– Mamo, on po prostu nie ma racji. Kto jak kto, ale ty powinnaś zdawać sobie z tego sprawę. Wszystko, co w tym kraju najlepsze, zostało spuszczone w kiblu, a on się na to godzi. Zauważyłaś, że oni nie złapali żadnych terrorystów? Tata tylko w kółko powtarza: „Musimy być bezpieczni”, ale on musi też wiedzieć, że większość z nas nie czuje się bezpiecznie. Czujemy się cały czas zagrożeni.
– Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, Marcusie. Uwierz mi, nie popieram tego, co się teraz dzieje w tym kraju. Ale twój ojciec jest... – przerwała. – Kiedy po tych atakach nie wróciłeś do domu...
Wstała i zrobiła sobie herbatę, coś, co robiła zawsze, gdy czuła się skrępowana i zakłopotana.
– Marcusie – powiedziała, wypijając łyk napoju. – Marcusie, myśleliśmy, że nie żyjesz. Rozumiesz? Opłakiwaliśmy cię przez cztery dni. Wyobrażaliśmy sobie, że leżysz w kawałkach na dnie oceanu. Martwy, bo jakiś sukinsyn postanowił zabić setki obcych ludzi, żeby osiągnąć swój cel.
Powoli zaczęło to do mnie docierać. To znaczy rozumiałem, że się niepokoili. Wielu ludzi zginęło wskutek zamachu bombowego – obecnie według szacunkowych obliczeń było cztery tysiące ofiar – i każdy praktycznie znał kogoś, kto tego dnia nie wrócił do domu. Z mojej szkoły zniknęły dwie osoby.
– Twój ojciec był gotów zabić. Kogokolwiek. Postradał zmysły. Nigdy go takim nie widziałeś. Ja również. Stracił rozum. Siedział tylko przy tym stole i przeklinał, przeklinał, przeklinał. Padły okropne słowa, słowa, których nigdy wcześniej nie wypowiadał. Któregoś dnia, trzeciego, ktoś zadzwonił, a on był pewien, że to ty, ale to była pomyłka. Rzucił telefonem tak mocno, że roztrzaskał go na tysiące kawałków.
Zastanawiałem się wcześniej, dlaczego w kuchni jest nowy telefon.
– W twoim ojcu coś pękło. On cię kocha. Oboje cię kochamy. Jesteś najważniejszą osobą w naszym życiu. Nie sądzę, żebyś zdawał sobie z tego sprawę. Pamiętasz, jak miałeś dziesięć lat, a ja pojechałam na dłużej do Londynu? Pamiętasz?
Kiwnąłem głową w milczeniu.
– Byliśmy gotowi wziąć rozwód, Marcusie. Och, nieważne już dlaczego. To był po prostu niedobry okres, coś, co przydarza się, gdy ludzie, którzy się kochają, przestają na siebie zwracać uwagę. Przyjechał po mnie, odnalazł mnie i przekonał, żebym do niego wróciła. Nie mogliśmy znieść myśli, że moglibyśmy ci to zrobić. To dla ciebie zakochaliśmy się w sobie ponownie. To dzięki tobie jesteśmy dzisiaj razem.
Ścisnęło mnie w gardle. Wcześniej o tym nie wiedziałem. Nikt mi o tym nigdy nie powiedział.
– Twój ojciec przeżywa teraz trudny okres. Nie myśli racjonalnie. Minie trochę czasu, zanim do nas wróci, zanim stanie się człowiekiem, którego znowu pokocham. Musimy być dla niego wyrozumiali.
Przytuliła mnie mocno, a ja zauważyłem, jak bardzo schudły jej ramiona, jak obwisła zrobiła się skóra na jej szyi. Zawsze postrzegałem mamę jako młodą, jasnoskórą i pogodną kobietę o zaróżowionych policzkach, która spogląda mądrym wzrokiem zza metalowych oprawek swoich okularów. Teraz wyglądała trochę jak starsza pani. To ja jej to zrobiłem. To terroryści jej to zrobili. To Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego jej to zrobił. W jakiś dziwny sposób byliśmy po tej samej stronie, a mama, tata i wszyscy ci ludzie, których zrobiliśmy w balona, stali po drugiej.
Tej nocy nie mogłem spać. Po głowie krążyły mi jej słowa. Podczas kolacji tata był spięty i milczący, prawie nie rozmawialiśmy, bo nie mogłem ręczyć za siebie. Bałem się, że wypalę coś nieodpowiedniego, a tata był zdenerwowany z powodu ostatnich wiadomości, które mówiły, że za ataki bombowe odpowiedzialność ponosi Al-Kaida. Do ataków przyznało się co prawda sześć różnych ugrupowań terrorystycznych, lecz tylko Al-Kaida w swoim internetowym nagraniu wideo ujawniła informacje, które według DBW jednoznacznie wskazywały na to, że jest ona odpowiedzialna za zamach.
Leżałem na łóżku i słuchałem nocnego programu radiowego z udziałem słuchaczy. Tematem były problemy seksualne, a audycję prowadził pewien gej, którego zwykle uwielbiałem słuchać, bo udzielał nieprzyzwoitych, lecz dobrych rad, był egzaltowany i zabawny.
Dziś w nocy nie było mi do śmiechu. Większość słuchaczy chciała zapytać, co zrobić z faktem, że przeżywają ciężki okres, bo po atakach mają urwanie głowy ze starymi. Nawet słuchając programów poświęconych seksowi, nie mogłem uciec od tego, co się działo wokół.
Wyłączyłem radio i usłyszałem cichy warkot silnika dobiegający z ulicy.
Mój pokój znajduje się na najwyższym piętrze naszego domu. Mam spadzisty sufit typowy dla poddasza oraz okna po obu stronach – jedno wychodzi na całą dzielnicę Mission, drugie na ulicę biegnącą przed naszą posesją. O każdej porze dnia i nocy krążą po niej samochody, jednak odgłos tego silnika brzmiał jakoś inaczej.
Podszedłem do okna, które wychodziło na ulicę, i podniosłem żaluzje. Na dole zobaczyłem białą nieoznakowaną furgonetkę, której dach był przystrojony antenami radiowymi. Jeszcze nigdy na żadnym samochodzie nie widziałem tylu anten. Jechała bardzo powoli, a mały talerz na dachu kręcił się dookoła.
Furgonetka się zatrzymała, a jedne z tylnych drzwi otwarły się z trzaskiem. Jakiś facet w mundurze DB W – teraz rozpoznawałem takie już nawet ze stu metrów – wyskoczył na jezdnię. W rękach trzymał jakieś urządzenie, a niebieskie światło, które się z niego wydobywało, rozjaśniało jego twarz. Chodził tam i z powrotem. Na początku zrobił rozpoznanie wśród moich sąsiadów, zapisał coś na swoim sprzęcie, a potem ruszył w moim kierunku. Skądś już znałem ten sposób chodzenia ze wzrokiem wbitym w ziemię...
Używał detektora Wi-Fi! Kolesie z DBW szukali węzłów Xnetu. Opuściłem rolety i rzuciłem się do swojego Xboksa. Zostawiłem go włączonego, bo ściągałem animacje zrobione przez jednego z Xneterów – to była parodia przemówienia prezydenta. Wyrwałem wtyczkę z kontaktu, pognałem z powrotem do okna i minimalnie uchyliłem żaluzje.
Facet znowu spoglądał w dół na swój detektor, spacerując tuż przed naszym domem. Po chwili wrócił do samochodu i odjechał.
Zdążyłem wyjąć aparat i zrobić jak najwięcej zdjęć furgonetki i anten. Potem otworzyłem je w GIMP-ie, darmowym edytorze obrazów, i wyciąłem wszystko oprócz furgonetki, wymazując ulicę i te elementy, z którymi można by mnie skojarzyć.
Umieściłem je w Xnecie i napisałem wszystko, co wiem o tego typu furgonetkach. Ci kolesie zdecydowanie szukali Xnetu, to było jasne.
Teraz naprawdę nie mogłem zasnąć.
Jedyne, co byłem w stanie zrobić, to pograć w piratów. Nawet o tej godzinie powinno być wielu aktywnych graczy. Prawdziwa nazwa tej gry brzmiała Mechaniczna Grabież. Był to projekt zrealizowany przez hobbystów, nastoletnich deathmetalowców z Finlandii. Gra była zupełnie za darmo i sprawiała tyle samo radochy co wszystkie inne, typu Wszechświat Endera, W Poszukiwaniu Śródziemia czy Podziemia Świata Dysku, za które trzeba było co miesiąc płacić piętnaście dolców.
Zalogowałem się i oto ponownie znalazłem się na pokładzie statku Waleczny Zombie, czekając, aż ktoś mnie ożywi. Nie znosiłem tej części gry.
> Hej ty
— napisałem do przechodzącego obok pirata —
> Ożywisz mnie?
Przystanął i spojrzał na mnie.
> A dlaczego?
> Jesteśmy w tej samej drużynie. I dostaniesz punkty za doświadczenie.
Co za cymbał.
> Gdzie jesteś?
> W San Francisco
To zaczynało brzmieć znajomo.
Читать дальше