Przeleciałem wszystkie dwudziestoczterogodzinne programy informacyjne, jeden po drugim: parada urzędników tłumacząca nam, dlaczego powinniśmy być przerażeni. Defilada zdjęć bomb wybuchających na całym świecie.
Przerzucałem kolejne kanały i nagle złapałem się na tym, że patrzę na znajomą twarz. Ten koleś wszedł do ciężarówki, na której tyłach byłem przykuty, i rozmawiał z Miss Gestapo. Miał na sobie mundur żołnierski. Podpis mówił, że jest to generał Graeme Sutherland, dowódca regionalny Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
– Trzymam w rękach materiały informacyjne, które rozdawano na tak zwanym koncercie w parku Dolores w zeszłym tygodniu.
Podniósł stos broszurek. Pamiętam, że rozdawało je tam wiele osób. Jeśli gdziekolwiek w San Francisco napotkacie grupę ludzi, znajdziecie tam też broszury.
– Chciałbym, aby przez chwilę państwo na to zerknęli. Pozwólcie, że przeczytam tytuły. Bez zgody rządzonych: Obywatelska instrukcja obalenia państwa. I jeszcze jeden: Czy zamach terrorystyczny z 11 września naprawdę miał miejsce? I kolejny: Jak obrócić służby bezpieczeństwa przeciwko nim samym. Te broszury pokazują nam prawdziwy powód nielegalnego zgromadzenia w sobotnią noc. To nie było jedynie niebezpieczne zgromadzenie tysięcy ludzi, którzy nie podjęli odpowiednich środków ostrożności, ba, nawet nie zaopatrzyli się w toalety. To był wiec rekrutacyjny wroga. To była próba deprawacji dzieci i wmówienia im, że Ameryka nie powinna się bronić. Weźmy na przykład ten slogan: NIE UFAJCIE NIKOMU POWYŻEJ 25-TKI. Czy jest lepszy sposób, żeby nie dopuścić do jakiejkolwiek przemyślanej, wyważonej i dojrzałej dyskusji na temat tego proterrorystycznego przesłania, niż wyeliminowanie dorosłych i jednoczesne ograniczenie własnej grupy do łatwowiernych młodych ludzi?
Kiedy na scenę weszła policja – ciągnął swój wywód – okazało się, że trwa tam wiec rekrutujący wrogów Ameryki. Zgromadzenie to zakłóciło ciszę nocną setek mieszkańców tej okolicy, z którymi nie skonsultowano się w sprawie organizacji owej całonocnej imprezy.
Kazano zebranym rozejść się, widać to na wszystkich nagraniach, a kiedy ci imprezowicze, zachęcani przez muzyków na scenie, szykowali się do ataku na policję, ta poskromiła ich, wykorzystując humanitarne techniki kontroli tłumu.
Aresztowano prowodyrów i prowokatorów – kontynuował – którzy przyprowadzili tam tysiące łatwowiernych młodych ludzi, aby zaatakować policję. Ośmiuset dwudziestu siedmiu z nich zostało aresztowanych. Wielu z tych ludzi miało już na swoim koncie wcześniejsze przestępstwa. Ponad sto osób miało zaległe wyroki. Nadal przebywają w areszcie.
Szanowni państwo – oznajmił wreszcie z naciskiem – Ameryka toczy wojnę na wielu frontach, ale nigdzie nie stoi w obliczu tak poważnego niebezpieczeństwa jak tu, w domu. Bez względu na to, czy atakują nas terroryści, czy ci, którzy z nimi sympatyzują.
Dziennikarz podniósł rękę i powiedział:
– Panie generale, z pewnością nie twierdzi pan, że te dzieciaki sympatyzują z terrorystami tylko dlatego, że przyszły na koncert w parku?
– Oczywiście, że nie. Ale kiedy młodzi ludzie dostaną się pod wpływ wrogów naszego kraju, staną się jeszcze groźniejsi niż oni. Terroryści pragną zrekrutować piątą kolumnę, żeby walczyła dla nich na ojczystej ziemi. Gdyby to były moje dzieci, byłbym poważnie zaniepokojony.
Wtedy wtrącił się drugi dziennikarz:
– Z pewnością chodzi tu tylko o koncert pod gołym niebem, generale. Nie mają wprawy w posługiwaniu się bronią.
Generał wyjął stos zdjęć i zaczął je podnosić.
– To są zdjęcia zrobione przez policjantów aparatami na podczerwień tuż przed wejściem na korty.
Umieścił je obok swojej twarzy i pokazywał je jedno po drugim. Byli na nich dość ostro tańczący ludzie, niektórzy przygnieceni, inni podeptani. Potem zaczęła się seria ze scenami miłosnymi pod drzewami, dziewczyna z trzema chłopakami, dwóch całujących się nawzajem facetów.
– Na tej imprezie były dziesięcioletnie dzieci. Śmiertelna mieszanka narkotyków, propagandy i muzyki, których efektem były dziesiątki rannych osób. To cud, że nikt nie zginął.
Wyłączyłem telewizor. Pokazywali to tak, jakby chodziło o zamieszki. Gdyby moi rodzice dowiedzieli się, że tam byłem, przypięliby mnie na miesiąc pasami do łóżka, a potem wypuszczali z domu tylko w elektronicznej obroży.
A jeśli już o tym mówimy, to przeczuwałem, że będą wkurzeni, gdy dowiedzą się, że zostałem zawieszony.
Nie przyjęli tego dobrze. Tata chciał mnie uziemić, ale razem z mamą wyperswadowaliśmy mu to.
– Wiesz, że wicedyrektor od lat czepiał się Marcusa – broniła mnie mama. – Po ostatnim spotkaniu z nim przeklinałeś go jeszcze przez godzinę. Myślę, że wielokrotnie padło wtedy słowo „dupek”.
Tata pokręcił głową.
– „Zakłócanie lekcji argumentami przeciwko Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego”...
– To była lekcja WOS-u, tato – powiedziałem. Było mi już wszystko jedno, ale uznałem, że jeśli mama się za mną wstawia, to powinienem jej pomóc. – Rozmawialiśmy o DBW Przecież w dyskusji każdy powinien mieć prawo do wyrażenia swoich poglądów, prawda?
– Zrozum, synu – odparł. Często w takich chwilach zaczynał zwracać się do mnie per „synu”. Czułem się wtedy tak, jakby nie myślał już o mnie jak o osobie, lecz na wpół ukształtowanej larwie, którą trzeba wyprowadzić z wieku dojrzewania. Nie znosiłem tego. – Będziesz musiał pogodzić się z faktem, że żyjemy teraz w innym świecie. Masz oczywiście pełne prawo, aby wypowiadać swoje zdanie, ale musisz się przygotować na konsekwencje takiego zachowania. Musisz zmierzyć się z faktem, że są ludzie, którzy ranią, którzy nie mają zamiaru dyskutować o bardziej wartościowych aspektach konstytucji, gdy ich życie wisi na włosku. Teraz płyniemy na łodzi ratunkowej, a jeśli już znajdziesz się na łodzi ratunkowej, nikt nie chce słyszeć o tym, jak podły jest kapitan.
O mało nie przewróciłem oczami.
– Zadali mi dwa tygodnie nauczania indywidualnego, z każdego przedmiotu mam pracę domową, mam oprzeć się na wydarzeniach w mieście: referat z historii, z WOS-u, angielskiego i fizyki. To lepsze niż siedzenie w domu przed telewizorem.
Tata spojrzał na mnie poważnym wzrokiem, jakby podejrzewał, że mam jakieś niecne zamiary, a potem przytaknął. Powiedziałem „dobranoc” i udałem się do swojego pokoju. Odpaliłem Xboksa, otworzyłem edytor tekstu i zacząłem zbierać pomysły do swoich wypracowań. Dlaczego nie? To o wiele lepsze niż pałętanie się po domu.
Tej nocy skończyłem na czacie z Ange, co zajęło nam całkiem sporo czasu. Współczuła mi i powiedziała, że jeśli spotkam się z nią wieczorem następnego dnia, pomoże mi napisać te prace. Wiedziałem, do której szkoły chodziła – do tej samej co Van, to było zupełnie po drugiej stronie miasta, na wschodnim brzegu zatoki, gdzie nie byłem od czasu eksplozji.
Na myśl o tym spotkaniu czułem się naprawdę podekscytowany. Każdej nocy od czasu imprezy kładłem się do łóżka, myśląc o dwóch rzeczach: o widoku tłumu atakującego kordony policji i dotyku brzegów jej piersi pod koszulką, gdy opierała się o filar. Była niesamowita. Nigdy nie byłem z dziewczyną tak... agresywną jak ona. Zawsze to ja posuwałem się dalej, a one mnie odpychały. Miałem wrażenie, że Ange była tak samo napalona jak ja. To była kusząca fantazja.
Tej nocy spałem głęboko i miałem podniecające sny o mnie i Ange, i o tym, co mogłoby między nami zajść, gdybyśmy znaleźli się w jakimś ustronnym miejscu.
Читать дальше