— Zbyt pochopny wniosek — zabrzmiał głos Sokolskiego i za dziewczyną ukazała się jego postać. — Możemy jedynie stwierdzić, że w CM-2 istnieją urządzenia wysyłające tego rodzaju sygnały. Ale mogą to być automaty działające ślepo. Sygnał może po pewnym czasie znów się zjawić, wygasnąć, znów się pojawić i tak w kółko, raz nastawiony przed kilkuset laty.
— Ale z ciebie sceptyk — uśmiechnął się Krawczyk. — Nie wiem, czy można założyć tak długotrwałe działanie automatów przy ówczesnym poziomie techniki. Oczywiście w zasadzie sceptycyzm jest tu słuszny, gdyż nawet stwierdzone przeze mnie promieniowanie cieplne nie świadczy kategorycznie o istnieniu życia w CM-2 i konieczne są dalsze dokładne badania. Jednak prawdopodobieństwo wzrosło. Czekajmy, co będzie dalej. Czy próbowałaś nadawać jakieś sygnały na tej samej fali? — zwrócił się do Rity.
— Właśnie to robię, ale cierpliwości! Przecież jesteśmy oddaleni od nich o przeszło 30 minut świetlnych. Musimy czekać.
Po blisko sześciu godzinach sygnał powtórzył się i Rita w odpowiedzi nadała szereg własnych sygnałów. W godzinę później na taśmie rejestratora wystąpił znów ten sam wykres, trwał jednak znacznie krócej, gdyż tylko 0,1 sekundy. Powtarzał się odtąd regularnie przez następne trzy dni bez najmniejszych zmian w sposobie nadawania. Tylko częstość sygnałów wzrastała nieustannie w miarę zbliżania się Astrobolidu do Celestii.
Nie ulegało już wątpliwości, że działa tu automat i to w ten sposób, jakby po wysianiu sygnału czekał, aż nadejdzie fala odbita od Astrobolidu, po czym natychmiast wysyłał następny. Rita wyraziła przypuszczenie, że jest to automatycznie działająca sonda radiolokacyjna, a więc obecność Astrobolidu została zauważona i wkrótce powinno nastąpić nawiązanie łączności. Jednak Wiktor wysunął obiekcję, że włączenie takiego przyrządu mogło nastąpić całkowicie automatycznie po przekroczeniu określonej odległości przez Astrobolid, pod działaniem pierwszej stacji, pracującej na mikrofalach. Za hipotezą Wiktora zdawał się przemawiać fakt, że na sygnały nadawane przez Rite na tej samej fali nie było żadnej reakcji.
Uczeni zaczęli już zniechęcać się do tej metody, gdy wyniki badań promieniowania Celestii rzuciły nowe światło na zagadnienie życia w CM-2. Pomiary w różnych punktach pancerza wykazały, że we wnętrzu Celestii panuje temperatura bardzo zbliżona do temperatury wnętrza Astrobolidu. Zaobserwowany rozkład promieniowania odpowiadał z niedużymi zmianami planom rozmieszczenia urządzeń, pracujących przy podwyższonej temperaturze. Mogło to być dowodem, że życie Celestii toczy się normalnym torem.
W tym samym czasie Sokolski przeprowadził wstępne badania strefy dezintegracji CM-2. Polegały one na wystrzeleniu szeregu maleńkich rakiet w kierunku sztucznego księżyca w ten sposób, aby przebiegały w różnych od niego odległościach. Próby miały stanowić sprawdzian, czy miotacze badonowe CM-2 reagują na ciała przelatujące obok tej kosmicznej wyspy. Na ostateczne zbadanie strefy dezintegracji drogą ostrzeliwania wprost było jeszcze za wcześnie z uwagi na zbyt wielką prędkość Astrobolidu. Nawet kilkumiligramowe kule papierowe mogły spowodować niebezpieczne następstwa, gdyby Celestia nie miała ochrony.
Ostrzeliwanie boczne, jak można było się spodziewać, nie dało wyników. Przewidziane planem przejście Astrobolidu w odległości 500 km od Celestii zdawało się więc nie nastręczać żadnych przeszkód. Wobec tych faktów nawet Sokolski, usposobiony dotąd pesymistycznie, nie ukrywał radości. Niemniej problem nawiązania łączności pozostawał nie rozwiązany.
— Zdobyliśmy przekonywający dowód istnienia życia w CM-2, jednak praktycznie niewiele nam to daje — otworzył naradę Krawczyk. — Stawiam wniosek, abyśmy rozważyli zastosowanie innych metod nawiązania łączności. Milczenie CM-2 może mieć dwojaką przyczynę: albo nie interesują się działaniem sondy i w ogóle nie wiedzą o naszym istnieniu, albo też — astronom zawahał się — wiedzą o tym i świadomie nie chcą nawiązać z nami łączności. W pierwszym przypadku należy chyba rozważyć możliwość…
Nie dokończył. Dźwięk sygnału poderwał Ritę z fotela.
— To oni! — zawołała radośnie, biegnąc do windy.
Wiktor pospieszył za nią. Upłynęła dłuższa chwila nerwowego oczekiwania i oto na białej ścianie ukazała się twarz Sokolskiego.
— Mamy ich! Odezwali się! I to na fonii. W tej chwili Rita próbuje nawiązać z nimi łączność. Zaraz, zaraz…
— Więc jak ostatecznie? — zniecierpliwił się Krawczyk. — Nawiązała łączność czynie nawiązała?
— Łączności jeszcze nie nawiązała, ale szukacz wielozakresowy złapał ich. Jak wiecie, szukacz nadaje nieprzerwanie, wędrując z fali na falę, nasze wezwanie po angielsku: „Halo, CM-2! Czy nas słyszycie? Czekamy na odpowiedź”. Otóż przed dziesięcioma minutami dostaliśmy odpowiedź, nieco dziwaczną, ale w każdym razie jest to głos ludzki, nadawany na krótkich falach. Możecie zresztą posłuchać z taśmy.
Wiktor znikł na chwilę i oto rozległ się jakiś obcy męski głos:
— Co lam, D a i s y, co s i f znów stał o? — brzmiały nieco zniekształcone odbiorem, dziwne słowa w języku angielskim. — Co ty mówisz?
Na chwilę zapanowała cisza i znów rozległ się tajemniczy głos: — Czemu milczysz, Daisy:1 Co to za żarty? Odezwij się, Daisy! Co? Powtórz, bo nie zrozumiałem, co m ó w i s z! Znowu nastąpiła dłuższa przerwa, po czym:
— Daisy, nie wygłupiaj się! Z kim ty rozmawiasz? Jaka fula? Daisy! — chwila ciszy. — Da i s y?
— To wszystko — odezwał się ponownie Sokolski. — Dźwięk jest zniekształcony przez bardzo duże wzmocnienie, ale zrozumieć można. Źródłem emisji jest nadajnik o nieznacznej mocy. A przecież dzieli nas od nich odległość 6 500 000 km. Po odebraniu pierwszych słów szukacz nadał natychmiast drugie wezwanie, aby słuchali nas za godzinę na tej samej fali.
— Dlaczego za godzinę? Przecież dzieli nas około 22 sekund świetlnych.
— To wina Rity, która od trzech dni nie zmieniła zawołania. Zbyt była zajęta tymi sygnałami na falach ultrakrótkich. Wracając jednak do odebranych słów: świadczą one, że zarówno pierwsze, jak i drugie wezwanie zostało przez tego człowieka odebrane — ciągnął Sokolski. — Inna sprawa, że dziwaczna ich treść wskazuje na to, iż nie miał on wcale pojęcia o tym, kto do niego mówi. Zdaje się, że pierwsza twoja teza znalazła potwierdzenie — zwrócił się w stronę Krawczyka. -Prawdopodobnie w CM-2 w ogóle nie wiedzą o naszej obecności. Teraz jednak powinni się czegoś domyślać i będą przynajmniej za godzinę czuwać na tej samej fali. No, jak tam, Rita? — odwrócił głowę spoglądając w prawo, gdzie pracowała dziewczyna.
— Jeszcze nic. Milczą. Ale chyba teraz, najdalej za godzinę, uda się uzyskać z nimi połączenie.
Minęły jednak trzy godziny, a mimo stałych wezwań nadawanych przez automat, nikt się nie zgłaszał. Rita rozpoczęła próby z wyprzedzaniem powtarzających się regularnie sygnałów odbieranych na mikrofalach. Nadchodziły one obecnie w dwudziestose-kundowych odstępach i gdy tylko Rita, wyprzedzając ich odbicie od Astrobolidu, wysyłała własny sygnał, powodowało to nagły skok gęstości, stanowiący odpowiedź na fałszywą falę.
Lecz oto, po kilkunastu takich — zakłóceniach, automatyczna stacja CM-2 nagle zamilkła. Rita była teraz całkowicie przeświadczona, że to jej eksperymenty spowodowały taką reakcję i że z pewnością lada moment ów tajemniczy głos odezwie się ponownie.
Читать дальше