I wszystko jest w porządku.
Teraz jesteś już pewien, że wcześniej czy później uda ci się wyhodować populację wspaniałych, szczęśliwych myszek.
Przynajmniej w jednej wybranej klatce.
* * *
– Kim miałem zostać? – zapytałem Natalię.
– Aha – powiedziała. – Jednak dotarło. Nie wiem, Kiryle. To poza moimi kompetencjami. Ja jestem akuszerką ginekologiem, pamiętasz?
– Akuszerka ginekolog nie tylko przyjmuje porody.
– Owszem, czasem jeszcze przeprowadza aborcje. Ale dlaczego komuś trzeba pomóc się urodzić, a komuś wprost przeciwnie, tego mi nie mówią. Sama żałuję. – Rozejrzała się i westchnęła. – W twojej wieży było bardzo sympatycznie. Od razu widać, że z ciebie porządny człowiek. Szkoda. Wielka Szkoda, Kiryle!
Uniosła rękę i przesunęła nią wzdłuż ściany.
Po tynku zaczęła sunąć cienka, wąska szczelina. Potem coś pękło w środku ściany i ze szczeliny posypał się rudy, ceglany pył, jakby zadomowił się tam stalowy kornik.
Poczułem ukłucie po prawej stronie pod żebrami. Krótkie i ostre. Ból zapłonął i zgasł.
Natalia zmrużyła oczy i machnęła ręką, jakby dyrygując niewidoczną orkiestrą.
Wieżą wstrząsnęło, jakby ziemia się pod nią wybrzuszała, nie wytrzymując nacisku pięciu światów. Wydawało się, że każda cegła w ścianach podryguje, próbując utrzymać się na swoim miejscu.
Straciłem oddech i upadłem na podłogę. Z trudem ukląkłem, opierając się rękami o podłogę. Czyste żółte deski ciemniały w oczach, pokrywając się siecią zadrapań, wykrzywiając się i wybrzuszając.
– No widzisz, Kiryle – powiedziała Natalia. – Nie zawsze da się umrzeć stojąc.
Niszczyła moją wieżę! Nade mną nie miała władzy, ale to nie było ważne. Mogła zniszczyć moją funkcję. A gdy zginie moja funkcja, zginę i ja.
Próbowałem wstać. Udało mi się, budynek jeszcze się trzymał, a to znaczy, że ciągle byłem funkcyjnym. Nawet zrobiłem w stronę Natalii kilka niepewnych kroków. Dosięgnąć ją… uderzyć… wczepić się w gardło…
Kobieta zaśmiała się i cięła ręką powietrze. Za jej plecami wybuchły kręcone schody – zapłonęła drewniana poręcz, pękły i z hukiem posypały się mosiężne tralki, a centralny słup wykrzywił się, jakby stopiony żarem.
Ból przeszył mi plecy ognistą żerdzią, palącymi strumyczkami rozpłynął się po żebrach. Zakręciłem się, próbując uciec przed tym ogniem, i padłem na wznak, prosto do nóg Natalii.
Pochyliła się nade mną, zajrzała mi w oczy.
– No i jak, Kiryle? Trzymasz się?
Najstraszniejsze, że w jej głosie nie było okrucieństwa, złości, sadystycznego podniecenia czy pogardy. Przeciwnie, było współczucie i ciekawość. Wstrzykując truciznę niepodejrzewającej niczego myszce, laborant może szczerze kochać zwierzęta.
Muszę się uspokoić. Przepędzić z duszy lepki strach. Ten, kto spanikował, już przegrał.
Ona jest silniejsza. Umie przemieniać ludzi w funkcyjnych i pozbawiać ich funkcji. Ale siła to nie wszystko. Garstka młodzików z Illan na czele umiała przecież związać Różę Białą, ponieważ staruszka z natury nie jest bojownikiem. A ja zdołałem pokonać policjanta, ponieważ byłem bliżej centrum swojej siły – wieży.
A teraz jestem w samej wieży. Rozpadającej się, ale ciągle stojącej. Tutaj ozdrawiałem po śmiertelnej ranie. Czy to może mi pomóc? Nie. Co jeszcze? Każdej nocy wieża przeistaczała się, dopasowując się do moich gustów. Gdy chciałem, w wieży pękły rury. Czy to może mi pomóc?
Tak.
Jeśli wieża posłucha.
Nie wiem, jakie siły sprawiają, że wieża się przekształca. I chyba ona bardzo nie lubi robić tego przy świadkach. Ale teraz umiera.
– Zaatakowałaś… celnika – wykrztusiłem. – Ty też łamiesz… prawa funkcyjnych… Mogę się… bronić…
Zdaje się, że moje słowa rozbawiły Natalię.
– Proszę bardzo. Broń się.
Klasnęła w dłonie – w oknach ze smutnym brzękiem pękły szyby. Podniosła rękę, jakby chwytając coś niewidocznego, i pociągnęła.
Z sufitu posypały się białe odpryski farby. Nad moją głową w płytach sufitu pojawił się szew.
Pociemniało mi w oczach, jakby ktoś ścisnął moją czaszkę stalową obręczą.
I w tej samej chwili kołysząca się na kablu żarówka zapłonęła oślepiającym światłem, szklana kolba rozpadła się w drobny mak i kabel zaczął sunąć w dół. Zrozumiałem, co się dzieje, dopiero wtedy, gdy wąsiki (między którymi białym dymkiem dopalała się wolframowa spirala) niczym zęby żmii wbiły się w szyję Natalii Iwanowej.
Akuszerka krzyknęła, wyginając się. Kabel ciągle się opuszczał, pierścieniami zaciskając się na jej gardle. Potem szarpnął w górę i Natalię oderwało od podłogi.
Wstałem. Trzęsło mnie, ale najgorszy ból minął.
Twarz Natalii spurpurowiała. Rozpaczliwym wysiłkiem zdołała wcisnąć dłonie w pętlę i nieco rozsunąć śmiercionośny uścisk. Prądu, który przeszywał jej ciało, chyba w ogóle nie zauważała.
– O, to dopiero arkan – powiedziałem, patrząc na nią. – No proszę, jak ładnie!
– Przestań! – zawołała Natalia.
Rozbawiło mnie to. Po tym, jak zabiła Nastię, po tym, jak z zmną krwią wykańczała mnie, ja miałbym ją teraz puścić?
– Powiedz „proszę”.
– Proszę!
– Powiedz „więcej nie będę”.
Oczy Natalii rozbłysły, kabel podciągał ją coraz wyżej.
– Idioto! Jeśli zginę… Wszystkie wasze funkcje są wtórne w stosunku do mnie! Wieża i tak zostanie zniszczona! Setki funkcyjnych staną się ludźmi!
– Doskonale! Sądziłaś, że mnie to zmartwi?
– Pozwolimy ci pozostać funkcyjnym! – zawołała.
– Zdechnij, łajzo – powiedziałem. – Zdechnij, a znów staniemy się ludźmi.
– Nikt… wam… nie pozwoli – wycharczała Natalia. – Kurator… naprawi…
I wyszarpnęła dłonie z pętli.
Sufit nad nią rozszedł się wzdłuż szwu, rozwarł niczym chciwe betonowe usta, podrygujące, łapczywe. Rury sterczały niczym krzywe zardzewiałe kły. Kabel wciągał akuszerkę prosto pod cios gotowych do zsunięcia się płyt. Natalia uniosła ręce i cięła nimi powietrze, a potem rozchyliła je, jakby coś rozrywając. I zmiotła niewidoczny dla mnie cel.
Wieża jęknęła. Ze ścian posypały się cegły, podłoga wydęła się i zafalowała. Słońce nad Skansenem pociemniało i okno wychodzące na Ziemię-siedemnaście zasnuła szara zasłona.
W tej samej chwili poczułem, że coś potężnego patrzy na mnie, umierając, patrzy ze smutkiem i z czułością. Tak ogląda swoje dziecięce fotografie staruszek, w którego duszy nie ma już miejsca na współczucie i gorycz. Po moim ciele przeszło ukłucie, coś się napięło i pękło, niczym za mocno naciągnięta struna.
Moja funkcja umierała i zrywała ze mną łączność.
Na kilka ciągnących się w nieskończoność sekund wszystkie moje zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. Usłyszałem chrzęst kręgów szyjnych Natalii i buczenie pociągu podmiejskiego „Siewierianin”, ruszającego z peronu. Zobaczyłem, że na czole umierającej akuszerki pojawia się pot, zobaczyłem, jak błyszczy optyka teleobiektywów spoglądających na moją wieżę z wieży Ostankino, stojącej w nieskończenie dalekim Arkanie. Pochwyciłem gorzki zapach przypalającej się na kuchence jajecznicy i zapach nieświeżego mięsa, z którego przy metrze Aleksiejewska robili szaurmę. Poczułem słony smak krwi na wargach i kwaśny zapach ładunku elektrycznego, przeszywającego ciało Natalii. Poczułem, jak pylistymi śnieżynkami spadają na moje włosy kawałki farby z sufitu i jak tłuką o ziemię buty żołnierzy przy Wiecznym Ogniu.
Читать дальше