Ołeś Berdnyk - Puchar Amrity

Здесь есть возможность читать онлайн «Ołeś Berdnyk - Puchar Amrity» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1971, Издательство: INSTYTUT WYDAWNICZY „PAX”, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Puchar Amrity: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Puchar Amrity»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ukraiński astrofizyk Mychajło Sahajdak, indyjski biolog Swami Rishideva, amerykański astronauta Harry Thawn... Oni zaprzyjaźnili się jeszcze w faszystowskim kacecie, skąd młodym żołnierzom wojsk związkowych poszczęściło się prawie cudem uciec.
Powojenne lata nie przyćmiły, nie zachwiali dawnej przyjaźni. Harry przygotowuje się do polotu na Księżyc, Mychajło odsłonia tajemnicy dalekich galaktyk, Swami studiuje złożoność psychiki ludzkiej. Lecz obok szczytów naukowych odkryć często działają przepaści rozpaczy i rozczarowania. Tylko w tytanicznej walce ducha i serca można odszukać jasną drogę do wiekopomnych wartości prawdy i miłości.
Powieść feeryczna „Puchar Amrity” Ołesia Berdnyka dotyka ważnych pytań etyki, tajemnic bytu.

Puchar Amrity — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Puchar Amrity», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mychajło odpoczął trochę, oparty o trzonek łomu. Lecz minuta szybko mijała, samochody podjeżdżały do pagórka i trzeba było znów ładować na taczki obmierzłe głazy, wieźć po chwiejnych deskach.

Minuta za minutą. Godzina za godziną. Wściekły rytm wyczerpywał, przed oczami płynęły kolorowe koła, pot zalewał oczy. Harry otarł dłonią szarą twarz i szepnął:

— Koledzy! Długo tak nie wytrzymamy…

— Cicho! — westchnął Mychajło.

— Zastanowimy się — powiedział Hindus. — Prócz rąk mamy jeszcze głowę…

— I ja tak sądzę — ucieszył się Harry. — Czyżbyśmy mieli zginąć w tej jamie? Gdzieś nasi chłopcy tłuką tych boszów, a my…

— Tss! — syknął błagalnie Sahajdak. — Kapo jest blisko. Czy chcesz pierwszego dnia…

Z dala rozległa się syrena. Nad kamieniołomem przetoczył się gwar zadowolenia. Był to sygnał na obiad. Po stromej wstędze drogi podjeżdżał samochód, za nim kuchnia połowa. Zatrzymała się, jeńcy ruszyli w jej stronę.

— Ja przyniosę — rzekł Mychajło.

Złapał miski, podbiegł do gromady. Stanął w kolejce. Na obiad był rzadki barszcz rudego koloru i zapiekana soja. Mychajło postawił miskę na misce, nakrył je pokrywką, położył na niej chleb i soję. Przechodząc ostrożnie z kamienia na kamień, zaniósł długo oczekiwany obiad przyjaciołom.

Swami podzielił barszcz między towarzyszy, sobie wziął chleb i połowę porcji soi. Gdy Mychajło znów zaczął się z nim sprzeczać, Hindus rzekł surowo:

— Dajmy spokój skrupułom. Już raz powiedziałem. Starcza mi tego, co sobie zostawiam.

Mychajło i Harry chciwie pochłaniali ciepłą strawę. Swami przykucnął obok głazu, spokojnie, niedbale żuł skórkę chleba, popijając wodą z butelki.

Amerykanin rozejrzał się dokoła, wygrzebał gdzieś z kieszeni podartego frencza papierosa, zapalił kartonową zapałkę i zaciągnął się aromatycznym dymkiem.

— Póki trwa przerwa, opowiadaj, Rishidevo, o sobie. Twoja kolej. Kapo jest daleko, posłuchamy…

— Niech będzie — zgodził się Hindus. — Opowiem…

Rishideva zamyślił się, spojrzeniem był gdzieś daleko, jego mowa płynęła szybko, harmonijnie. Zdawało się, że przeszłość odradza się w nim i że widzi ją naprawdę — zadziwiająca gama uczuć malowała się na subtelnym, uduchowionym obliczu.

— Urodziłem się w małej wiosce nad Gangesem, w pobliżu Gai, świętego miejsca buddystów. Rodzice — prawowierni bramini, byli bardzo biedni. Mieliśmy ubogą chatkę, kawałek ziemi. Z tego żyliśmy. Ojciec pracował również u miejscowego właściciela ziemskiego, pomagał w prowadzeniu rachunków, czytał święte księgi.

Otrzymałem wychowanie religijne. Potem uczelnia typu europejskiego w Benaresie. Wicher nowych pojęć wdarł się do świadomości, wchodził w konflikt z wiarą ojców, z tradycjami, z bezwładem umysłu. Znalazłem się na rozdrożu. Wielu młodych Hindusów łatwo zrywało ze starożytną filozofią, drwiąc z bogów, z obrzędów, z tradycji. Bez zastrzeżeń przyjmowali kulturę europejską, a wraz z nią ateizm, kult techniki, pogardę dla tego, co własne, odwieczne, indyjskie… Dla zamydlenia oczu ludziom odprawiali modły, udawali, że są jaroszami, trzymali się zwyczajów kastowych, lecz zbierając się wieczorem zrzucali z siebie pozory potulności, jedli potrawy mięsne, pili alkohol, palili tytoń, używali narkotyków.

— A ty? — zaciekawił się Harry. — Ty zostałeś świętoszkiem?

— Nigdy nie byłem świętoszkiem — odparł poważnie Swami. — Ale nie mogłem też stać się cynikiem. Od dzieciństwa niepokoiła mnie jedna myśl: poznać prawdę. Nie można żyć nie poszukując prawdy. Nie mogłem przyjąć idei europejskich w całej pełni, były często zbyt powierzchowne, niepoważne, mechanistyczne. Poza tym cywilizacja europejska niosła ze sobą niewolę, cynizm, demoralizację, podczas gdy nasze tradycje przechowywały w tajemnych przekazach i zwyczajach ziarna wiedzy, dawały nadzieję na wielkie poznanie. W Indiach nie tylko czytało się o wielkich bojownikach i bohaterach, lecz można było także spotkać współczesnych żyjących głosicieli prawdy. Byli to ludzie, którzy znali Vivekandę i Ramakrishnę, można jeszcze było spotkać Rabindranatha Tagore, stąpał jeszcze po indyjskiej ziemi Mahatma Gandhi…

— Wstyd mi, ale nic o nich nie wiem — rzekł Mychajło. — Ramakrishna, Vivekanda?

— Czytałem coś niecoś o nich — odezwał się Harry. — W książkach Romain Rollanda. Wzruszające opowieści. Sądzę jednak, że to tylko mistyka, piękna baśń.

— Piękna baśń jest lepsza niż rzeczywisty, złowrogi światopogląd — odrzekł smutno Swami. — Powiem ci o nich kilka słów. Ramakrishna był braminem, podobnie jak ja. Od najmłodszych lat zajął się żarliwie niezwykle ciekawą ideą — zapragnął dotrzeć do istoty wszystkich nauk, zbadać, na czym polega ich wartość. Chciał dociec, który z głosicieli — współczesnych czy dawnych — głosi prawdę. Za którym należy pójść. Zaabsorbowany tymi myślami, coraz głębiej wnikał w świat różnych koncepcji religijnych, wybierał z nich wszystko, co najpiękniejsze. Znaleźli się nauczyciele, którzy mu w tym pomogli. Nie czas teraz na szerszą analizę jego poglądów, lecz Ramakrishna doszedł do niezwykłych wniosków. Oświadczył, że świat niesłusznie jest podzielony. Każdy człowiek, wszystkie nauki, wcześniej czy później dotrą do jednej idei — idei jedności świata. Ramakrishna zaczął głosić naukę o jedności. Zyskał uczniów i naśladowców. Najwybitniejszym był Swami Vivekanda — wielki filozof i reformator. Vivekanda wstrząsnął Indiami. Zmusił je do przebudzenia się z długotrwałego snu. Powiedział, że czas już zdobyć się na śmiałość i męstwo. Oświadczył.

iż uznaje tylko jedno — pozyskanie wszystkich narodów dla swej idei. Kto służy ludziom — służy Bogu…

— Czyli jest komunistą — rzekł Mychajło z satysfakcją. — Jakiż więc z niego wierzący?

— Tsss! — syknął Amerykanin, pochylając się ku niemu. — Zgłupiałeś. Nie wymawiaj tego słowa. Jeśli usłyszą — koniec z nami.

— Nie usłyszą, samochody warczą. Mów, Swami, dalej…

— Koncepcje Vivekandy zachwyciły mnie. Poznałem także idee Ramakrishny, jego zwolenników. Dostrzegałem wyraźnie drogi syntezy, prowadzącej do odrodzenia mojej ojczyzny. Było to połączenie wszystkiego, co najwartościowsze w nauce światowej. Współczesnej i dawnej, w filozofii starożytności i dnia dzisiejszego, w technice i jodze. Ptak nie może latać o jednym skrzydle, podobnie ludzkość zatrzyma się w rozwoju, jeśli odrzuci zdobycze wielu tysięcy lat dawnych epok. Indie zanadto uległy urokowi zjawisk nadprzyrodzonych. Europa zaś ugrzęzła głęboko w technicyzmie. I tam, i tu — ślepy tor. Postanowiłem przestudiować myśl naukową Zachodu i poznać głęboko jogę. Los przysłał mi nauczyciela — guru. W Sikkimie, na łonie niebotycznych gór, w cichym aśramie zgłębiałem jogę…

— Co to jest joga? — rzucił pytanie Mychajło. — Nie spotykałem nigdy książek na ten temat. Nauczyciel powiedział nam kiedyś podczas lekcji, że jest to sekta mistyków.

— W jodze nie ma nic z mistycyzmu — odparł Hindus z uśmiechem. — To po prostu nauka o człowieku. W dosłownym przekładzie joga oznacza „związek”…

— Jaki związek?

— Człowieka z człowiekiem. Człowieka ze społeczeństwem. Człowieka z kosmosem. Człowieka z Bogiem, jeśli wierzy w Niego…

— A czy może być jog niewierzący?

— Wszyscy w coś wierzą — powiedział Swami. — Otóż, joga to walka o jedność, o zrozumienie jedności…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Puchar Amrity»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Puchar Amrity» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Puchar Amrity»

Обсуждение, отзывы о книге «Puchar Amrity» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x