Stanisław Lem - Eden
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Eden
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Eden: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ze trzy razy jaśniejsza niż na Ziemi - zgodził się Koordynator.
– Chłodno i do domu daleko - mruknął Doktor. Nikt już się więcej nie odezwał. Pojedynczo wleźli do wydętej bani namiotu. Byli tak zmęczeni, że kiedy Doktor powiedział swoim zwyczajem w ciemności „dobranoc” - odpowiedziały mu oddechy śpiących.
Sam nie spał jeszcze - pomyślał, że postępują nierozważnie - z pobliskiego zagajnika mogło w nocy wyleźć jakieś paskudztwo - należało wystawić wartę. Przez chwilę rozważał, czy nie powinien czasem sam objąć ochotniczo tego stanowiska - ale raz jeszcze tylko uśmiechnął się ironicznie w mrok, odwrócił i westchnął. Ani wiedział, kiedy zapadł w kamienny sen.
Ranek następnego dnia powitał ich słońcem. Na niebie było więcej białych, kłębiastych chmur. Zjedli skąpe śniadanie, zostawiając resztki żywności na ostatni posiłek - po dalsze zapasy musieli już wrócić do rakiety.
– Żeby się przynajmniej raz umyć! - skarżył się Cybernetyk. - To mi się jeszcze nie zdarzyło - człowiek cały śmierdzi potem, okropność! Przecież tu musi być gdzieś woda!
– Gdzie woda, tam i fryzjer - pogodnie odparł Doktor, zaglądając do małego lusterka. Robił do niego sceptyczne i bohaterskie miny. - Tylko obawiam się, że fryzjer na tej planecie najpierw goli, a potem na powrót zasadza ci wszystkie włosy - to nawet bardzo prawdopodobne, wiesz?
– Czy w grobie też będziesz żartował? - wypalił Inżynier, zmieszał się i dodał: - Przepraszam. Nie chciałem…
– Nie szkodzi - odparł Doktor. - W grobie nie, ale jak długo się da. No, pójdziemy chyba, co?
Spakowali rzeczy, wypuścili powietrze z namiotu i obładowani ruszyli wzdłuż falującej miarowo zasłony, aż oddalili się o dobry kilometr od obozowiska.
– Nie wiem, może się mylę, ale ona wygląda tu jak gdyby wyższa - powiedział Fizyk, patrząc przez zmrużone powieki na łuki, biegnące w obie strony - wysoko migotały ich szczyty srebrnym ogniem.
Rzucili ładunek na jedno miejsce i ruszyli ku hali. Weszli bez żadnej przygody, jak poprzedniego dnia. Fizyk i Cybernetyk zostali z tyłu.
– Jak myślisz, co jest z tym znikaniem? - spytał Cybernetyk. - Tu tyle się dzieje, że wczoraj całkiem o tym zapomniałem!
– Jakaś historia z refrakcją - odparł bez przekonania Fizyk.
– A na czym opiera się strop? Bo przecież nie na tym - wskazał nabrzmiewającą falami zasłonę, do której podchodzili.
– Nie wiem. Może podpory są jakoś ukryte w środku albo z drugiej strony.
– Ala w krainie czarów - powitał ich wewnątrz głos Doktora. - Zaczynamy? Dzisiaj kicham jakoś mniej. Może to adaptacja. W którą stronę idziemy najpierw?
Otoczenie było dosyć podobne do tego, które widzieli poprzedniego dnia. Poruszali się w nim pewniej już i szybciej. Zrazu zdawało im się nawet, że wszystko tu jest zupełnie takie samo jak tam. Kolumny, studnie, las skośnych, pulsujących i wirujących przełyków, rozżarzania, migotania, cały kołowrót procesów toczył się w jednakim tempie. Przyjrzawszy się jednak „gotowym produktom”, których nieckowaty zbiornik odnaleźli po jakimś czasie, odkryli, że są inne, większe i odmiennego kształtu od wczorajszych. To nie było wszystko. Owe „produkty” (wychwytywane zresztą na powrót i wprowadzane do kołowego obiegu, tak jak i tam) nie były ściśle identyczne. Zasadniczo przypominały część pokarbowanej u szczytu połówki jaja. Połówka ta nosiła rozmaite ślady, że ma być łączona z innymi częściami, wystawały z niej wyloty rur, w których poruszały się soczewkowate płytki, jak gdyby przepustnice czy wentyle. Gdy wszakże porównali ze sobą większą ilość tych przedmiotów, okazało się, że jedne mają dwa otwarte rogi, inne trzy albo i cztery, przy czym te dodatkowe występy były mniejsze i często jakby nie wykończone, jak gdyby obróbka została przerwana w połowie. Soczewkowata płytka wypełniła czasem całe światło przewodu, czasem tylko jego część, niekiedy zaś nie było jej wcale - raz znaleźli tylko jak gdyby jej pączek, skarlałe, ledwo co większe od groszku ziarenko. Powierzchnia „jaja” była polerowana gładko, w innych okazach chropawa tuleja „przepustnicy” też zmieniała się indywidualnie w rozmaitych egzemplarzach, a w jednym znaleźli dwie bliźniacze, częściowo stopione ze sobą i komunikujące się małym otworkiem, soczewkowate płytki zaś utworzyły jak gdyby „ósemkę” - Doktor nazwał je „syjamskimi bliźniętami”. Część ta miała ponadto aż osiem coraz to mniejszych rogów, przy czym najmniejsze nie otwierały się wcale na zewnątrz, jak to czyniły wszystkie inne.
– I co ty na to? - spytał z klęczek Koordynator Inżyniera, który kopał się w całej kolekcji, wyłowionej ze „składu” w niecce.
– Na razie nic. Idziemy dalej - powiedział Inżynier, wstając, ale widać było, że humor mu się nieznacznie poprawił.
Rozumieli już, że hala dzieli się jak gdyby na kolejne sekcje, nie odgrodzone od siebie niczym poza samą wewnętrzną spójnością cyklu wykonywanych procesów. Urządzenia wytwórcze, to jest wężujący, kurczący się mackowato, sapiący las - były wszędzie jednakie.
Kilkaset metrów dalej natknęli się na sekcję, która, wykonując te same ruchy, co poprzednia, wijąc się, mlaszcząc, sapiąc, niosła w swoich przewodach, wrzucała do otwartych studni, spuszczała z wysokości, pochłaniała, obrabiała, gromadziła i topiła - nic.
Wszędzie, gdzie w poprzednich sekcjach można było obserwować rozżarzone półprodukty bądź stygnące już obrobione przedmioty, całą tę skomplikowaną wędrówkę na boki, wzwyż, w dół tutaj zastępowała pustka.
Sądząc zrazu, że produkt jest tak przezroczysty, aż niewidzialny, Inżynier wychylał się daleko poza wyrzutniami, usiłował chwycić w ręce coś, co powinno wylatywać z otwierających się gardeł, ale nie znalazł nic.
– Obłędna historia - powiedział z przerażeniem Chemik. Inżynier jakoś wcale nie był wstrząśnięty.
– Bardzo interesujące - powiedział i poszli dalej.
Zbliżali się do obszaru, z którego płynął rosnący hałas. Był to hałas miękki, ale tym bardziej ogłuszający - jak gdyby miliony ciężkich, wilgotnych płacht skórzanych padały na wielki, słabo napięty bęben. Naraz zrobiło się jaśniej.
Z dziesiątków maczugowatych sopli, które chwiały się wysoko, zwieszone końcami w dół spod samego stropu, leciał istny deszcz czarnych na tle szklistego stropu przedmiotów, obijał się o grube boki podstawiających im się raz z jednej, raz z drugiej strony przepon, rozpostartych pionowo i puchnących miarowo, jakby je nadymał gaz - przepony te były szaro-przejrzyste, jak pęcherze - i porywany w połowie drogi przez kłęby tak szybko pracujących, że rozwianych w wiry wężowych ramion, lądował na samym dole. Ustawiały się tu porządnie, jeden obiekt obok drugiego, w czworobokach, dokładnymi szeregami, z przeciwnej zaś strony co jakiś czas wypełzała ogromna masa, spłaszczona niczym łeb wieloryba, i z przeciągłym westchnieniem wsysała po kilka rzędów naraz „gotowej produkcji”.
– Skład - flegmatycznie wyjaśnił Inżynier. - Z góry przychodzą gotowe, a tamto to jakby transporter - zabiera je i na powrót wprowadza do obiegu.
– Skąd wiesz, że wprowadza na powrót? Może tu nie? - spytał Fizyk.
– Stąd, że skład jest pełny.
Nikt wprawdzie dobrze tego nie zrozumiał, ale milczeli, przechodząc dalej.
Dochodziła czwarta, kiedy Koordynator zarządził odwrót. Stali na dnie sekcji składającej się z dwu działów. Pierwszy wytwarzał grube tarcze, opatrzone uszatymi uchwytami, drugi odcinał uchwyty i mocował na ich miejscu fragmenty eliptycznych pierścieni, po czym tarcze wędrowały do podziemi, skąd wracały gładkie, „ogolone”, jak powiedział Doktor - aby poddać się znów procesowi przyspawania uszatych uchwytów.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Eden»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.