Tylko że Jesse nie zdawał sobie sprawy, że go potrzebuję. Nie wiedział, że wpadłam w tarapaty. Nie miał pojęcia, gdzie jestem.
A ja nie miałam go jak zawiadomić.
Uznałam, że odłamek szkła posłuży za znakomitą groźną broń i zaczęłam szukać jakiegoś narzędzia mordu wśród potłuczonego szkła z okien.
Dwie minuty.
Z odłamkiem szkła w ręku, żałując, że nie mam rękawic, żeby się nie pokaleczyć, wspięłam się na półkę, co na wysokich obcasach jest nie lada wyczynem.
Półtorej minuty.
Zerknęłam na Tada. Leżał bezwładnie jak szmaciana lalka, jego naga pierś wznosiła się i opadała rytmicznie. Pociągająca naga pierś. Może nie tak pociągająca jak u Jesse'a. A jednak, mimo wujka mordercy, tatusia nie z tej ziemi, nie wspominając o koszykówce, nie miałabym nic przeciwko temu, żeby złożyć na niej głowę. To znaczy, na jego piersi. No, w innych okolicznościach, w których Tad byłby przytomny.
Nie będę jednak miała szans tego zrobić, o ile nie wydostanę nas obojga z tej śmiertelnej pułapki.
W pokoju nie było słychać żadnego dźwięku poza oddechem Tada i bulgotem dobiegającym z akwarium.
Akwarium.
Spojrzałam na nie. Zajmowało większość ściany gabinetu. W jaki sposób, zastanowiłam się, karmią rybki? Zbiornik wbudowano w ścianę. Nie mogłam wykryć żadnej klapy, przez którą ktoś mógłby wsypywać pożywienie. Zbiornik musi być dostępny z drugiego pokoju.
Pokoju, do którego nie mogłam się dostać, ponieważ drzwi do niego były zamknięte.
Chyba że…
Trzydzieści sekund.
Zeskoczyłam z regału i ruszyłam w stronę akwarium.
Słyszałam buczenie windy. Marcus wracał punktualnie. Nie muszę dodawać, że nie włożyłam kostiumu. Chociaż wzięłam go, razem z obrotowym fotelem na kółkach stojącym za biurkiem, w drodze do akwarium.
Buczenie ustało. Usłyszałam szczęk obracanej gałki przy drzwiach. Szłam jednak dalej. Kółka fotela hałasowały na parkiecie.
Drzwi windy otworzyły się. Marcus, widząc, że nie zastosowałam się do jego polecenia, pokręcił głową.
– Panno Simon – powiedział tonem wyrażającym rozczarowanie. – Czyżbyśmy robili trudności?
Ustawiłam obrotowy fotel przed akwarium. Potem uniosłam stopę i postawiłam ją na siedzeniu fotela. Na jednym palcu trzymałam kostium.
– Przykro mi – powiedziałam przepraszająco. – Ale trupie kolory mi nie odpowiadają.
Chwyciłam krzesło i cisnęłam nim z całej siły w szklaną ścianę ogromnego akwarium.
Rozległ się ogłuszający huk. I runęła na mnie ściana wody, szkła i egzotycznej fauny i flory morskiej.
Przewróciłam się na plecy. Masa wody uderzyła mnie z siłą pociągu towarowego, wbijając mnie najpierw w podłogę, a potem rozpłaszczając na przeciwległej ścianie. Lekko przyduszona, leżałam kompletnie mokra, kaszląc słonawą wodą, której sporo wypiłam.
Kiedy otworzyłam oczy, widziałam tylko ryby. Duże ryby, małe ryby, które usiłowały pływać w wodzie wysokiej na kilka centymetrów, pokrywającej drewnianą podłogę, otwierając i zamykając pyszczki w rozpaczliwym wysiłku przeżycia jeszcze paru sekund. Jedną rybę rzuciło tuż obok mnie. Wpatrywała się we mnie oczami niemal tak szklistymi i pozbawionymi życia jak oczy Marcusa, kiedy wyjaśniał mi, dlaczego zamierza mnie zabić.
Z medytacji na temat paradoksów życia i śmierci wyrwał mnie nagle znajomy głos.
– Susannah?
Podniosłam głowę i ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłam Jesse'a, który pochylał się nade mną ze zmartwioną miną.
– Och – powiedziałam. – Cześć. Skąd się tutaj wziąłeś?
– Wezwałaś mnie – odparł.
Jak mogłam choć przez chwilę pomyśleć, że jakiś chłopak, nawet Tad, może być równie przystojny jak Jesse? Wszystko, począwszy od blizny przecinającej brew, skończywszy na ciemnych lokach na jego karku, było w nim doskonałe, jakby stanowił oryginalny wzór dla archetypu przystojnego mężczyzny.
Był także uprzejmy. Uprzejmością dawnego świata. Pochylił się i podał mi dłoń… szczupłą, brązową, wolną od wysypki.
Pomógł mi stanąć na nogach.
– Dobrze się czujesz? – zapytał, prawdopodobnie dlatego, że nie mówiłam tyle co zwykle.
– Nic mi nie jest – jęknęłam. Przemoczona, śmierdząca rybami, ale cała i zdrowa. – Ale nie wzywałam cię.
Z przeciwległego kąta pokoju dobiegło ciche, ale pełne irytacji mruknięcie.
Marcus usiłował dźwignąć się na nogi, ale ciągle ślizgał się na mokrej, zasłanej rybami podłodze.
– Po co, do diabła, to zrobiłaś? – wysapał.
Nie mogłam sobie przypomnieć. Sądzę, że kiedy runęła na mnie woda, uderzyłam w coś głową. Ojej, pomyślałam. Amnezja. Super. Wykręcę się z pewnością od jutrzejszego testu z geometrii.
Potem spojrzałam przypadkiem na Tada – nadal śpiącego spokojnie na kanapie, z jakąś egzotyczną rybką wijącą się w przedśmiertnych drgawkach na jego nagich nogach – i pamięć wróciła.
Och, tak. Wujek Tada, Marcus, próbuje nas zabić. Zabije nas, jeśli go nie powstrzymam.
Nie jestem pewna, czy rzeczywiście myślałam przytomnie. Z tego, co się wydarzyło, zanim zalała mnie woda, pamiętałam głównie, że z jakiegoś ważnego powodu musiałam dostać się na drugą stronę zbiornika.
Tak więc zaczęłam brodzić w wodzie, nieszczęśliwa, że niszczę sobie buty, a potem wspięłam się na coś, co obecnie stało się jedynie wznoszącą się nieco wyżej platformą, rodzajem sceny z widokiem na morze trzepoczących rybich ogonów. Reflektory punktowe, nadal zakopane w kolorowym żwirze na dnie zbiornika, rzucały na mnie sine światło.
– Susannah – usłyszałam głos Jesse'a. Szedł za mną, a teraz zatrzymał się, patrząc na mnie zaintrygowany. – Co ty robisz?
Nie zwróciłam na niego uwagi. Nie przejmowałam się tez Marcusem, który klął nadal, próbując przejść przez pokój, nie przemaczając do reszty eleganckich butów.
Rozejrzałam się po zrujnowanym akwarium. Tak jak przypuszczałam, ryby karmiono z sąsiedniego pokoju… pokoju.
w którym znajdował się jedynie sprzęt do konserwacji akwarium. Zamknięte drzwi gabinetu pana Beaumonta prowadziły właśnie tam. Nie było żadnego innego wyjścia. Co teraz i tak nie miało znaczenia.
– Złaź stamtąd – Marcus był naprawdę wściekły. – Złaź stamtąd, na Boga, albo sam tam wejdę i cię wyłowię…
„Wyłowi mnie. To mnie rozbawiło ze względu na okoliczności. Parsknęłam śmiechem.
– Susannah – odezwał się Jesse – myślę…
– Zobaczymy, jak głośno będziesz się śmiała – wrzasnął Marcus – kiedy z tobą skończę, ty głupia suko!
Natychmiast odechciało mi się śmiać.
– Susannah – powtórzył Jesse, teraz już poważnie zmartwiony.
– Nie martw się, Jesse – powiedziałam absolutnie spokojnym tonem – panuję nad wszystkim.
– Jesse? – Marcus rozejrzał się zaskoczony. W pokoju nie było jednak nikogo poza Tadem, więc powiedział:
– Jestem Marcus. Marcus, pamiętasz? No, chodź tutaj. Nie mamy czasu na te dziecinne gierki…
Schyliłam się i wzięłam jeden z reflektorów ukrytych w piasku. Lampka okazała się bardzo gorąca.
Marcus zdał sobie sprawę, że nie pójdę z nim z własnej woli, westchnął i sięgnął do kieszeni marynarki, która była teraz mokra i wydzielała nieprzyjemny zapach. Będzie musiał się przebrać przed swoim biznes lunchem.
– W porządku, chcesz się bawić? – Wyciągnął jakiś metalowy błyszczący przedmiot. Był to maleńki rewolwer. Dwudziestka dwójka, sądząc po wyglądzie. Potrafiłam go rozpoznać po tylu odcinkach serialu Gliny.
Читать дальше