– Policja – rzekł. – Pójdzie pan z nami.
– Pozwólcie mi chociaż zabrać moje rzeczy – poprosiłem.
– Zaopiekujemy się nimi – odparł. Ten z glutem zbliżył się do mnie, stawiając stopę między moje nogi. To krok znany w różnych sztukach walki. Dzięki niemu można wyczuć, czy przeciwnik przestępuje z nogi na nogę, przygotowując się do ruchu.
Ja jednak nie zamierzałem uciekać. Wiedziałem, że nie mogę oszukać losu.
Wyprowadzili mnie na zewnątrz i zaciągnęli za róg, gdzie stał nieoznakowany radiowóz policyjny, chociaż nikt w tej dzielnicy nie miałby najmniejszych trudności z rozpoznaniem, że należy do gliniarzy. Tylko policja jeździ fordem crown victoria na gaz, który kosztuje prawie dwa dolce za litr. Poza tym tylko gliny mogą parkować na drugiego na samym środku Van Ness Avenue, nie narażając się na odholowanie przez którąś z pazernych firm krążących bezustannie po okolicy, gotowych wyegzekwować niezrozumiałe przepisy dotyczące parkowania obowiązujące w San Francisco i odebrać nagrodę za porwanie samochodu.
Glut wydmuchał nos. Obaj siedzieliśmy na tylnym siedzeniu. Jego kumpel usadowił się z przodu i pisał jednym palcem na starym, odpornym na drgania i wstrząsy laptopie, który wyglądał tak, jakby jego pierwotnym właścicielem był Fred Flintstone.
Glut uważnie przejrzał notatki na mój temat.
– Chcemy ci tylko zadać kilka rutynowych pytań.
– Czy mogę zobaczyć wasze odznaki? – zapytałem. Ci kolesie na pewno byli glinami, ale nie szkodziło dać im do zrozumienia, że znam swoje prawa.
Glut błysnął swoją odznaką, jednak zbyt daleko, bym mógł się jej dokładnie przyjrzeć, za to Pryszcz pozwolił mi dłużej spojrzeć na swoją. Dojrzałem numery ich wydziału i zapamiętałem czterocyfrowy numer odznaki. Był prosty: 1337, posługują się nim również hakerzy, pisząc „leet” lub „elite”.
Obaj byli bardzo uprzejmi i żaden z nich nie starał się mnie zastraszyć, tak jak ci z DB W, gdy mnie aresztowali.
– Czy jestem aresztowany?
– Zostałeś chwilowo zatrzymany w trosce o twoje bezpieczeństwo, jak i bezpieczeństwo publiczne – wyrecytował Glut.
Dałem mu swoje prawo jazdy. Podał je Pryszczowi, który powoli wklepał dane do komputera. Zauważyłem, że popełnił błąd, i omal nie zwróciłem mu uwagi, ale doszedłem do wniosku, że lepiej trzymać język za zębami.
– Czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć, Marcusie? Mówią na ciebie Marc?
– Niech będzie Marcus – powiedziałem. Glut wyglądał na miłego faceta. Oczywiście pomijając fakt, że mnie przesłuchiwał.
– Marcusie. Czy chcesz mi o czymś powiedzieć?
– Na przykład o czym? Czy jestem aresztowany?
– Jeszcze nie jesteś – odparł. – A chciałbyś być?
– Nie – odparłem.
– Dobrze. Obserwujemy cię, odkąd wysiadłeś z metra. Twój bilet wskazuje na to, że ostatnio jeździłeś do wielu dziwnych miejsc, o wielu dziwnych godzinach.
Czułem, jak kamień spada mi z serca. Nie chodziło wcale o Xnet, przynajmniej niezupełnie. Obserwowali, jak korzystam z metra, i chcieli wiedzieć, dlaczego ostatnio poruszam się nim tak dziwacznie. Co za totalna głupota.
– Czyli śledzicie każdego, kto wysiada z metra i ma na swoim koncie dziwne podróże? Musicie być bardzo zajęci.
– Nie każdego, Marcusie. Jesteśmy powiadamiani, kiedy ktoś z nietypowym profilem przejazdów wychodzi z metra, i wtedy oceniamy, czy chcemy go sprawdzić. Ciebie zatrzymaliśmy, bo chcieliśmy się przekonać, dlaczego tak błyskotliwie wyglądający chłopak jak ty ma taki dziwny profil przejazdów.
Teraz, gdy już wiedziałem, że nie zamierzają mnie wsadzić do kicia, zacząłem się wkurzać. Ci kolesie nie powinni mnie śledzić – o rany, metro nie powinno pomagać im mnie śledzić. Moja sieciówka musiała z perwersyjną przyjemnością zakapować mnie gdzieś z powodu „niestandardowego profilu przejazdów”, tylko gdzie?
– Myślę, że chciałbym, żebyście mnie teraz aresztowali – oznajmiłem.
Glut opadł na siedzenie i podniósł brwi.
– Jesteś pewny? Pod jakim zarzutem?
– Ach, to znaczy, że poruszanie się środkami transportu publicznego w nietypowy sposób nie jest przestępstwem?
Pryszcz zamknął oczy i potarł powieki palcami. Glut westchnął westchnieniem udręczonego.
– Zrozum, Marcusie, jesteśmy po twojej stronie. Korzystamy z tego systemu, żeby łapać przestępców. Żeby łapać terrorystów i dilerów. A może ty jesteś dilerem? To dość dobry powód, żeby jeździć po całym mieście na sieciówkę. Anonimowo.
– A co jest złego w byciu anonimowym? Thomasowi Jeffersonowi to nie przeszkadzało. A przy okazji, czy jestem aresztowany?
– Zabierzmy go do domu – powiedział Pryszcz. – Możemy porozmawiać z jego rodzicami.
– Myślę, że to świetny pomysł – odparłem. – Jestem pewien, że moi rodzice nie ucieszą się, gdy się dowiedzą, jak marnuje się pieniądze z ich podatków...
Posunąłem się za daleko. Glut już miał chwycić za klamkę, ale odwrócił się gwałtownie w moim kierunku, rozsadzała go taka złość, że aż krew kipiała mu w żyłach.
– Zamknij się natychmiast, póki masz jeszcze wybór. Po tym, co stało się w ciągu ostatnich dwóch tygodni, współpraca z nami cię nie zabije. Wiesz co, może powinniśmy cię aresztować. Spędzisz dzień lub dwa w więzieniu, zanim znajdzie cię twój adwokat. W tym czasie wiele się może wydarzyć. W i e l e. Co ty na to?
Nic nie odpowiedziałem. Wcześniej byłem zły i skołowany. Teraz byłem śmiertelnie przerażony.
– Przepraszam – wydukałem z trudem i znowu znienawidziłem siebie za wypowiedziane słowa.
Glut usiadł na przednim siedzeniu, a Pryszcz ruszył, krążąc wolno po 24th Street i wokół Potrero Hill. Znali mój adres z dokumentów.
Nacisnęli dzwonek. Mama uchyliła drzwi, zostawiając założony łańcuch antywłamaniowy. Rzuciła wzrokiem przez szparę, a gdy mnie ujrzała, powiedziała:
– Marcusie? Kim są ci panowie?
– Policja – odparł Glut. Pokazał jej swoją odznakę, pozwalając, by dobrze się jej przyjrzała, nie zabrał jej tak szybko sprzed nosa jak mnie. – Możemy wejść?
Mama zamknęła drzwi, zdjęła łańcuch i nas wpuściła. Wprowadzili mnie do środka, a mama rzuciła nam swoje specyficzne spojrzenie.
– O co chodzi?
Glut wskazał na mnie.
– Chcieliśmy zadać pani synowi kilka rutynowych pytań na temat tego, jak porusza się po mieście, ale odmówił nam odpowiedzi. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, gdy przyprowadzimy go tutaj.
– Czy on jest aresztowany? – Mama zaczęła mówić z mocnym akcentem. Dobra stara mama.
– Czy pani jest obywatelką Stanów Zjednoczonych? – zapytał Pryszcz.
Spojrzała na nich wzrokiem, który mógłby zedrzeć farbę ze ściany.
– No pewnie, że jestem – powiedziała ze swoim silnym południowym akcentem. – Czy jestem aresztowana?
Gliniarze wymienili spojrzenia.
Pryszcz przejął pałeczkę.
– Zdaje się, że zaczęliśmy ze złej strony. W ramach nowego programu aktywizacji organów ścigania ustaliliśmy, że pani syn w nietypowy sposób korzysta ze środków transportu publicznego. Gdy dostrzeżemy ludzi, którzy w niekonwencjonalny sposób poruszają się po mieście lub pasują do podejrzanego profilu, przeprowadzamy na ich temat śledztwo.
– Czekajcie – rzekła mama. – Skąd wiecie, w jaki sposób mój syn podróżuje środkami transportu miejskiego?
– Z jego sieciówki – odparł. – Są na niej zarejestrowane przejazdy.
– Rozumiem – powiedziała mama, krzyżując ręce na piersiach.
Читать дальше