumiem znaczenia twoich słów – przyznał Talaban.
– Wszystko było dawno temu. Magiczna wieża. Dawno temu. Cudowne statki. Dawno temu. Co udaje się wam osiągnąć teraz?
Talaban zrobił zamyśloną minę. Nie odzywał się przez pewien czas.
Читать дальше