Stanisław Lem - Eden
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Eden
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Eden: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Niepotrzebnie się tak uniosłeś - powiedział cicho Koordynator do Inżyniera.
– Wiesz doskonale - zaczął Inżynier, ale popatrzywszy mu w oczy, powtórzył ciszej:
– Tak. Niepotrzebnie.
– Doktor ma słuszność w jednym - powiedział Koordynator. Podciągnął osuwający się bandaż. - To, cośmy odkryli na północy, nie składa się z tym, co widzieliśmy na wschodzie. Szacując z grubsza, miasto znajduje się tak daleko od nas, jak fabryka - w linii powietrznej niewiele ponad trzydzieści, trzydzieści piąć kilometrów.
– Więcej - powiedział Fizyk.
– Możliwe. Otóż nie sądzę, żeby na południu albo na zachodzie znajdowały się jakieś elementy ich cywilizacji równie blisko - bo z tego by wynikało, że spadliśmy w samym środku jakiegoś lokalnego „pustkowia cywilizacyjnego”, „cywilizacyjnej próżni” o średnicy sześćdziesięciu kilometrów - byłby to zbyt dziwny, a przez to i nazbyt nieprawdopodobny przypadek. Zgadzacie się ze mną?
– Tak - powiedział Inżynier. Nie patrzył na nikogo.
– Tak - skinął głową Chemik i dodał: - Od początku należało mówić tym językiem.
– Podzielam skrupuły Doktora - ciągnął Koordynator - ale jego propozycję uważam za naiwną i nieprzystosowaną do sytuacji. Nie dorastającą do niej. Reguły kontaktu z obcymi istotami są wam znane, ale nie przewidują sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się - jako bezbronni prawie rozbitkowie, mieszkańcy wkopanego w ziemię wraka. Musimy oczywiście naprawiać uszkodzenia statku, równocześnie jednak zachodzi wyścig w zbieraniu informacji - między nami i nimi. Jak dotąd, my jesteśmy górą. Tego, który zaatakował nas, zniszczyliśmy. Nie wiemy, dlaczego to zrobił. Może naprawdę przypominamy jakichś ich wrogów - to też trzeba, w miarę możliwości, stwierdzić. Wobec tego, że uruchomienie statku nie jest w najbliższej przyszłości realne, musimy być przygotowani na wszystko. Jeżeli cywilizacja, która otacza nas, jest dość wysoka - a sądzę, że to właśnie zachodzi - to, co zrobiłem - cośmy zrobili - w najlepszym razie tylko opóźni nieco odnalezienie nas. Główny wysiłek musimy - teraz - skierować na uzbrojenie.
– Czy mogę coś powiedzieć? - odezwał się Fizyk.
– Mów.
– Chciałbym wrócić do punktu widzenia Doktora. Jest on - powiedziałbym - przede wszystkim emocjonalny, ale stoją za nim także inne argumenty. Znacie wszyscy Doktora. Wiem, że nie byłby zachwycony tym, co mogę przytoczyć w obronie jego propozycji - ale powiem to. Otóż bynajmniej nie jest obojętna sytuacja, w której nastąpi pierwszy kontakt między nami i - nimi. Jeżeli oni przyjdą do nas - przyjdą po… śladach. Wtedy o porozumieniu trudno wręcz będzie myśleć. Nastąpi bez wątpienia atak, a my będziemy zmuszeni walczyć o życie. Jeżeli natomiast my wyjdziemy ku nim - szansa porozumienia, chociaż nikła, będzie jednak istniała. Tak więc ze strategicznego stanowiska lepiej zachować inicjatywę i aktywność, bez względu na to, jakie można o tym wygłaszać opinie moralne…
– No dobrze, ale jak to ma wyglądać w praktyce? - spytał Inżynier.
– W praktyce nic się na razie nie zmieni. Musimy mieć broń - i to jak najszybciej. Chodzi o to, abyśmy, zaopatrzywszy się w nią, przystąpili do prób kontaktu - ale nie na zbadanym terenie.
– Dlaczego? - spytał Koordynator.
– Dlatego, ponieważ jest wysoce prawdopodobne, że zanim jeszcze dotrzemy do miasta, zostaniemy uwikłani w walkę. Nie porozumiesz się z istotami, które pędzą w tych tarczach - są to najgorsze warunki, jakie sobie można wyobrazić.
– A skąd wiesz, że gdzie indziej natkniemy się na lepsze?
– Nie wiem - ale wiem, że na północy i na wschodzie nie mamy czego szukać. Przynajmniej na razie.
– Rozważymy to - powiedział Koordynator. - Co dalej?
– Trzeba uruchomić Obrońcę - powiedział Chemik.
– W jakim czasie da się to zrobić? - zwrócił się Koordynator do Inżyniera.
– Nie mogę powiedzieć. Bez automatów nie dostaniemy się nawet do Obrońcy. Waży czternaście ton. Niech Cybernetyk powie.
– Żeby go przejrzeć, potrzebuję dwu dni. Co najmniej - podkreślił ostatnie słowo Cybernetyk. - Ale pierwej muszę mieć automaty na chodzie.
– W tym czasie będziesz miał wszystkie automaty w ruchu? - spytał z powątpiewaniem Koordynator.
– Gdzież tam! Dwa dni zajmie mi sam Obrońca - potem, kiedy uruchomię choć jeden automat. Naprawczy. A muszę mieć jeszcze jeden, ciężarowy. Żeby je przejrzeć, potrzebuję znowu dwu dni, z tym, że nie wiem, czy w ogóle dadzą się uruchomić.
– Czy nie można wymontować z Obrońcy serca i ustawić go za prowizorycznym pancerzem, tutaj, na górze, pod osłoną kadłuba? - pytał dalej Koordynator. Skierował wzrok na Fizyka. Ten potrząsnął głową.
– Nie. Każdy biegun serca waży przeszło tonę. Poza tym bieguny nie zmieszczą się w tunelu.
– Tunel można poszerzyć.
– Nie przejdą przez właz. A klapa ciężarowa jest pięć metrów nad ziemią i zalana wodą z pękniętego zbiornika rufowego, przecież wiesz.
– Badałeś skażenie tej wody? - spytał Inżynier.
– Tak. Stront, wapń, cer, wszystkie izotopy baru i co tylko chcesz. Nie można jej ani wypuścić - zatrułaby nam cały grunt w promieniu czterystu metrów - ani oczyścić, jak długo antyradiatory nie mają sprawnych filtrów.
– A ja nie mogę oczyścić filtrów bez mikroautomatu - dodał Inżynier. Koordynator, który wodził oczami od jednego do drugiego, w miarę jak mówili, odezwał się:
– Rejestr naszych „niemożności” jest spory, ale to nic, dobrze, żeśmy go sobie przepowiedzieli od tej strony, myślę o uzbrojeniu. Pozostają zatem miotacze, tak?
– To nie są żadne miotacze - z odcieniem irytacji powiedział Inżynier. - Nie wprowadzajmy samych siebie w błąd. Doktor podniósł koło nich taki szum, jakbyśmy właśnie zamierzali rozpocząć tu wojnę atomową. Oczywiście, można z nich wyrzucać wzbogacony roztwór, ale zasięg nie przekracza nawet siedmiuset metrów. To polewaczki ręczne, nic więcej, a do tego niebezpieczne dla strzelającego, jeśli nie ma na sobie pancerza. A pancerz waży sto trzydzieści kilogramów.
– Rzeczywiście, mamy same ciężkie rzeczy na pokładzie - powiedział Koordynator takim tonem, że nikt nie wiedział, czy drwi. - Zrobiłeś to obliczenie, prawda? - spytał Fizyka.
– Zrobiłem. Jest jeszcze taki wariant: dwa miotacze, oddalone od siebie co najmniej o sto metrów, strzelają tak, aby obie wyrzucone strugi przecięły się w celu. Powstaje wtedy z obu podkrytycznych strumieni objętość nadkrytyczna i zachodzi reakcja łańcuchowa.
– To dobre do zabawy, na poligonie - zauważył Chemik. - Nie wyobrażam sobie takiej precyzji w warunkach polowych.
– Czyli że żadnych atomowych miotaczy w ogóle nie mamy? - zdziwił się Cybernetyk. Pochylił się do przodu. Ogarniała go złość. - Więc po co była ta cała dyskusja - spór - sprzeczka - czy mamy wyruszać, straszliwie uzbrojeni, czy nie? Gonimy po prostu w piętkę!
– Zgadzam się, że sporo robimy bez głowy - powiedział wciąż jednakowo spokojny Koordynator. - Że robiliśmy dotąd - dodał. - Ale na taki luksus nie możemy sobie dalej pozwolić. Nie jest całkiem tak, jak mówisz - patrzał na Cybernetyka - bo istnieje pierwszy wariant użycia miotaczy, wyrzucanie połowy pojemności zbiornika, a wtedy w celu nastąpi wybuch. Tylko trzeba strzelać z możliwie dobrego ukrycia i zawsze na maksymalną odległość.
– To znaczy, że przed otwarciem ognia trzeba wleźć na metr w ziemię, tak?
– Co najmniej na półtora metra - z dwumetrowym przedpiersiem - wtrącił Fizyk.
– No, to dobre w wojnie pozycyjnej. Na wyprawach jest bezprzedmiotowe - powiedział wzgardliwie Chemik.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Eden»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.