Zanim zdążyliśmy nacisnąć na dzwonek, reporterka otwarła nam drzwi. Była wysoką szczupłą kobietą mniej więcej w wieku moich rodziców, z orlim nosem, przenikliwymi oczami i dużą liczbą „zmarszczek śmiechu”. Ubrana była w modne dżinsy, jedne z tych, jakie można było znaleźć w butikach na Valencia Street, oraz w luźną indiańską bawełnianą bluzkę, która zwisała jej do ud. Miała też małe okrągłe okulary błyszczące w świetle korytarza.
Przywitała nas cierpkim, słabym uśmiechem.
– Widzę, że zabrałaś ze sobą cały klan – powiedziała.
– Za chwilę zrozumiesz dlaczego – przytaknęła mama.
Pan Glover wysunął się zza taty.
– I wezwałaś marynarkę wojenną?
– Wszystko w swoim czasie.
Wszyscy po kolei zostaliśmy jej przedstawieni. Miała mocny uścisk dłoni i długie palce.
Jej dom został urządzony w japońskim minimalistycznym stylu, stało tam zaledwie kilka proporcjonalnych niskich mebli i wielkie gliniane dzbany z bambusem omiatającym sufit, co przypominało ogromny zardzewiały silnik Diesla, który przysiadł na szczycie wypolerowanego marmurowego cokołu. Doszedłem do wniosku, że mi się podoba. Podłoga była zrobiona ze starego drewna, oszlifowanego i zabejcowanego, lecz bez wypełnień, więc pod powierzchnią lakieru można było dostrzec pęknięcia i wgłębienia. Naprawdę mi się podobała, zwłaszcza gdy chodziłem po niej w samych skarpetach.
– Robię kawę – oznajmiła. – Kto ma ochotę?
Wszyscy podnieśliśmy ręce. Spojrzałem wyzywająco na rodziców.
– Dobrze – rzekła.
Zniknęła w innym pokoju i po chwili wróciła, niosąc chropowatą bambusową tacę z dzbankiem termicznym oraz sześcioma precyzyjnie zaprojektowanymi kubkami w nierówne, niedbałe wzory. To też mi się podobało.
– A teraz – powiedziała, gdy już nalała i podała nam kawę – miło was znowu wszystkich zobaczyć. Marcusie, myślę, że ostatnim razem, gdy cię widziałam, miałeś chyba z siedem lat. Pamiętam tylko, że byłeś bardzo podekscytowany nowymi grami wideo, które mi pokazywałeś.
W ogóle tego nie pamiętałem, ale wyglądało na to, że właśnie tym interesowałem się w wieku siedmiu lat. Pewnie chodziło o gry na Sega Dreamcast.
Wyjęła dyktafon, żółty notatnik i długopis.
– Jestem tutaj po to, by was wysłuchać bez względu na to, co macie mi do powiedzenia, i obiecuję, że wszystkie informacje potraktuję jako poufne. Ale nie mogę obiecać, że zrobię coś w tej sprawie i że zostanie to opublikowane.
Sposób, w jaki to powiedziała, uświadomił mi, że wyświadczyła mojej mamie, która wyrwała ją z łóżka, wielką przysługę bez względu na to, czy była jej przyjaciółką czy też nie. Bycie grubą rybą dziennikarstwa śledczego musiało być potwornie upierdliwe. Pewnie z milion osób chciałoby, żeby zajęła się ich sprawą.
Mama skinęła na mnie głową. Mimo że opowiadałem tę historię już trzy razy tego wieczoru, nie mogłem wykrztusić słowa. To co innego niż rozmowa z rodzicami. Co innego niż opowiadanie ojcu Darryla. To – to miało być nowe posunięcie w grze.
Zacząłem powoli, patrząc, jak Barbara sporządza notatki. Wypiłem całą filiżankę kawy, wyjaśniając, co to jest ARG i jak wydostałem się ze szkoły, żeby wziąć udział w grze. Mama, tata i pan Glover słuchali uważnie. Nalałem sobie kolejną filiżankę kawy i wypiłem ją, tłumacząc, jak zostaliśmy schwytani. Zanim dokończyłem swoją opowieść, osuszyłem cały dzbanek i czułem się jak koń wyścigowy, któremu chce się sikać.
Jej łazienka z brązowym organicznym mydłem o zapachu czystego błota leżącym na umywalce była tak samo surowa jak pokój. Gdy wróciłem, wszyscy dorośli patrzyli na mnie w milczeniu.
Teraz swoją historię opowiedział ojciec Darryla. Oczywiście nie miał nic do powiedzenia na temat tego, co się stało, ale wyjaśnił, że jest weteranem i że jego syn był dobrym dzieckiem. Mówił o tym, co czuje człowiek, który myśli, że jego dziecko nie żyje, o tym, jak jego była żona załamała się i wylądowała w szpitalu, po tym jak się o wszystkim dowiedziała. Trochę płakał, nie czując wstydu. Łzy spływały ciurkiem po jego pomarszczonej twarzy, pozostawiając ciemne plamki na kołnierzu jego galowego munduru.
Gdy skończył, Barbara poszła do drugiego pokoju i wróciła z butelką irlandzkiej whisky.
– To piętnastoletni bushmills z pojedynczej beczki – wyjaśniła, stawiając na stole cztery małe szklanki. Żadnej dla mnie. – Nie sprzedają go od dziesięciu lat. Myślę, że to odpowiedni moment, żeby go otworzyć.
Wypełniła szklanki alkoholem, potem podniosła swoją do ust, wypijając połowę zawartości. Reszta dorosłych poszła za jej przykładem. Wypili, a ona nalała im następną kolejkę.
– W porządku – powiedziała. – Oto, co mogę wam teraz powiedzieć. Wierzę wam. Nie tylko dlatego, że cię znam, Lillian. Ta historia brzmi wiarygodnie i pokrywa się z innymi pogłoskami, które do mnie dotarły. Ale nie mogę wam po prostu uwierzyć na słowo. Będę musiała przeprowadzić dochodzenie na temat każdego aspektu tej sprawy, każdego szczegółu waszego życia i tej historii. Muszę wiedzieć, czy jest coś, o czym mi nie powiedzieliście, coś, co mogłoby was zdyskredytować po wyjściu na światło dzienne. Muszę wiedzieć wszystko. Mogą minąć tygodnie, zanim będę gotowa, żeby to opublikować.
Musicie też myśleć o swoim bezpieczeństwie oraz bezpieczeństwie Darryla. Jeśli rzeczywiście jest „osobą nieistniejącą”, to naciskanie na DBW może spowodować, że wywiozą go gdzieś o wiele dalej. Na przykład do Syrii. Mogą też zrobić coś o wiele gorszego.
Jej słowa zawisły w powietrzu. Wiedziałem, że chodziło jej o to, że mogą go zabić.
– Teraz wezmę ten list i go zeskanuję. Będę potrzebowała zdjęć was wszystkich, teraz i później. Możemy wysłać fotografa, ale dzisiaj chcę to jak najdokładniej udokumentować.
Udałem się z nią do jej biura, żeby zeskanować list. Spodziewałem się stylowego komputera o niskim zasilaniu, który pasowałby do całego wystroju, ale zamiast tego jej gościnna sypialnia/biuro było zagracone najwyższej klasy pecetami z dużymi płaskimi monitorami i skanerem tak ogromnym, że zmieściłaby się w nim cała gazeta codzienna. Szybko sobie z tym poradziła. Z pewną aprobatą dostrzegłem, że używała ParanoidLinuksa. Ta kobieta traktowała swoją pracę poważnie.
Wentylatory w komputerze tworzyły efektywny ekran białego szumu, lecz mimo to zamknąłem drzwi i podszedłem do niej.
– Hm, proszę pani?
– Tak?
– Ja w sprawie tego, o czym pani mówiła, tego, co mogą wykorzystać, żeby mnie zdyskredytować.
– Tak?
– Chcę pani coś powiedzieć, ale nie może pani pod żadnym pozorem nikomu tego wyjawić, dobrze?
– Ujmę to tak. Wolę pójść do więzienia, niż ujawnić źródło informacji.
– OK, OK. Dobrze. Łał. Więzienie. Łał. OK.
Wziąłem głęboki wdech.
– Słyszała pani o Xnecie? O M1k3yu?
– Tak?
– To ja jestem M1k3y.
– O! – odparła. Uruchomiła skaner i przewróciła list na drugą stronę. Skanowała z jakąś nieprawdopodobną rozdzielczością, dziesięć tysięcy dpi lub jeszcze większą, co na ekranie wyglądało jak efekt pracy elektronowego mikroskopu tunelowego.
– To rzuca nowe światło na całą sprawę.
– Tak – przytaknąłem – chyba tak.
– Twoi rodzice nie wiedzą.
– Nie. I nie wiem, czy chcę, żeby wiedzieli.
– Decyzja należy do ciebie. Muszę się nad tym zastanowić. Czy możesz przyjść do mnie do redakcji? Chcę się dowiedzieć, co to dokładnie znaczy.
Читать дальше