Po dwudziestu kolejnych minutach skazaniec zaczął płakać. Szlochał, zanosząc się jak dziecko i próbował się uwolnić. Janet westchnęła; miała mocno rozwinięty instynkt macierzyński, a pod promieniem mentodestruktora umierało oto dziecko, które dawno temu wyrosło na bezlitosnego zabójcę. Popatrzyła na Sej-So.
Ale Czygu była nieugięta.
Przeprowadziła cały proces do końca, likwidując całą pamięć agenta, włącznie z nieświadomymi wspomnieniami z okresu życia płodowego. Dopiero wtedy wyłączyła pulpit.
Zabójca jej towarzyszki ślinił się na stole operacyjnym. Jego oczy patrzyły ślepo, ręce i nogi poruszały się niesychronicznie. Chyba nawet zwieracze przestały działać.
– Pani Sej-So, czy jest pani usatysfakcjonowana karą wymierzoną przestępcy? – zapytał oficjalnie Holmes.
Ekran wyświetlił: Tak.
– Co chce pani zrobić z ciałem?
Proszę wykorzystać je w celach społecznie użytecznych. Niech wszyscy wiedzą, że to nie zemsta, lecz kara.
– Zgadza się pani połączyć ze swoją rasą i oznajmić im o triumfie sprawiedliwości?
Proszę przynieść transceiver.
Po przyrząd poszedł Ka-trzeci. Przebywanie obok przenośnego, kiepsko ekranowanego gluonowego nadajnika nie było zbyt rozsądne, mimo to wszyscy zostali w bloku szpitalnym do końca. Patrzyli na pojawiające się i znikające na holograficznym ekranie – Sej-So nie myślała teraz o neuroterminalu – linijki obcego języka, na migające twarze Czygu, którzy nie przeszli antropomorfozy i nie byli podobni do ludzi.
Dopiero gdy seans łączności się skończył i na ekranie nadajnika zapłonął napis: Flota odwołana. Powstrzymajcie swoje statki – wyszli z bloku szpitalnego. Przy Sej-So został Ka-trzeci i Janet; stan Obcej nadal był ciężki.
* * *
W mesie panował porządek, jedynie przełamany stół przypominał o niedawnej walce.
Alex podszedł do barku, nalał sobie pełną szklankę dziewięćdziesięcioprocentowego bourbona i wypił jednym haustem. Morrison, który przyszedł za nim, skinął głową i nalał sobie tego samego. Napełnili szklanki i w milczeniu usiedli obok siebie.
Nawet zmodyfikowany metabolizm speców ma swoje granice. Teraz obaj piloci mieli szansę na doświadczenie prawdziwego upojenia, dostępnego jedynie ich przodkom i naturalom.
– A wyglądał na zwykłego człowieka… na chłopczyka, który niedawno opuścił szkołę… – Hang wzdrygnął się. – Nie dałbym mu więcej niż dwadzieścia lat.
– Ja też. Na początku.
– Co wzbudziło twoją czujność, Alex? – Morrison popatrzył na niego badawczo.
– Czy to nie wszystko jedno?
– Nie. Jesteś… jesteś dziwnym człowiekiem, kapitanie Aleksie Romanow. Chciałbym wiedzieć, jak go rozgryzłeś.
– Nie jestem już kapitanem, Hang, a ostatnie wydarzenia raczej nie przyniosą mi chluby. Obawiam się, że już nigdy nie podskoczę wyżej pilota chomika.
– Daj spokój, Alex. Dla mnie… dla nas wszystkich już na zawsze pozostaniesz kapitanem. Powiedz, jak wykryłeś zabójcę?
Alex wahał się, ale niedługo – teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
– Moją uwagę parę razy zwróciło dziwne zachowanie członków załogi. Na przykład na Nowej Ukrainie Paul pozostał w barze, nie zdecydował się na wycieczkę po planecie. Trochę to dziwne jak na żółtodzioba, który nie zna galaktyki, prawda? Pewnie, widywałem chłopaczków, którym największą przyjemność sprawiało przesiadywanie w barze, w towarzystwie doświadczonych astronautów, i słuchanie ich opowieści… Ale Paul Lurie wyraźnie do takich nie należał. Gdy tylko zaciągnął się na „Lustro”, natychmiast wyszedł z restauracji.
Morrison niepewnie pokiwał głową. Alex mówił dalej:
– Dziwne też było zachowanie Generałowa, który wytyczył trasę Rtęciowe Dno-Nowa Ukraina-Heraldyka Zodiak-Eden, zanim jeszcze poznaliśmy naszą trasę. Agent na pewno znał trasę wcześniej, a więc logicznie rzecz biorąc, Pak powinien być zabójcą. Ale… Generałow to natural. Pracując jako nawigator, musiał przezwyciężać własne ograniczenia. I on miałby być zabójcą, agentem, zawodowcem? Nieprawdopodobne. A to znaczy, że musiał być jakiś inny powód, coś musiało podsunąć mu myśl o takiej trasie. Przypomnij sobie, z kim Generałow kontaktował się szczególnie często?
– Z Paulem, rzecz jasna.
– Prawdopodobnie w czasie jednej z takich rozmów Generałow, sam tego nie rozumiejąc, otrzymał od Paula wskazówki dotyczące trasy.
– Ale po co?
– Przypomnij sobie tankowiec, który usiłował nas staranować. Trudno wyliczyć taki manewr. Chodziło o to, żeby nasz statek wszedł w hiperkanał według ściśle wytyczonej trasy. Żeby Generałow nie prowadził nas do Zodiaku przez, dajmy na to, Monikę-Trzy, lecz żeby zahaczył o Nową Ukrainę.
– Pak twierdził, że wybrał trasę samodzielnie… – powiedział; w zadumie Morrison.
– Bo nie dostał bezpośrednich wskazówek. Wystarczyło, żeby Paul wspomniał o swoim lęku przed Brownie, że może sobie nie poradzić w sytuacji bojowej… i Generałow uczepił się myśli o ominięciu rejonu rytualnych bojów Brownie. Zdanie o przodkach żyjących na ziemskiej Ukrainie… i mamy Nową Ukrainę. Pytanie, spod jakiego znaku zodiaku jest Generałow… i stąd wziął się Zodiak.
– Naprawdę tak właśnie było?
– Nie wiem, Hang. Moglibyśmy poprosić Paka, żeby sobie przypomniał, ale po co niepotrzebnie stresować człowieka? Jestem pewien, że mniej więcej tak to wyglądało.
Alex wyjął papierosa i zapalił. Hang w zadumie napił się bourbona.
– I to wszystko? – zapytał niepewnie.
– Oczywiście, że nie. Podobnych szczegółów było mnóstwo. Na przykład gdy nieszczęsna Zej-So już nie żyła, a ja niczego nie podejrzewając, poprosiłem fałszywego Paula Luriego, żeby zawołał Czygu, i zwrócił się właśnie do Zej-So, jako starszej. Powiedz, Hang, czy ty rozróżniałeś pszczółki?
– Nie.
– Wiedziałeś, w której kajucie mieszka Zej-So, a w której Sej-So?
– Oczywiście, że nie!
– A agent wiedział. Popełnił błąd, bo chciał iść do kajut pasażerskich, nie pytając, gdzie ma szukać Zej-So.
– To już brzmi poważnie – przyznał Hang.
– Owszem… ale nadal nie jest to dowód. Zwłaszcza dla Czygu. Dlatego byłem zmuszony stworzyć tamtą trudną sytuację.
Na ramieniu Aleksa spoczęła mocna, żylasta ręka.
– Brawo – powiedział Sherlock Holmes. – Brawo, kapitanie. Jeśli kiedykolwiek zechce pan stworzyć swojego klona o specjalności detektywa, pierwszy będę za. A moje słowo sporo znaczy w naszych związkach zawodowych, może mi pan wierzyć!
Alex się odwrócił.
W mesie był nie tylko Holmes. Doktor Watson spoglądała na niego z podziwem, a obok stali Kim i Generałow. Alex uśmiechnął się stropiony.
– Ostatecznie zrozumiałem, kto jest mordercą, po wysłuchaniu wszystkich opowieści członków załogi – powiedział Holmes. – Pomogło mi również to, o czym mówił pan przed chwilą, i jeszcze kilka innych dziwnych zachowań Paula Luriego. Faktycznie, jako zabójca zbliżył się do ideału. Wszystkie te drobne potknięcia… mogłyby co prawda posłużyć za podstawę do sprawy sądowej, do szczegółowego śledztwa, ale mieliśmy bardzo mało czasu. Sej-So nie uwierzyłaby poszlakom, ona doskonale rozumiała, że specastronauci potrafiliby skoordynować swoje działania i oskarżyć jedną osobę, a nawet wydobyć z niej fałszywe przyznanie się do winy. Potrzebna była absolutna prawda, pokazowa autodemaskacja przestępcy. A co za tym idzie… niezbędna była prowokacja. Detektyw wyjął fajkę, nabił ją aromatycznym tytoniem, przysunął zapalniczkę. Wymruczał, pykając:
Читать дальше