Philip Pullman - Bursztynowa Luneta

Здесь есть возможность читать онлайн «Philip Pullman - Bursztynowa Luneta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bursztynowa Luneta: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bursztynowa Luneta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bursztynowa Luneta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bursztynowa Luneta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pewnego razu organizowano konferencję z mojej dziedziny i poproszono mnie o wygłoszenie referatu. Konferencja odbywała się w Lizbonie, gdzie jeszcze nigdy nie byłam; prawdę mówiąc, nigdy nie wyjeżdżałam z Anglii. Ta cała wyprawa, lot samolotem, hotel, jaskrawe słońce, obce języki wokół mnie, znane osobistości, które miały przemawiać... Martwiłam się o swój referat, czy zjawią się jacyś słuchacze, czy trema w ogóle pozwoli mi mówić... Och, cała się trzęsłam z przejęcia, możecie mi wierzyć. I byłam taka niewinna... Musicie o tym pamiętać. Byłam taką grzeczną dziewczynką, regularnie chodziłam na mszę, uważałam, że mam powołanie do duchowego życia. Chciałam służyć Bogu całym sercem. Chciałam wziąć całe moje życie i ofiarować je o tak – uniosła złożone dłonie – ofiarować je Jezusowi, żeby z nim zrobił, co zechce. Myślę, że byłam z siebie zadowolona. Za bardzo. Byłam święta i w dodatku mądra. Ha! to trwało do, hm, wpół do dziesiątej wieczorem dziesiątego sierpnia, siedem lat temu.

Lyra usiadła prosto i objęła rękami kolana, słuchając z napięciem.

– Tego wieczoru wygłosiłam mój referat – ciągnęła Mary – i dobrze mi poszło. Słuchało mnie kilka znanych osób, odpowiedziałam na pytania całkiem do rzeczy, jednym słowem: czułam ulgę i radość... I niewątpliwie dumę. Kilku moich kolegów wybierało się potem do restauracji trochę dalej na brzegu i zapytali, czy pójdę z nimi. Zwykle wymawiałam się od takich zaproszeń, ale tym razem pomyślałam: przecież jestem dorosła, wygłosiłam referat na ważny temat, który został dobrze przyjęty, i jestem wśród przyjaciół... Było tak ciepło, rozmowa obracała się wokół najbardziej interesujących dla mnie rzeczy, wszyscy mieliśmy świetne humory, więc postanowiłam trochę sobie pofolgować. Widzicie, odkrywałam drugą stronę siebie, tę, która lubiła smak wina i sardynek z rusztu, dotyk ciepłego powietrza na skórze i rytm muzyki w tle. Rozkoszowałam się tym.

Usiedliśmy do kolacji w ogrodzie. Siedziałam na końcu długiego stołu, pod drzewkiem cytrynowym, obok stała altanka obrośnięta kwiatami passiflory, mój sąsiad rozmawiał z kimś po drugiej stronie... Naprzeciwko mnie siedział mężczyzna, którego widziałam raz czy dwa na konferencji. Nie znałam go osobiście; był Włochem i ludzie mówili o jego pracach, więc pomyślałam, że chciałabym o nich posłuchać. Był niewiele starszy ode mnie, miał miękkie czarne włosy, piękną oliwkową skórę i bardzo ciemne oczy. Włosy ciągle opadały mu na czoło i odgarniał je powoli, o tak...

Pokazała im. Will pomyślał, że chyba bardzo dokładnie to zapamiętała.

– Nie był przystojny – podjęła. – Nie był bawidamkiem ani kobieciarzem. Gdyby był taki, onieśmieliłby mnie i nie umiałabym z nim rozmawiać. Ale on wydawał się miły, bystry i zabawny. Bez żadnych oporów siedziałam tam pod drzewkiem cytrynowym, wśród kwiatów, wina i pieczonych potraw, rozmawiałam, śmiałam się i pragnęłam, żeby uważał mnie za ładną. Siostra Mary Malone flirtowała! A moje śluby? A poświęcenie życia Jezusowi i cała reszta? No, nie wiem, czy to spowodowało wino, czy moja głupota, czy ciepłe powietrze i zapach kwiatów... Ale stopniowo zaczęło mi się wydawać, że uwierzyłam w coś nieprawdziwego. Uwierzyłam, że byłam szczęśliwa, zadowolona i spełniona sama jedna, bez miłości kogoś innego. Zakochanie było dla mnie niczym Chiny: wiedziałam, że istnieje taki kraj, na pewno bardzo interesujący i ludzie tam jeżdżą, ale nie ja. Nigdy w życiu nie pojadę do Chin, ale to nie ma znaczenia, ponieważ mogę zwiedzać całą resztę świata. A potem ktoś mi podał kawałek czegoś słodkiego i nagle przypomniałam sobie, że przecież byłam w Chinach. A potem o tym zapomniałam. Dopiero smak tych słodyczy przywołał wspomnienie... To chyba był marcepan... słodka migdałowa pasta – wyjaśniła na użytek Lyry, która miała niepewną minę.

– Aha! Marcepan! – zawołała Lyra i usiadła wygodnie, żeby słuchać dalej.

– W każdym razie – ciągnęła Mary – pamiętałam ten smak i natychmiast powróciła chwila, kiedy smakowałam go po raz pierwszy jako młoda dziewczyna. Miałam dwanaście lat. Byłam na przyjęciu w domu jednej z moich przyjaciółek, na urodzinowym przyjęciu, i mieliśmy dyskotekę... Wtedy ludzie tańczą przy muzyce odtwarzanej z takiej maszyny – wyjaśniła, widząc pytający wzrok Lyry. – Zwykle dziewczęta tańczą razem, bo chłopcy są zbyt nieśmiali, żeby je poprosić. Ale ten chłopiec... nie znałam go... poprosił mnie do tańca, więc przetańczyliśmy pierwszy kawałek, potem drugi i w końcu zaczęliśmy rozmawiać... I wiecie, jak to jest, kiedy się kogoś polubi... od razu to wiesz: a ja go bardzo polubiłam. Rozmawialiśmy dalej, a potem podano urodzinowy tort. On wziął kawałek marcepana i delikatnie włożył mi do ust... Pamiętam, że próbowałam się uśmiechnąć, zaczerwieniłam się i głupio mi się zrobiło... i zakochałam się w nim tylko dlatego, że tak delikatnie dotknął moich ust marcepanem.

Słuchając tych słów, Lyra poczuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Czuła mrowienie we włosach, oddychała szybciej. Nigdy nie jeździła kolejką górską ani żadnym takim wynalazkiem, bo rozpoznałaby od razu to ściskanie w piersiach: strach zmieszany z podnieceniem, nie wiadomo dlaczego. Sensacje trwały, pogłębiały się i zmieniały w miarę, jak docierały do kolejnych części ciała.

Lyra miała wrażenie, jakby wręczono jej klucz do wielkiego domu, o którym dotąd nie wiedziała, domu ukrytego w jej wnętrzu, i kiedy przekręciła klucz, głęboko w ciemnościach budynku otwarły się inne drzwi i do środka wpadło światło. Siedziała drżąca, obejmując kolana, i ledwie śmiała oddychać, kiedy Mary mówiła dalej:

– I chyba na tym przyjęciu albo może na następnym pocałowaliśmy się pierwszy raz. To było w ogrodzie, z domu dochodziła muzyka, cisza i spokój panowały wśród drzew i pragnęłam... Całe moje ciało pragnęło go aż boleśnie i widziałam, że czuł to samo... Oboje byliśmy prawie zbyt nieśmiali, żeby zrobić pierwszy ruch. Prawie. Ale jedno z nas to zrobiło i nagle, bez żadnej przerwy... to było jak kwantowy skok... nagle się całowaliśmy i och, to było więcej niż Chiny, to był raj. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, nie więcej. Potem jego rodzice się przeprowadzili i nigdy więcej go nie zobaczyłam. To było takie słodkie, takie krótkie... Ale było. Wiedziałam. Byłam w Chinach.

Przedziwne: Lyra dokładnie rozumiała, o co tamtej chodzi, chociaż pół godziny wcześniej nie miałaby o tym pojęcia. A w jej wnętrzu ten ogromny dom stał z otwartymi wszystkimi drzwiami i oświetlonymi pokojami – pusty, cichy, czekający.

– O wpół do dziesiątej tamtego wieczoru w portugalskiej restauracji – ciągnęła Mary, całkowicie nieświadoma milczącego dramatu rozgrywającego się we wnętrzu Lyry – ktoś podał mi kawałek marcepana i wszystko powróciło. I pomyślałam: czy naprawdę do końca życia nie zamierzam więcej doznać tego uczucia? Uświadomiłam sobie, że chcę pojechać do Chin. Tam jest pełno skarbów, dziwów, tajemnic i radości. Pomyślałam: czy ktoś na tym skorzysta, jeśli wrócę prosto do hotelu, zmówię modlitwy, wyspowiadam się księdzu i obiecam nigdy więcej nie ulegać pokusie? Czy ktoś skorzysta na mojej niedoli? I nadeszła odpowiedź: nie. Nikt nie skorzysta. Nikt mnie nie skarci, nikt mnie nie potępi, nikt mnie nie pobłogosławi, jeśli byłam grzeczna, nikt mnie nie ukarze, jeśli byłam zła. Niebo jest puste. Nie wiedziałam, czy Bóg umarł, czy nigdy nie istniał żaden Bóg. Tak czy owak, poczułam się wolna i samotna i nie wiedziałam, czy jestem szczęśliwa, czy nieszczęśliwa, poczułam tylko, że stało się coś bardzo dziwnego. I cała ta ogromna zmiana dokonała się, kiedy trzymałam marcepan w ustach, zanim jeszcze go połknęłam. Smak... wspomnienie... wstrząs.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bursztynowa Luneta»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bursztynowa Luneta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Bursztynowa Luneta»

Обсуждение, отзывы о книге «Bursztynowa Luneta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x