Miał prawo być nie w humorze, jak tak się bliżej zastanowić. Wynajął oto dwóch facetów, żeby mnie osaczyli, a oni błaźnią się sromotnie. To dowodzi, jak ciężko w dzisiejszych czasach o dobrych fachowców.
Myślicie pewnie, że ponieważ to wszystko odbywało się w miejscu chętnie odwiedzanym przez turystów – nie mówiąc już o szkole – ktoś na pewno zwrócił uwagę i wezwał gliny. Tak właśnie myślicie, co?
Jeśli jednak coś takiego przyszło wam do głowy, to znaczy, że nigdy nie byliście w Kalifornii, kiedy pada. Nie żartuję, to jak miasto Nowy Jork w sylwestra: tylko turyści łażą na zewnątrz. Cała reszta siedzi w domu i czeka, aż zrobi się bezpiecznie i będzie można wyjść.
Och, przejechało parę samochodów z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę w strefie ograniczonej prędkości do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Miałam nadzieję, że ktoś jednak nas zauważy i uzna, że dwóch facetów na jedną dziewczynę to trochę nie fair. Nawet jeśli dziewczyna wygląda trochę jak prostytutka.
Nasza drobna utarczka trwała jednak zaskakująco długo, zanim Marcus – który zdał sobie sprawę, w przeciwieństwie do swoich ludzi, że nie jestem typową uczennicą katolickiej szkoły – nie zakończył bójki, powalając mnie znienacka prawym sierpowym w brodę.
Nie zauważyłam nawet, kiedy podniósł rękę do ciosu. Padał deszcz, włosy kleiły mi się do twarzy, ograniczając widoczność.
Koncentrowałam się właśnie na ciosie kolanem w krocze Zbira Numer Jeden – to była zła decyzja z jego strony, żeby podnieść się ponownie – nie spuszczając jednocześnie oczu ze Zbira Numer Dwa, który szarpał mnie za włosy – należał widocznie do tej samej szkoły walki co Przyćmiony – i nie zauważył nawet, że Marcus zbliża się w moją stronę.
Nagle na moim ramieniu wylądowała ciężka dłoń, obróciła mnie, a sekundę później moja głowa eksplodowała. Świat przechylił się dziwacznie na bok, a ja się zachwiałam. Zaraz potem byłam w samochodzie, który ruszył z piskiem opon.
– Au – jęknęłam, kiedy gwiazdy przed moimi oczami zbladły na tyle, że mogłam mówić. Dotknęłam szczęki. Nie ruszał się żaden ząb, ale nie wątpiłam, że nie starczy całego fluidu na świecie, żeby zamaskować siniaka, jaki za chwilę wyskoczy.
– Dlaczego pan mnie tak mocno uderzył?
Marcus tylko zamrugał obojętnie na siedzeniu obok mnie. Prowadził jeden zbir, a drugi siedział obok niego z przodu. Nie wyglądali na zadowolonych. Nie mogło być im przyjemnie siedzieć w mokrym ubłoconym ubraniu, z obolałymi różnymi częściami ciała. Skórzana kurtka w dużym stopniu zapewniła mi, na szczęście, ochronę przed deszczem. Włosów natomiast nic nie ratowało.
Jechaliśmy autostradą. Woda bryzgała spod kół, kiedy pędziliśmy w szalejącej teraz ulewie. Poza nami na drodze nie było żywej duszy. Powiadam wam, nie ma drugiej takiej rasy, która tak boi się odrobiny deszczu, jak rodowici Kalifornijczycy. Trzęsienia ziemi? To nic. Pojawi się mżawka, a już trzeba chować się pod stół.
– Proszę posłuchać – powiedziałam – sądzę, że powinien pan się o czymś dowiedzieć. Moja mama jest dziennikarką we WCAL w Monterey i jeśli coś mi się stanie, rzuci się na pana, jak mrówki na chleb z miodem.
Marcus, wyraźnie znudzony, odsunął rękaw i spojrzał na swojego roleksa.
– Nie rzuci się – oświadczył beznamiętnie. – Nikt nie wie, gdzie jesteś. Świetnie się złożyło, że wyszłaś ze szkoły akurat wtedy, kiedy przyjechaliśmy. Czy któryś z twoich duchów – wymówił to słowo z sarkazmem, który, jak sądzę, miał być w jego przekonaniu miażdżący – ostrzegł cię, że się zbliżamy?
Krzywiąc się, mruknęłam:
– Niezupełnie.
Nie miałam zamiaru wyjaśniać, że odesłano mnie do domu za pogwałcenie szkolnych reguł dotyczących stroju. Miałam dość upokorzeń jak na jeden dzień.
– A, tak nawiasem mówiąc, co właściwie chcieliście zrobić? – zapytałam. – Zamierzaliście tak po prostu wparować i wyciągnąć mnie z klasy, grożąc bronią?
– Oczywiście, że nie – odparł spokojnie Marcus. Miałam ciągle nadzieję, że ktoś, obojętnie kto, widział, jak Marcus mnie uderzył i zapisał numer jego drogiego europejskiego pudła. W każdej chwili mogły się odezwać za nami syreny policyjne. Gliniarze nie boją się chyba wody, chociaż prawdę mówiąc, nie pamiętam, żeby policjanci w telewizji włóczyli się podczas ulewy…
Trzeba go zmusić do mówienia, powiedziałam sobie. Jeśli będzie gadał, zapomni o tym, że ma mnie zabić.
– No, to jaki mieliście plan?
– Skoro tak ci na tym zależy, to zamierzałem udać się do dyrektora i poinformować go, że Beaumont Industries jest zainteresowane sponsorowaniem przez rok jednego z uczniów i że ty należysz do finalistów. – Marcus strzepnął jakiś niewidzialny pyłek z nogawki spodni. – Domagalibyśmy się, naturalnie, rozmowy z kandydatem, po której zabralibyśmy cię na uroczysty lunch.
Przewróciłam oczami. Pomysł, że mogłabym wygrać jakiekolwiek stypendium, był śmiechu wart. Facet nie miał okazji poznać wyników mojego ostatniego testu z geometrii.
– Ojciec Dominik nigdy by mi nie pozwolił z wami pójść. Zwłaszcza po tym, pomyślałam, jak opowiedziałam mu, co zaszło poprzedniego wieczoru w domu pana Beaumonta.
– Och, myślę, że mógłby pozwolić. Chciałem wystąpić z ofertą sporej dotacji na rzecz jego skromnej misyjki.
Miałam ochotę parsknąć śmiechem. Facet kompletnie nie zna ojca Dominika.
– Nie przypuszczam. A jeśli nawet, to nie sądzi pan, że zeznałby, iż kiedy widział mnie po raz ostatni, odjeżdżałam samochodem w pana towarzystwie? Gdyby przypadkiem gliny go przesłuchiwały, wie pan, po moim zniknięciu.
Marcus na to:
– Och, ty nie znikniesz, panno Simon. To mnie zaskoczyło.
– Nie? – No, to po co ten cały cyrk?
– Och nie – zapewnił mnie Marcus stanowczo. – Nie będzie cienia wątpliwości co do tego, co się z tobą stało. Twoje ciało, jak sądzę, zostanie odnalezione raczej szybko.
Nie potrafię opisać, jak mi się to nie spodobało. – Proszę posłuchać – powiedziałam szybko. – Powinien pan wiedzieć, że zostawiłam u przyjaciółki list. Jeśli coś mi się stanie, ma pójść z nim na policję.
Uśmiechnęłam się promiennie. Zmyśliłam to na poczekaniu, ale on nie musi o tym wiedzieć. A może i wie.
– Nie wydaje mi się – odparł uprzejmie. Wzruszyłam ramionami, udając, że mało mnie to obchodzi.
– Pana problem.
– Naprawdę – powiedział Marcus, podczas gdy ja wytężałam słuch, żeby uchwycić wycie syren – nie powinnaś była dawać chłopakowi do zrozumienia, że coś wiesz. To był twój pierwszy błąd.
Jakbym nie wiedziała.
– Cóż, pomyślałam, że ma prawo wiedzieć, co się dzieje z jego własnym ojcem.
Marcus wydawał się lekko rozczarowany.
– Nie o tym mówię. – W jego głosie wyczułam pogardę.
– No, to o czym? – Otworzyłam oczy najszerzej, jak się dało. Panna Słodkie Niewiniątko.
– Nie miałem, oczywiście, pewności, czy wiesz o mnie – ciągnął niemal przyjaznym tonem. – Dopóki nie zobaczyłem, jak próbujesz uciekać. To był, naturalnie, twój drugi błąd. Bałaś się mnie w widoczny sposób i to cię wydało. Nie miałem już wątpliwości, że wiesz więcej niż to wskazane dla zdrowia.
– Owszem, ale proszę posłuchać. – Co takiego pan mówił wczoraj wieczorem? Kto uwierzy szesnastoletniej młodocianej przestępczyni, jak ja, zamiast takiemu ważnemu biznesmenowi, jak pan? Bardzo proszę. Poza wszystkim innym, przyjaźni się pan z gubernatorem, na miłość boską.
Читать дальше