Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia

Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kosmicni bracia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kosmicni bracia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Космическая экспедиция землян, установив контакт с цивилизацией Урпиан, возвращается в Солнечную систему. Тем временем на Землю обрушивается вторжение кремниеорганичных существ…
Заключительный роман "Космической трилогии".

Kosmicni bracia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kosmicni bracia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pojazd zmniejszył prędkość do paru metrów na sekundę, zbliżył się do „ściany”, uderzył w nią i… przeniknął bezszelestnie do wnętrza budynku. Za nim znów lśniła gładka, przezroczysta tafla.

Szu zniżył lot. Wyciągnął ręce przed siebie i popędził ku ścianie. Widocznie miał zamiar iść w ślady pojazdu. — Stój, Szu! — zawołała Ast, rzucając się ku niemu. Chwyciła go wpół, próbując zatrzymać.

Było już jednak za późno. Spleceni ramionami uderzyli w przezroczystą powierzchnię, odbili się od niej i koziołkując runęli w dół. Gdyby nie automatycznie działające aparaty plecowe nie przemyślany wyczyn zakończyłby się z pewnością tragicznie. Wylądowali na skraju drogi.

— Czy bardzo jesteście potłuczeni? — wołałam, zniżając lot.

— Nie. Nie. Nic nam się nie stało — zaprzeczył żywo Szu. — Ściana jest zupełnie miękka. Jak z gumy.

— Ciekawe, co to w ogóle jest?

— Prawdopodobnie jakieś pole.

— Patrzcie! — przerwała Ast ze strachem.

Spojrzeliśmy we wskazanym kierunku. Pojazd, który przed chwilą przeniknął do wnętrza budowli, rozpadł się na szereg segmentów. Uniosły się one teraz w górę, jakby podnoszone niewidzialnym dźwigiem, i… znikały. Widać zresztą było kolejne fazy owego znikania. Poszczególne segmenty topniały, kurczyły się w oczach, a nad nimi gęstniał, to znów szybko rzedł ciemny obłok pary.

Po chwili nie było po nim śladu.

Gdyby Szu i Ast przedostali się poza ową przezroczystą ścianę…

Rankiem piątego dnia błyskańskiego wznieśliśmy się w powietrze i pomknęliśmy w dalszą drogę ponad „autostradą” biegnącą na zachód. W odległości czterystu kilometrów spotkaliśmy skupiska przezroczystych budowli. Nie ulegało wątpliwości, że „miasta” te rozmieszczone są w regularnych odstępach wzdłuż równika, a mknące pod nami pojazdy to w ogromnej większości automaty służące do transportu surowców czy półfabrykatów. Zakłady wytwórcze, a nawet ośrodki przemysłowe mogły być również całkowicie zautomatyzowane. W tych warunkach próby nawiązania łączności z gospodarzami planety byłyby z góry skazane na niepowodzenie. Postanowiliśmy więc zmienić kierunek lotu.

Okazja nadarzyła się wieczorem szóstego dnia błyskańskiego od wylądowania na Błyskającej. Nad powierzchnią arterii przecinającej główny trakt zauważyliśmy pojazd o wyglądzie odbiegającym znacznie od wszystkich, które widzieliśmy dotychczas. Długość jego nie przekraczała trzydziestu metrów, a kształtem przypominał wąską, wysoką pryzmę o nieco zaokrąglonych kantach, zwróconą ostrą krawędzią ku „szosie”. W przedniej, to jest zgodnej z kierunkiem ruchu części, pryzma przeobrażała się w przezroczystą banię czy kopułę, wewnątrz której w zapadającym mroku widać było jakieś urządzenia mrugające różnokolorowymi światełkami. Pojazd posuwał się z prędkością bliską 90 km/godz. na północ, nie dotykając, tak jak i inne pojazdy, powierzchni „szosy”.

Lecieliśmy nad nim na wysokości około trzydziestu metrów i raz po raz ktoś z nas zniżał lot, wykonując kilka ewolucji w pobliżu przezroczystej kopuły. Co prawda na próżno wypatrywaliśmy w jej wnętrzu jakiejś żywej istoty, ale pocieszaliśmy się, że warunki nie były zbyt dogodne do obserwacji. Toliman B już zaszedł i widoczność była znacznie gorsza niż za dnia, zwłaszcza że w tym czasie następowało silne zgęstnienie mgły.

Tak upłynęła godzina. Niewidzialne istoty pilotujące pojazd (jeśli w ogóle w nim się znajdowały) niczym nie zdradzały zainteresowania naszą obecnością. Nawet pukanie przez szybę kopuły zawiodło.

Ogarniała mnie coraz większa apatia. Przed oczyma widziałam wciąż segmenty „gąsienicy”, roztapiające się i parujące we wnętrzu tajemniczej budowli. Myślałam o Deanie.

— A jednak spróbuję ich zatrzymać — dobiegło do mej świadomości zdanie wypowiedziane przez Szu. Ujrzałam, jak zniżył lot i zbliżył się do pojazdu.

On chce się poświęcić, aby nas uratować — przebiegła mi przez głowę nieuzasadniona myśl, widocznie pod wpływem potęgującej się depresji.

— Ja to zrobię! — zawołałam. Wykonałam gwałtownie pętlę w powietrzu i pognałam przed siebie wyprzedzając pojazd. Kierując się raczej odruchem niż rozsądkiem, wylądowałam w sekundę później na „szosie”, w odległości nie większej niż sto metrów przed pojazdem, i, rozkrzyżowawszy ramiona, zagrodziłam mu drogę.

— Daisy!

Ujrzałam, jak przyjaciele rzucają się ku mnie, potem tuż przede mną zamajaczył ciemny blok maszyny. A więc śmierć — pomyślałam i zamknęłam oczy.

Lecz oto upłynęły dwie sekundy, cztery, dziesięć sekund, a śmierć nie nadchodziła.

Otworzyłam z lękiem powieki i zadrżałam z wrażenia. Przede mną w odległości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów stał nieruchomo ów dziwny pojazd. Właściwie nie stał, lecz wisiał o jakieś dziesięć centymetrów nad po- wierzchnią „szosy”.

Cofnęłam się odruchowo i w tej chwili jakaś siła odepchnęła mnie na bok. Padłam na wznak. W tym samym momencie pojazd ruszył i z ogromnym przyśpieszeniem pomknął w dalszą drogę. Poczułam, że chwytają mnie czyjeś ramiona.

— Daisy! Daisy! Coś ty chciała zrobić? — usłyszałam głos Ast. Spojrzałam na nią zamglonym wzrokiem.

— Nie wiem… Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Było mi wszystko jedno. Jeśli miałabyś zginąć ty lub Szu… Pomyślałam, że lepiej niech ja. I tak mi już wszystko jedno.

— Co ty pleciesz?

— Nonsens! — oburzył się Szu. — Jeśli myślałem o zatrzymaniu statku, to nie w ten sposób.

— A jednak mnie zauważyli — przerwałam mu. W tej chwili to stwierdzenie było dla mnie najważniejsze.

— Nie wiem, czy możemy mówić, że spostrzegły cię istoty kierujące pojazdem. Coś za prędko się to wszystko odbyło — zauważyła Ast.

— Stwierdziliśmy jednak, że pojazd reaguje na przeszkody.

— Czy sądzisz nadal, że był to tylko automat?

— Nie wiem. Gdy pukałem, wydało mi się, że widzę jakieś istoty we wnętrzu maszyny. Coś się tam jak gdyby poruszyło. Ale mogłem się mylić.

— A czy jest możliwe, że są to jakieś istoty niewidzialne, niedostrzegalne dla nas?

— To chyba jest zupełnie nieprawdopodobne. Tymczasem pojazd zdołał się już oddalić od nas parę kilometrów i z wolna zniknął w gęstniejącej mgle.

— No i cóż? Nie polecimy za nim? — zapytałam. — Jeśli to, co widziałeś pod kopułą, było… — Startujemy! — przerwał Szu jakby zbudzony ze snu.

Wznieśliśmy się w górę i pomknęliśmy na północ, lecąc nisko nad „autostradą”. Mimo jednak że rozwinęliśmy szybkość bliską 200 km/godz., nigdzie nie dostrzegliśmy „pryzmy”. Albo zwiększyła prędkość powyżej 200 km/godz., albo też zniknęła gdzieś po drodze.

Nastał dzień. Pod nami znów przemknęło kilka pojazdów, poruszających się na północ lub na południe. Liczba ich to rosła, to znów malała, a myśmy lecieli dalej i dalej.

Tak przebyliśmy ponad pięćset kilometrów i znów nadeszła noc. Tym razem mgła zgęstniała jeszcze bardziej i okulary podczerwone poczęły zawodzić. W tych warunkach przydałby się radar. Niestety, skafandry miały bardzo skromne wyposażenie.

Postanowiliśmy wylądować i przenocować na ziemi. Byliśmy wyczerpani fizycznie i psychicznie. Płynu odżywczego pozostało już bardzo niewiele i trzeba było go oszczędzać.

Ulokowaliśmy się na niewielkim wzgórzu, w pobliżu podstawy słupa podtrzymującego taśmę „szosy”. W niedużej odległości widoczny był w mroku czarny cień jakiejś budowli. Mieliśmy czuwać na zmianę, ale wkrótce zmorzył nas sen.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kosmicni bracia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kosmicni bracia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
Кшиштоф Борунь - Proxima
Кшиштоф Борунь
Кшиштоф Борунь - Поріг безсмертя
Кшиштоф Борунь
Krzysztof Boruń - Kosmicni bracia
Krzysztof Boruń
Кшиштоф Борунь - Восьме коло пекла
Кшиштоф Борунь
Отзывы о книге «Kosmicni bracia»

Обсуждение, отзывы о книге «Kosmicni bracia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x