Summerson czytał wiele rozdziałów tej księgi, której nie mógł objąć jego umysł.
Trudno mu było zrozumieć zwłaszcza to, o czym świadczyły inne materiały zamknięte w archiwum — że owa dziwaczna dla niego Biblia, w swej drugiej części głosząca miłość bliźniego jako powszechny obowiązek i nakazująca przebaczać swoim wrogom, była aż do ucieczki Celestii przez okrągłe dwadzieścia wieków nie bajką, lecz źródłem wiary dla wielu milionów ludzi. Czy na miłości wzajemnej i gotowości do bezinteresownej ofiary dla innych można zbudować świat? To utopia, w którą nikt rozsądny nie wierzy, gez silnego państwa, bez władzy elity, bez przymusu, a więc i policji, ci naiwni i krótkowzroczni marzyciele zmarliby z głodu i zimna. Tylko tacy ludzie jak on — Summerson — mogą uratować świat.
Ta myśl przeniosła prezydenta do dyrekcji policji. Co się tam dzieje? Czy rozkazy jego są wykonywane?
Czy ktoś stamtąd choć trochę panuje nad sytuacją? Stella wydała tajemnicę kryjówki zbiegów, a jemu nic z tego nie przyszło. Wydało mu się, że ginie właśnie dlatego, iż wskutek jakiegoś okropnego zbiegu okoliczności nie może posiąść tajemnicy, którą policja wydarła jego córce i na jego rozkaz.
Więc Stella powiedziała… A tamtą, Brown, pewno zamęczyli. Niech tam! Przeklęta dziewczyna!
Summersonem owładnął dziwny nastrój. Stella powiedziała… Czuł i zadowolenie, i gorycz. Chwilami nad uczuciem zaspokojenia dumy własnej górowało przytłumione rozczarowanie. Dlaczego jego córka załamała się przy lada „dziecinnym” przesłuchaniu? Tak, załamała się! Bo przecież ani na chwilę nie mógł uwierzyć, aby jej ostatni krok powodowany był skruchą i poczuciem winy. Po prostu zlękła się policji. A tamta trzpiotowata reporterka okazała taki hart, na jaki by on sam chyba nigdy się nie zdobył.
To go gniewało najbardziej i chociaż nie przyznałby się za nic w świecie nawet przed samym sobą — instynktownie czuł podziw dla mężnej dziewczyny.
Czy jednak rzeczywiście przyczyną, która na początku skłaniała Stellę do milczenia, mogła być wyłącznie miłość do Kruka?
Myśl ta cofnęła go nagle w otchłań czasu. Zapadł się w lata dzieciństwa i młodości, w te dni odległe, prawie obce jego trzeźwym obecnym zainteresowaniom życiowym. A kiedy teraz przypomniał sobie ojca, matkę, obie żony — zmarłych od lat wielu — stwierdził zimno, że nikogo z nich naprawdę nie kochał.
Ojciec Edgara Summersona był człowiekiem podobnego pokroju, co on sam. Gracz polityczny, mało troszczący się o rodzinę, pochłonięty przeróżnymi kombinacjami, umacniał w szybkim tempie swoją pozycję w sferach rządzących. Zimny, wyrachowany i bezwzględny, budził strach w otoczeniu, nie wyłączając żony i syna. Za to matka na swój sposób bardzo kochała jedynaka i pozwalała mu na wszystko.
Prezydent przypomniał sobie pierwszą i jedyną w swoim życiu miłość — Rite Dalton. Miał wtedy 19 lat. Plany młodych układały się na pozór różowo. Rodzina Edgara wprawdzie byłaby chętniej widziała w swoim gronie bądź córkę „wielkiego” Handersona, bądź też pannę Mellon, kolosalnie bogatą jedynaczkę, ale stada kóz, które miała wnieść Rita w posagu, były też nie do pogardzenia.
Nieprzewidziana okoliczność zniweczyła marzenia zakochanych. Gdy Loch, chcąc pozbyć się konkurencji, wytruł kozy Daltona — o czym mówiono sobie tylko na ucho, bo oficjalnie jako przestępców skazano Murzynów — stary Summerson uznał małżeństwo syna z córką zbankrutowanego hodowcy za mezalians i oświadczył sucho synowi, ze rozkazuje mu zerwać z Ritą. Dziewiętnastoletni Edgar po raz pierwszy i ostatni w życiu sprzeciwił się woli ojca. Stary wpadł w gniew, począł grozić synowi, lecz niebawem zmienił taktykę. Jeszcze tego samego dnia wykupił od bankiera Davida weksle Daltona wystawione na znaczną sumę. Przerażony bankrut, zagrożony licytacją, o ile nie zerwie w ciągu sześciu godzin zaręczyn córki, uległ groźbie.
Na rozkaz ojca Rita przez kilka dni nie przyjmowała Edgara. Rzekomo była nieobecna. Kiedy chłopak zaczął się buntować rozumiejąc, że w maleńkim światku o średnicy jednego kilometra, gdzie najdalsza podróż trwała tylko minuty, nikt nie opuszcza mieszkania na całe dni — stary Summerson zastosował wobec syna areszt domowy.
Od tych dni luksusowego więzienia pogłębiła się szybko deprawacja młodzieńca, który do tej pory nie znał borykania się z życiem, ale także nie wyrządzał świadomie ludziom zła. Poczucie własnej krzywdy zrodziło w nim mściwą żądzę odwetu. Nie wiedział jeszcze, na kim będzie się mścił, ale przysiągł sobie, że skoro odzyska wolność — będzie już zupełnie inny.
Ten proces duchowy nie potrafił jeszcze zabić w Edgarze szczerego uczucia miłości do Rity. Toteż dowiedziawszy się, że wychodzi ona za mąż za starszego Lunowa, wpadł w histeryczną rozpacz i zagroził matce samobójstwem.
Rychło jednak dokonał się w chłopcu przełom. W niemałym stopniu przyczynił się do tego ojciec Edgara…
Teraz posiwiały władca wspominał tamtą daleką chwilę z uśmieszkiem obojętności. Pamiętał ją drobiazgowo. Ojciec usiadł w fotelu naprzeciwko niego i zaproponował interes handlowy: uzależniony od Sialu Lunow za cenę 12 000 doliodów wypożyczy Edgarowi swą młodą żonę na dwa miesiące, Edgar natomiast wyrazi pisemną zgodę na potrącenie tej kwoty wraz z odsetkami z dochodów płynących z udziału w Sialu, którymi będzie mógł dysponować za siedem lat osiągnąwszy wiek dojrzałości prawnej.
Gdy w dziesięć lat później zainteresował się Mary Morgan — czuł w sercu kamienny spokój, że potrafi miłość przeliczać tylko na doliody.
Dlaczego Stella miałaby być inna niż on sam i nie zdradzić kryjówki Kruka tylko dlatego, że wydało jej się, iż go kocha? Zachowanie się córki potwierdzało raczej tezę, do której doprowadziło go własne doświadczenie. To stwierdzenie budziło jednak nowe wątpliwości i podejrzenia. Może nie docenił Stelli jako współuczestnika spisku?
A jeśli Stella skłamała? Może chciała zagrać na zwłokę? Może z góry wiedziała o zgaśnięciu światła oraz przerwaniu telefonicznej łączności i na to właśnie liczyła? Jeśli organizacyjne przygotowanie buntowników zaszło aż tak daleko…
Ręką poszukał Kuhna i mocno ścisnął go za ramię.
— To ty?
— Ja — rozległ się przestraszony głos ministra.
Prezydenta ogarnął nagle lęk, że w pokoju znajduje się jeszcze ktoś trzeci. Chciał zwalczyć w sobie to przywidzenie, gdy niespodziewanie usłyszał zupełnie blisko głos Godstona:
— Bardzo przepraszam… Pierwszym impulsem Summersona było ofuknąć siostrzeńca: bez zameldowania? Jak śmie? Ale niezwykłość sytuacji stłumiła jego gniew.
— Jak tu wszedłeś? — zapytał.
— Mikę mnie wpuścił.
— Czego chcesz?
— Chciałem zameldować… Wszędzie ciemność…
— Też nowina! Masz latarkę?
W odpowiedzi błysnęło dość silne światło.
— Mów — ton głosu świadczył o wracającej pewności siebie.
— Napad na więzienie. Odbili przywódców… Wypuścili wszystkich więźniów! Niewolnicy wyszli zza barykad! Ludzie gromadzą się. Wykrzykują potworne rzeczy…
Summerson wpadł w furię.
— Tyle tylko wiesz?! Po coś przyszedł? Żeby mi powiedzieć, że ciemno?!.. Precz stąd!!!.. Czekaj! — zmienił decyzję. — Powtórz mi dokładnie, co zeznała moja córka!
— Nic nie wiem.
— Jak to? Otrzymałem wiadomość telefoniczną z dyrekcji policji. Twój urzędnik donosił, że przesłuchiwał Stellę i uzyskał od niej dokładne dane, gdzie ukrywa się Kruk. W tym najważniejszym momencie połączenie zostało przerwane. Zresztą zaraz potem zgasło światło. Czy tobie ten policjant nie złożył meldunku? Jest to dowód, do jakiego stopnia lekceważyłeś tak doniosłą sprawę.
Читать дальше