Nie dowiedziałam się jednak nigdy, czy Jesse zniechęciłby się do mnie z powodu brzydkiego zapachu z ust – ani też, czy rzeczywiście chciał mnie pocałować – bo w tej samej chwili ta zwariowana baba, która upierała się, że Rudy jej nie zabił, nagle pojawiła się znowu, wrzeszcząc jak opętana.
Przysięgam, że podskoczyłam niemal do sufitu. Była ostatnią osobą, którą spodziewałam się zobaczyć.
– O, mój Boże! – wrzasnęłam, zakrywając uszy rękami, podczas gdy ona wydzierała się jak czujnik pożarowy. – O co chodzi?
Kobieta miała przedtem na głowie kaptur szarej bluzy. Teraz zsunęła go i w świetle księżyca widziałam łzy spływające po jej bladej szczupłej twarzy. Nie do wiary, że mogłam ją pomylić z panią Fiske. Ta była dużo młodsza i o niebo ładniejsza.
– Nie powiedziałaś mu – jęknęła między jednym a drugim rozdzierającym szlochem.
Zamrugałam gwałtownie.
– Powiedziałam.
– Nie powiedziałaś!
– Nie, naprawdę. Naprawdę powiedziałam. – Zaszokowała mnie tym niesprawiedliwym oskarżeniem. – Powiedziałam mu parę dni temu. Jesse, powiedz jej.
– Powiedziała mu – zapewnił Jesse martwą kobietę. Wydawałoby się, że duch duchowi uwierzy. Ale do niej nic nie docierało. Krzyczała:
– Nie powiedziałaś! Musisz mu powiedzieć. Po prostu musisz. On się tym zadręcza.
– Chwileczkę – powiedziałam. – Rudy Beaumont to ten Rudy, o którym mówisz, zgadza się? To jest ten, który cię nie zabił?
Pokręciła głową tak energicznie, że włosy chlasnęły ją po policzkach i zostały tam, przyklejone łzami.
– Nie – powiedziała. – Nie! Powiedziałam ci, że Rudy tego nie zrobił.
– To znaczy, Marcus – poprawiłam się szybko. – Wiem, że Rudy tego nie zrobił. On tylko myśli, że to zrobił, tak? To właśnie chcesz, żebym mu powiedziała? Ze to nie była jego wina. To jego brat, Marcus Beaumont, cię zabił, prawda?
– Nie! – Patrzyła na mnie, jakbym była niespełna rozumu. Tak też zaczęłam się czuć. – Nie Rudy Beaumont. Rudy. Rudy! Znasz go.
Znam go? Znam kogoś, kto nazywa się Rudy? Nie w tym życiu.
– Posłuchaj, muszę mieć trochę więcej danych. Może byśmy tak zaczęły od przedstawienia się sobie. Ja jestem Susannah Simon, w porządku? A ty jesteś…
Spojrzenie, jakie mi posłała, złamałoby serce najtwardszego mediatora.
– Znasz go – powiedziała z wyrazem twarzy tak żałosnym, że musiałam odwrócić wzrok. – Znasz go…
Kiedy zaryzykowałam kolejne spojrzenie w jej stronę, zniknęła.
– Hm – mruknęłam zmieszana. – Wygląda na to, że trafiłam na niewłaściwego Rudego.
W porządku, przyznaję, nie byłam uszczęśliwiona. No, naprawdę. Zainwestowałam kupę czasu i wysiłku w Rudego Beaumonta, a on nie był nawet tym właściwym facetem.
Owszem, zgadza się, on albo jego brat, stawiałam raczej na jego brata, zabił, jak się wydaje, gromadkę ludzi, ale ja wpadłam na to zupełnie przypadkiem. Duch, który zgłosił się do mnie po pomoc, nie miał w ogóle nic wspólnego z Rudym Beaumontem, ani nawet z jego bratem. Nie przekazałam słów kobiety, ponieważ nie mogłam dojść, kim ona jest, chociaż, zdaje się, był to ktoś mi znany.
A jednocześnie morderca pani Fiske nadal chodził wolno.
A jakby tego było mało, mój nocny gość, zjawiając się tak niespodziewanie, kompletnie zniszczył nastrój, jaki wytworzył się między mną a Jesse'em. Już mnie potem nie pocałował. W gruncie rzeczy zachowywał się tak, jakby w ogóle nigdy nie zamierzał tego robić, co biorąc pod uwagę moje pieskie szczęście, zapewne odpowiada prawdzie. Zapytał tylko, jak się miewa moja wysypka.
Moja wysypka! Tak, dzięki, ma się świetnie.
No, ale wiecie, udawałam, że mi nie zależy. Wstałam następnego dnia rano i zachowywałam się tak, jakby nic się nie stało. Włożyłam swoje najbardziej „uderzeniowe” ciuchy – czarną minispódniczkę Betsey Johnson, z czarnymi prążkowanymi rajstopami, zapinane z boku na suwak botki Batgirl i czerwony zestaw bluzeczka plus sweterek od Armaniego – i maszerowałam po pokoju, jakbym myślała jedynie o tym, jak oddać Marcusa Beaumonta w ręce sprawiedliwości. Starałam się okazać ze wszystkich sił, że najmniej ze wszystkiego interesuje mnie Jesse.
Nie to, żeby zwrócił na to uwagę. Nawet nie było go w pobliżu.
Ale całe to spacerowanie po pokoju sprawiło, że się spóźniłam i Śpiący stał na dole, wywrzaskując moje imię, więc nie byłoby najlepiej dla Jesse'a, gdyby się akurat wtedy zmaterializował.
Złapałam skórzaną kurtkę i zbiegłam z łomotem po schodach, gdzie stał Andy, wydzielając nam, w miarę, jak się zjawialiśmy, pieniądze na lunch.
– Wielkie nieba, Suze – jęknął na mój widok.
– Co takiego? – zapytałam niewinnie.
– Nic – powiedział szybko. – Proszę.
Wyjęłam banknot pięciodolarowy z jego dłoni i rzucając mu ostatnie zdziwione spojrzenie, ruszyłam za Profesorem do samochodu. Na zewnątrz Przyćmiony popatrzył na mnie i zawył.
– O, mój Boże! Ratuj się, kto może! Zmrużyłam oczy ze złości.
– Masz jakiś problem? – zapytałam zimno.
– Owszem, mam – uśmiechnął się złośliwie. – Nie wiedziałem, że to Halloween.
Na to Profesor, tonem osoby dobrze poinformowanej:
– To nie Halloween, Brad. Halloween jest dopiero za dwieście siedemdziesiąt dziewięć dni.
– Powiedz to Królowej Wampirów – odparł Przyćmiony.
Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chyba nie miałam humoru. Odżyło nagle wszystko, co zdarzyło się poprzedniej nocy – od próby zasztyletowania pana Beaumonta za pomocą ołówka do odkrycia, że trafiłam na niewłaściwego człowieka, nie wspominając już o tym, że moje uczucia wobec Jesse'a okazały się innej natury, niżbym sobie życzyła.
Następna rzecz, jaką pamiętam, to to, że odwróciłam się i zatopiłam pięść w żołądku Przyćmionego.
Jęknął, zginając się wpół, a potem rozciągnął się na trawie, z trudem łapiąc oddech.
Dobra, przyznaję, czuję się źle. Nie powinnam była tego zrobić.
Ale, ojej, co za dupek. No, poważnie. Uprawia zapasy. Czego tych zapaśników uczą? Z pewnością nie tego, jak przyjmować ciosy.
– Hola – zawołał Śpiący, kiedy zauważył Przyćmionego leżącego na ziemi. – Co z tobą, do diabła?
Przyćmiony wyciągnął rękę w moją stronę, usiłując wymówić moje imię. Nie był jednak w stanie wyartykułować słowa.
– O Jezu – mruknął Śpiący, przyglądając mi się z niesmakiem.
– Nazwał mnie – oznajmiłam z całą godnością, na jaką byłam w stanie się zdobyć – Królową Wampirów.
Na to Śpiący:
– A czego się spodziewałaś? Wyglądasz jak prostytutka. Siostra Ernestyna odeśle cię do domu, jak cię zobaczy w tej spódniczce.
Sapnęłam, urażona.
– Ta spódniczka jest przypadkiem firmy Betsey Johnson.
– Jak dla mnie może sobie być Betsy Ross. Podobnie jak dla siostry Ernestyny. Chodź, Brad, wstawaj. Spóźnimy się.
Brad podniósł się z przesadną ostrożnością, jakby każdy ruch sprawiał mu potworny ból. Nie wydaje się, żeby Śpiący specjalnie mu współczuł.
– Ostrzegałem, żebyś jej nie stawał na drodze, stary – powiedział tylko, wślizgując się za kierownicę.
– Uderzyła mnie bez uprzedzenia, człowieku – wyjęczał Brad. – To nie może ujść jej bezkarnie.
– Otóż – odezwał się ciepłym głosem Profesor, ładując się na tylne siedzenie i zapinając pasy – może. Chociaż statystyka dotycząca przemocy w rodzinie jest zawsze niepełna w związku z niską zgłaszalnością wypadków, to incydenty, w których kobiety znęcają się nad męskimi członkami rodziny, nie są zgłaszane prawie wcale, jako że ofiary na ogół czują się skrępowane i wstydzą się zawiadomić przedstawicieli sił porządkowych, ze zostały pobite przez kobietę.
Читать дальше