– Nie mogę w to uwierzyć. – wymamrotał jeden ze strażników – On rzeczywiście to robi.
Za nimi, myślałam że słyszę płacz Mii. Więzy paliły coraz bardziej. Nigdy nie czułam niczego tak bolesnego w całym swoim życiu, a przeszłam wiele. Zemdlenie szybko stało się bardzo realną możliwością.
– Hej. – powiedział nagle strażnik. – Co tak śmierdzi?
Tym zapachem był roztopiony plastik. Albo może moje roztopione ciało. Szczerze mówiąc, to nie miało znaczenia, bo kiedy następnym razem poruszyłam swoimi nadgarstkami, przedarły się przez brejowate, rozpalone więzy.
Miałam dziesięć sekund zaskoczenia i wykorzystałam je. Zerwałam się ze swojego krzesła, popychając przy tym Christiana do tyłu. Miał strażników po obu swoich stronach, a jeden z nich ciągle trzymał szczypce. Jednym ruchem, złapałam za nie i wyrwałam po czym dźgnęłam je w policzek tamtego faceta. Wydał coś w rodzaju bulgotającego krzyku, ale nie czekałam by zobaczyć co się stało. Moje okno zaskoczenia zostało zamknięte, i nie mogłam już tracić czasu. Tak szybko, jak puściłam szczypce, uderzyłam pięścią drugiego faceta. Z reguły moje kopniaki były silniejsze niż ciosy pięścią, ale ciągle uderzałam dość mocno by go zaskoczyć i wprawić w osłupienie.
Do tego czasu, lider strażników wszedł do akcji. Tak jak się obawiałam, ciągle miał broń i zaatakował nią.
– Nie ruszaj się! – krzyknął, mierząc do mnie.
Zamarłam. Strażnik, którego uderzyłam otrząsnął się i złapał mnie za ramię. Obok, facet w którego wbiłam szczypce, jęczał na podłodze. Ciągle trzymając mnie na muszce, lider zaczął coś mówić i wtedy krzyknął, przestraszony. Broń żarzyła się słabym pomarańczem i wypadła z jego rąk. Gdy ją trzymał, jego skóra stała się czerwona i zaogniona. Zdałam sobie sprawę, że to Christian podgrzał metal. Tak. Zdecydowanie powinniśmy byli użyć magii na samym początku. Jeśli z tego wyjdziemy, zamierzałam stanąć w obronie poglądów Taszy. Anty-magiczne nastawienie morojów względem walki, było tak wpojone w nasze mózgi, że nawet nie pomyśleliśmy, żeby spróbować tego wcześniej. To było głupie.
Obróciłam się do faceta, który mnie trzymał. Nie sądzę, by spodziewał sie, że dziewczyna mojego rozmiaru podejmie tyle prób walki i dodatkowo, ciągle był w pewnym sensie ogłuszony tym, co stało się tamtemu facetowi i broni. Miałam wystarczająco dużo miejsca, by kopnąć go prosto w brzuch, kopniakiem, który zasługiwałby na szóstkę na mojej lekcji walki. Chrząknął przy uderzeniu, którego siła popchnęła go na ścianę. Błyskawicznie znalazłam się na nim. Łapiąc garść jego włosów, trzasnęłam jego głową o podłogę wystarczająco mocno by go znokautować, ale nie zabić.
Natychmiast zerwałam się z miejsca, zaskoczona, że lider jeszcze mnie nie dopadł. To nie powinno zabrać mu dużo czasu by otrząsnąć się z szoku spowodowanym rozgrzaniem broni. Ale kiedy odwróciłam się, pokój był cichy. Lider leżał nieświadomy na ziemi – z nowo uwolnionym, wiszącym nad nim, Masonem. Obok, Christian trzymał w jednej ręce szczypce a w drugiej broń. Musiała być ciągle gorąca, ale jego moc musiała go na to uodpornić. Mierzył do mężczyzny, którego dźgnęłam. Facet nie był nieprzytomny, zaledwie krwawił, ale, tak jak ja, zamarł pod lufą.
– Cholera jasna. – mruknęłam, ogarniając scenę. Wprawiając w osłupienie Christiana, wyciągnęłam rękę – Daj mi to, zanim zrobisz komuś krzywdę.
Oczekiwałam zgryźliwego komentarza, ale on po prostu oddał mi broń trzęsącymi się rękami. Schowałam ją za pasek. Studiując go uważniej, dostrzegłam, jak bardzo był blady. Wyglądał jakby mógł w każdej chwili runąć na podłogę. Zrobił całkiem dobre czary, jak na kogoś, kto głodował przez dwa dni.
– Mase, weź kajdanki. – powiedziałam.
Nie odwracając się do reszty z nas, Mason zrobił parę kroków w tył, w kierunku pudła, gdzie nasi porywacze trzymali zapas plastikowych pasów, którymi nas związali. Wyciągnął trzy takie pasy a następnie coś jeszcze. Zwrócił się do mnie z pytającym spojrzeniem i złapał rolkę taśmy izolacyjnej.
– Idealnie. – powiedziałam.
Przywiązaliśmy naszych porywaczy do krzeseł. Jeden pozostał przytomny, ale walnęliśmy go tak, że on też stracił przytomność i wtedy zakleiliśmy im usta taśmą klejącą. (duct tape – Taśma tekstylna jednostronnie klejąca o podwyższonej wytrzymałości i szerokim wachlarzu zastosowań. Charakteryzuje się dużą odpornością na warunki atmosferyczne, starzenie, wilgoć i temperaturę. Doskonale przylega do klejonych powierzchni. – przyp. szazi ze strony producenta ^^) Nie chciałam żeby narobili hałasu, gdyby odzyskali przytomność.
Kiedy uwolniliśmy Mię i Eddiego, cała nasza piątka zebrała się razem i zaczęliśmy planować nasze następne posunięcie. Christian i Eddie ledwo mogli ustać, ale Christian przynajmniej był świadomy otoczenia. Twarz Mii była zalana łzami, ale podejrzewałam, że jest w stanie wykonywać rozkazy. I w ten oto sposób, ja i Mason zostaliśmy najsprawniejszymi w grupie.
– Według zegarka tego gościa, jest rano. – powiedział. – Wszystko co musimy zrobić, to wydostać się na zewnątrz, a wtedy nie będą mogli nas dotknąć. Przynajmniej dopóki nie przybędzie tu więcej ludzi.
– Mówili, że Isaiah wyszedł. – powiedziała Mia słabym głosem. – Powinniśmy móc się stad wydostać, prawda?
– Ci mężczyźni nie uwolnią się przez kilka godzin. – powiedziałam. – Mogli się mylić. Nie możemy zrobić niczego głupiego.
Ostrożnie, Mason otworzył drzwi prowadzące do naszego pokoju i rozejrzał się po pustym korytarzu.
– Myślicie, że jest tutaj jakieś wyjście na zewnątrz?
– Dzięki temu nasze życie stałoby się prostsze, – wymamrotałam. Spojrzałam do tyłu na resztę. – Zostańcie tutaj. Idziemy sprawdzić resztę piwnicy.
– Co jeśli ktoś przyjdzie? – zawołała Mia.
– Nie zrobią tego. – zapewniłam ją.
Właściwie byłam całkiem pewna, że nie było nikogo innego w piwnicy; przybiegliby biorąc pod uwagę cały ten hałas. I gdyby ktoś próbował zejść schodami na dół, usłyszelibyśmy go najpierw.
Mason i ja, robiąc zwiad wokół piwnicy, poruszaliśmy się ostrożnie, pilnując nawzajem swoich pleców i sprawdzając każdy zakamarek. Każdy kawałek tego szczurzego labiryntu, który pamiętałam z początku naszego porwania. Pokręcone korytarze i mnóstwo pokoi. Jedne po drugich, po kolei otwieraliśmy wszystkie drzwi. Wszystkie pokoje były puste, okazyjnie zawierając jakieś krzesło, lub dwa, na czarną godzinę. Wzdrygnęłam się na myśl o tym, że wszystkie z nich były prawdopodobnie używane jako więzienia, dokładnie takie jak nasze.
– Nawet jednego, cholernego okna w całym tym miejscu. – mruknęłam kiedy skończyliśmy nasz obchód. – Musimy iść na górę.
Skierowaliśmy się do wyjścia z naszego pokoju, ale zanim tam doszliśmy, Mason złapał mnie za rękę. – Rose…
Zatrzymałam się i podniosłam na niego wzrok.
– Tak?
Jego niebieskie oczy – bardziej poważne niż kiedykolwiek widziałam – patrzył żałośnie w dół.
– Naprawdę spieprzyłem sprawę.
Myślałam o wszystkich wydarzeniach, które do tego doprowadziły.
– My spieprzyliśmy sprawę, Mason.
Westchnął.
– Mam nadzieję… mam nadzieję, że kiedy to wszystko się skończy, będziemy mogli usiąść i porozmawiać, i wszystko sobie wyjaśnić. Nie powinienem był wściekać się na ciebie.
Chciałam mu powiedzieć, że tak się nie stanie, że kiedy zniknął, byłam właściwie na drodze do powiedzenia mu, że sprawy pomiędzy nami nie potoczą się lepiej. Ale to nie wydawał się być odpowiedni czas ani miejsce żeby zrywać, więc skłamałam.
Читать дальше