Stanisław Lem - Eden

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Eden: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą ale zderzyli się z nią

Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Mieszkaniec Edenu… - powiedział głucho Chemik. Inżynier, zbyt wstrząśnięty, by mówić, usiadł na wale generatora i sam nie wiedząc o tym, nieustannie wycierał ręce o tkaninę kombinezonu.

– Więc to jest jedno stworzenie czy dwa? - spytał Fizyk. Patrzał z bliska, jak Doktor dotyka delikatnie piersi bezwładnego kadłubka.

– Dwa w jednym albo jedno w dwu - a może to są symbionty - nie jest wykluczone, że się okresowo rozłączają.

– Tak, jak ta maszkara z czarnym włosem? - poddał Fizyk. Doktor skinął głową, nie przerywając badania.

– Ależ ten wielki nie ma nóg ani oczu, ani głowy, nic! - powiedział Inżynier. Zapalił papierosa - czego nigdy nie robił.

– To się dopiero okaże - odparł Doktor. - Myślę, że nie będziecie mieli nic przeciw temu, żebym przeprowadził sekcję? Tak czy owak trzeba go poćwiartować, inaczej nie da się stąd wynieść. Wziąłbym kogoś do asysty, ale to może być - nieprzyjemne. Kto na ochotnika?

– Ja.

– Ja mogę - odezwali się prawie równocześnie Koordynator i Cybernetyk.

Doktor podniósł się z klęczek.

– Dwóch to jeszcze lepiej. Poszukam teraz narzędzi, to trochę potrwa. Muszę powiedzieć, że nasz pobyt tutaj zanadto się komplikuje - jeszcze trochę, a trzeba będzie tygodnia, żeby sobie wyczyścić jeden but - niepodobna skończyć niczego, co się zaczęło.

Inżynier i Fizyk wyszli na korytarz. Koordynator, wracający z sali opatrunkowej, już w gumowym fartuchu, z podwiniętymi rękawami, zatrzymał się przy nich. Niósł niklową tacę pełną narzędzi chirurgicznych.

– Wiecie, jak działa oczyszczacz - powiedział. - Jeżeli chcecie palić, wyjdźcie na górę.

Poszli więc do tunelu, Chemik przyłączył się do nich, na wszelki wypadek wziął elektrożektor, pozostawiony w maszynowni przez Inżyniera.

Słońce stało wysoko, małe, spłaszczone, w oddali rozgrzane powietrze drgało nad piaskami jak galareta. Usiedli w długiej smudze cienia, którą rzucał z wysoka przechylony kadłub rakiety.

– To bardzo dziwne zwierzę i nadzwyczajna historia, jak mogło uruchomić generator - powiedział Inżynier. Potarł policzek, zarost przestawał już kłuć - wszystkim wykluły się brody, wciąż powtarzali, że muszą się ogolić, ale jakoś nikomu nie starczyło na to czasu.

– Ale teraz, prawdę mówiąc, najwięcej z tego wszystkiego cieszy mnie, że ten generator dał w ogóle prąd. To znaczy, że przynajmniej uzwojenia są całe.

– A to spięcie? - zauważył Fizyk.

– To nic, wysadziło automatyczny bezpiecznik, to zupełne głupstwo. Część mechaniczna rozsypała się do reszty, ale na to znajdziemy radę. Łożyska - mamy rezerwowe komplety, trzeba tylko poszukać. Oczywiście, nawój teoretycznie też można doprowadzić do porządku, ale gołymi rękami - posiwielibyśmy nad tym. Myślę sobie teraz, że po prostu dlatego ręka mi się nie podnosiła, żeby sobie dokładnie wszystko obejrzeć, bo obawiałem się, że tam jest kompletny proszek, a wtedy wiecie, co by z nami było.

– Reaktor - zaczął Chemik. Inżynier skrzywił się.

– Reaktor - swoją drogą. Na reaktor przyjdzie kolej. Pierwej musimy mieć prąd. Bez prądu nic nie zrobimy. Przeciek chłodzenia można usunąć w pięć minut, ale trzeba pospawać przewody. Do tego znów muszę mieć prąd.

– I co, myślisz wziąć się do maszyn - teraz? - z nadzieją w głosie spytał Fizyk.

– Tak. Opracujemy sobie plan kolejności remontów, mówiłem już o tym z Koordynatorem. Najpierw musimy mieć przynajmniej jeden sprawny agregat. Naturalnie bez ryzyka nic się nie da zrobić, bo agregat trzeba uruchomić bez energii atomowej - diabli wiedzą, jak! Kieratem chyba… Niech to… jak długo rozrząd elektryczny nie działa, nie mam pojęcia, co się dzieje w stosie.

– To nic takiego, blendy neutronowe działają nawet bez zdalnego sterowania - powiedział Fizyk - stos przeszedł samoczynnie w stan jałowy - najwyżej podczas wstępnego rozruchu mogłaby powstać trochę za wysoka temperatura, jeżeli chłodzenie…

– Dziękuję! Stos może się rozpłynąć i na to mówisz „nic takiego”?

Spierali się tak coraz zapalczywiej, potem zaczęli dyskutować już bardziej rzeczowo, a że żadnemu nie chciało się schodzić do rakiety, rysowali schematy na piasku, gdy z wylotu tunelu wynurzyła się głowa Doktora, który ich okrzyknął.

Zerwali się.

– No, co tam?

– Z pewnego punktu widzenia mało, a z innego znów sporo - odparł Doktor, który wyglądał dosyć osobliwie, bo tylko głowa jego wystawała nad ziemię, gdy mówił.

– Mało - ciągnął - bo jakkolwiek brzmi to dziwnie, nie jestem w dalszym ciągu pewny, czy to jest jedno stworzenie - czy dwa. W każdym razie to jest zwierzę. Posiada dwa układy krwionośne, ale nie są całkowicie rozdzielone. To wielkie - nosiciel - poruszało się, jak sądzę, skokami albo krokami.

– To duża różnica - powiedział Inżynier.

– I tak, i tak - wyjaśnił Doktor. - To, co wyglądało jak garb - tam jest przewód trawienny.

– Na grzbiecie?

– To nie był grzbiet! Kiedy je prąd poraził, upadło właśnie brzuchem do góry!

– Jak to, chcesz powiedzieć, że to mniejsze, podobne do… - Inżynier urwał, nie kończąc.

– Do dziecka - dopowiedział spokojnie Doktor - tak, niejako jeździło wierzchem na tym nosicielu - w każdym razie to jest możliwe. No, nie wierzchem - poprawił się - najczęściej, prawdopodobnie, siedziało w środku tego większego kadłuba - on ma tam takie torbiaste gniazdo, jedyna rzecz, do której mogę to porównać, to kangurza torba, ale podobieństwo jest bardzo małe i niefunkcjonalne.

– I przypuszczasz, że to stworzenie inteligentne? No, chyba - powiedział Fizyk.

– Na pewno musiało być inteligentne, skoro potrafiło otworzyć drzwi, zamknąć je za sobą, nie mówiąc już nawet o puszczeniu w ruch maszyn - powiedział Doktor, który jakoś nie zdradzał ochoty wyjścia na powierzchnię - sęk tylko w tym, że ono nie ma systemu nerwowego w naszym rozumieniu.

– Jak to?! - skoczył do niego Cybernetyk. Głowa Doktora uniosła brwi.

– Cóż robić. Tak jest. Są tam organy, których przeznaczenia ani się domyślam. Jest rdzeń - ale w czaszce - w tej małej czaszce - nie ma mózgu. To znaczy - jest tam coś, ale każdy anatom nazwałby mnie nieukiem, gdybym usiłował wmówić w niego, że to mózg… Jakieś gruczoły, ale jakby chłonne - a między płucami znów - bo ono ma troje płuc - odnalazłem coś najdziwniejszego w świecie. Coś, co mi się bardzo nie podobało. Włożyłem to do kąpieli spirytusowej, później obejrzycie. Na razie są pilniejsze roboty. Maszynownia wygląda, niestety, jak jatka. Trzeba zaraz wynosić i zakopywać wszystko, w rakiecie jest raczej ciepło i pośpiech jest doprawdy wskazany - szczególnie przy tym upale. Możecie sobie założyć ciemne okulary, zawiązać twarz, zapach nie jest przykry, ale taka ilość surowizny…

– Ty żartujesz? - słabo spytał Fizyk.

– Nie.

Doktor teraz dopiero wyszedł z tunelu. Na gumowym miał drugi biały płaszcz, od góry do dołu pochlapany czerwono.

– Naprawdę, to może zemdlić, bardzo mi przykro. Cóż robić. Trzeba. Chodźcie zaraz.

Doktor odwrócił się i zniknął. Tamci spojrzeli na siebie i kolejno zanurzyli się w tunelu.

Grabarska robota, jak ją nazwał Chemik, zakończyła się dopiero późnym popołudniem. Pracowali półnadzy, aby nie poplamić kombinezonów, wynosząc okropny ciężar czym się dało - kubłami, na blaszanych nosiłkach, zakopali poćwiartowane szczątki o dwieście kroków od rakiety, na szczycie pagórka i mimo nawoływań Koordynatora do oszczędzania wody zużyli pięć wiader na mycie. Dopóki nie skrzepła, krew wielkiego stworu przypominała ludzką, ale szybko zmieniała barwę na pomarańczową, schła zaś w żółtawy, rozsypujący się proch.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Eden»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanislaw Lem - Eden
Stanislaw Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Patrol
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Eden»

Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x