— Będziemy musieli doprowadzić ciśnienie na tych poziomach do normalnego i wszystko powinno być w porządku.
Kruk wybrawszy parę narzędzi podał je Tomowi.
— Zabierz to do windy. Zaraz wracam.
Po chwili Bernard znalazł się na górze w śluzie i ponowny szum w uszach obwieścił czekającym w windzie wzrost ciśnienia.
Wróciwszy na dół konstruktor jeszcze raz obrzucił wzrokiem wnętrze salki.
„Wyobrażam sobie ich miny, gdy nas tu nie zastaną” — pomyślał uśmiechając się do siebie. Natychmiast jednak spoważniał. Co ich czeka na końcu tego szybu? Może winda jest uszkodzona i zamiast ratunku przyniesie im śmierć? Odkrycie szybu wzbudziło nową nadzieję, którą sam Bernard w ostatnich godzinach niemal zupełnie utracił. Jednak jakże była ona krucha i niepewna! Jeśli winda stanie gdzieś w szybie w sąsiedztwie zbiorników wody lub, co gorsza, jakiegoś gazu?
„Nie ma innego wyjścia — pomyślał. — To.jedyna droga”.
Gwałtownym szarpnięciem zatrzasnął drzwi.
Stali stłoczeni w ciasnym wnętrzu, oczekując z niepokojem na to, co miało nastąpić za chwilę.
Bernard powoli uniósł rękę w górę i położył palec na czerwonym przycisku bez żadnego napisu czy symbolu.
— Jeden jedyny guzik… Dokąd on nas zaprowadzi? ”* Nacisnął. Poczuł, jak serce zabiło mu gwałtownie.
Winda drgnęła i ze wzrastającą szybkością pobiegła w dół.
Andrzej Krawczyk przebiegł palcami po klawiaturze. Ekran ożył setkami punkcików. Rozbłysły znajome kształty Krzyża Południa. Usiane gwiazdami niebo przesuwało się wolno, jak obraz dalekich przedmiotów widziany z okna pędzącego pojazdu.
Ruch ustał. Trzy najjaśniejsze gwiazdy konstelacji Krzyża Południa schowały się już poza krawędź ekranu. Obejmował on obecnie obszar na pograniczu trzech gwiazdozbiorów: Krzyża, Centaura i Okrętu.
Astronom sięgnął znów do tablicy sterowniczej pantoskopu.
Gwiazdy jakby rozbiegły się na wszystkie strony, potęgując jednocześnie swą jasność. Coraz to inna znikała poza ramą ekranu, a ledwo dostrzegalne przed chwilą punkciki stały się gwiazdami pierwszej wielkości.
Uczony uniósł się nieco w fotelu.
— Jest! Widać dysk! — zwrócił się do stojącego za nim młodego człowieka.
— Gdzie?
— Na środku, w prawo od tej żółtej, jasnej gwiazdy. Szary punkcik… Średnica pozorna tarczy nie przekracza 5 mm. Poza tym przeszkadza światło gwiazd. Sprawdź, Witia, odległość.
Wiktor Sokolski przełączył swój miniaturowy monitor kontrolny na tablicę nawigacyjną sterowni.
— Blisko sześćset milionów kilometrów. Doszedłeś do granicy powiększenia?
— Jeszcze nie, ale już jestem blisko — stwierdził astronom i ponownie przebiegł palcami po przyciskach.
Gwiazda rozrosła się i przesunęła na lewo w dół, dochodząc niemal do krawędzi ekranu. W jego centrum, na tle aksamitnoczarnego nieba, ukazał się szary krążek, ustawiony nieco ukośnie. Po chwili krążek zżółkł, nie tracąc jednak nic na kontrastowości, gwiazda zaś nieco przygasła. Na tarczy maleńkiego dysku można już było rozróżnić jaśniejsze i ciemniejsze punkty.
— Obraca się bardzo wolno — zauważył Sokolski.
— Dokładnie: jeden obrót na minutę — usłyszeli za sobą głos Rity Croce, inżyniera łączności.
— Brawo, dziewczyno! Nie tracisz czasu — uśmiechnął się do niej Sokolski. — A co tam u ciebie? Odebrałaś jakieś sygnały?
— Niestety… Na wszystkich zakresach cisza.
— A mówiłaś, że coś tam łapiesz na mikrofalach
— To jakiś automat wysyłający stale te same impulsy.
— Nie jest to pocieszające — powiedział z troską Krawczyk.
— Przypuszczasz, że zginęli?
— Tego nie mogę twierdzić. Brak sygnałów radiowych może świadczyć równie dobrze o tym, że nie odebrali naszych lub nawet, że w ogóle nie mają radia.
Rita spojrzała na Krawczyka z niedowierzaniem.
— Czyżby?
— Nie zapominaj, że CM-2 opuściło Układ Słoneczny cztery wieki temu. Czterysta lat życia małego liczebnie społeczeństwa w takim izolowanym świecie przy ówczesnych prymitywnych urządzeniach i bardzo skromnym doświadczeniu w dalekich podróżach kosmicznych, mogło dać najróżnorodniejsze wyniki.
— Sądzisz, że należy liczyć się z regresem?
— Nie tylko sądzę, ale jestem pewny, że na wielu odcinkach życia musiało nastąpić cofnięcie, choćby dlatego, że niektóre dziedziny wiedzy przestały być potrzebne. Dla innych brak było materiałów, narzędzi, surowców, które uległy rozproszeniu albo zniszczeniu przez niedbalstwo lub zbyt prymitywne środki techniczne.
— Ale przecież trudno wyobrazić sobie zupełny zastój. Zresztą tamci porwali z sobą, oprócz załogi złożonej z wykwalifikowanych specjalistów, kilku wybitnych uczonych.
— W niektórych dziedzinach musiał niewątpliwie istnieć postęp, ale po pierwsze: mógł go poprzedzić poważny regres, po drugie: w tak małym społeczeństwie postęp wiedzy musi być bardzo nieznaczny.
— Zdaje się, że sprawa ta była przedmiotem dyskusji Międzynarodowej Akademii Nauk przed naszym odlotem z Ziemi — wtrącił Sokolski. — Ja w tym czasie byłem bardzo zajęty generalnym przeglądem Astrobolidu, więc nie mogłem śledzić raportów Akademii, ale coś mi się obiło o uszy.
— Tak. Sprawa postępu w społeczeństwie małym i izolowanym… — zamyślił się Krawczyk. -Chyba nigdy w naszych dziejach nie było tak wspaniałej okazji przebadania ewolucji społeczeństwa izolowanego, i to społeczeństwa o stosunkowo wysokim poziomie techniczym.
— A jeśli w CM-2 nie ma już żywych istot? Właściwie na jakiej podstawie liczymy na to, że ludzie ci, a ściślej potomkowie ich, dożyli naszych czasów? Przecież sam mówisz, że musieli oni napotkać poważne trudności wynikające z ówczesnego niskiego poziomu technicznego. Mogli nie znaleźć sposobów pokonani^ jakichś komplikacji, na przykład znaczniejszego zachwiania równowagi w procesie krążenia węgla czy tlenu. A to oznaczałoby śmierć wszystkich. Może to tylko pusta, wymarła skorupa…
— Ale ja odbierałam sygnały — zaoponowała Rita.
— Sama mówisz, że to automat.
— Nawet jeśli okaże się — rzekł astronom — że to martwy świat, nawet w tym stanie zawiera z pewnością cenny materiał historyczny. Więc sądzisz, że zginęli? Spójrzcie! Oto obraz termograficzny.
Krawczyk, który w czasie całej rozmowy nie przestał manipulować przyciskami zmieniając długość fal elektromagnetycznych, odbieranych przez pantoskop, WM; i, ” ręką na ekran. Krążek przybrał barwę seledynową o różnym natężeniu w poszczególnych punktach tarczy.
— CM-2 nie jest ani puste, ani zimne — podjął uczony. — O, wyraźnie widać większe natężenie promieniowania w okolicach, gdzie, jak pamiętam, według starych planów mieścić się ma centralny reaktor jądrowy. Gdy się bardziej zbliżymy, zobaczymy nawet drobne różnice w natężeniu promieniowania. Myślę, że to nam pozwoli z dużym prawdopodobieństwem zorientować się, co kryje wnętrze tego almcralitowego dysku. Ja osobiście słabo pamiętam szczegóły budowy CM-2 ani też nie jestem specem jak Hans, jeśli chodzi o promieniowanie tego rodzaju sztucznych ciał, ale z pewnością Brabec i Feldmann będą mogli nam tu wiele powiedzieć.
— Sądzisz, że wzrosły szansę na szybkie nawiązanie łączności?
— Trudno powiedzieć coś konkretnego: jesteśmy jeszcze zbyt daleko od nich. Sześćset milionów kilometrów to nie bagatela. Sygnał biegnie przeszło pół godziny. Przede wszystkim jednak, pomijając techniczną zdolność porozumienia się, istnieje tu jeszcze pewien niemal nieuchwytny czynnik. Nie wiemy, czy ważnej roli nie gra tu przypadek.
Читать дальше