Kelnerka położyła tacę, zaczęła przekładać talerze. Schatzu i Hunt wyciągnęli prawe ręce, a ona musnęła ich grzbiety miękkim, szerokim ryjkiem zdalnego operatora kasy restauracji, który nosiła w olstrze na biodrze -najwyraźniej wszystkie kelnerki „Santuccio" były na krótkich kontraktach, żadnej nie wszczepiono operatora we wnętrze dłoni.
– Powiedział pan o telepatach, że mają „talent" – odezwał się po chwili Schatzu, opróżniwszy szklankę arbonowego soku. – Zauważam to w dokumentach Zespołu i w wypowiedziach jego członków. Żywicie przeświadczenie, iż oni, telepaci, wyposażeni są w jakiś dodatkowy zmysł, i że to dzięki niemu… prawda?
Hunt uniósł brwi na znak, by Ronald kontynuował. Schatzu wszedł w płytki półzaślep V. Ponad głową Nicholasa otworzył półtorametrowe okno tekstowe, na którym szyko wywołał żądany cytat.
– „Gdy ktoś obserwuje własne zmartwienie – zaczyna czytać – to jakimi zmysłami je obserwuje? Czy jakimś osobnym zmysłem? Takim, który czuje zmartwienie? Czy obserwując zmartwienie czuje je inaczej? Jakie więc zmartwienie obserwuje: to, które występuje tylko wtedy, gdy jest obserwowane?"
– Co pan chce przez to powiedzieć? – Chcę powiedzieć – rzekł Schatzu, nabijając na widelec frytkę – że telepata tym się tylko różni od reszty ludzi, iż jego umysł nigdy nie został wyizolowany z myślni. Telepata nie posiada bowiem żadnego dodatkowego zmysłu. Nie „czyta" niczyich myśli. Nikomu nie „grzebie" w głowie. Nie „podgląda" nas. Po prostu: jego nic nie separuje od dookolnych zaburzeń myślni. Jest wystawiony na każdą falę, każde najmniejsze jej zawirowanie. Cokolwiek zatem spotyka ich tam na orbicie, spotyka ich dlatego, że dysponują znacznie słabszym od naszego mentalnym systemem immunologicznym. Gdyby więc odpowiednio zwiększyć siłę nacisku na umysł owych nieznanych czynników zewnętrznych – w których chyba wszyscy domyślamy się monad – identycznie wpłynęłyby one i na nas. Przypadki miejsc „nawiedzonych" i casus Vassone służą za dowód, że jest to możliwe.
– Zadziwiające, jak zgadzacie się z Vassone. Ale do czego to nas właściwie prowadzi? Czy aby nie do Wojen Monadalnych? Hę?
– I owszem, między innymi. Ale to byłoby tylko dowodzenie dowiedzionego, bo czyż nie na tym zasadza się cały ten Program – na pomyśle oddziaływania bezpośrednio na umysły zwykłych ludzi? Ale wy tu chyba sami żeście w to nie wierzyli, skąd bowiem teraz to zdziwienie i konfuzja?
– Neuromonady…
– Tak, wiem: Kontakt. Vassone ma wizję, to trzeba jej przyznać.
– Jakaś ironia?
– Nie, szczerze. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, iż gdzieś po drodze straciliście z oczu podstawowy cel: zwycięstwo w IEW. Chcę wam podsunąć alternatywny sposób na wygranie Wojen Ekonomicznych. – Otarł chusteczką usta, odchylił się na krześle w tył, spojrzał w dół, na chaos ruchomych i nieruchomych świateł. – W mysim odbija się kształt naszych umysłów. Falangami psychomemów zapisujemy tam nasze uczucia, przekonania, myśli świadome i podświadome, wyobrażenia, idee, archetypy osobowe i nieosobowe…
– Nie chciałbym pana zmartwić, ale Vassone już mi wyjechała z cieniami na ścianach jaskini Platona…
– Ja zaś mówię o trendach. Jako o wypadkowej szczególnie wielkiej liczby jednotematycznych psychomemów. Zna pan Kuhna teorię paradygmatu nauki?
– Coś z branży Wilsona?
– Stara rzecz, jeszcze z zeszłego wieku. Każda nauka rozwija się wyłącznie w ramach obowiązującego paradygmatu, ogółu nie wyeksplikowanych założeń, na których się opiera i które wskazują jej cele: są to założenia przez naukowców nawet sobie nie uświadamiane, przyjmowane przez nich a priori gdzieś w trakcie procesu przyswajania sobie podstawowej wiedzy, osmotycznie, bez udziału świadomości. Bardzo trudno potem myśleć wbrew paradygmatowi. W ogóle – uświadomić sobie jego istnienie. Zazwyczaj jest to możliwe jedynie w okresie jego załamania, gdy następuje coś w rodzaju przejścia fazowego do paradygmatu mniej lub bardziej odmiennego od poprzedniego.
– Słucham pana, słucham.
– Otóż coś podobnego zachodzi także w przypadku całych cywilizacji, kultur, narodów. Z tym, że paradygmat cywilizacji jest zakorzeniony w umysłach każdego z jej członków, a mam tu na myśli tych ludzi, którzy się w niej od małego wychowywali. I jednym z głównych założeń postchrześcijańskiej cywilizacji zachodniej, która obejmuje dziś większość świata – jest postęp. Proszę powiedzieć: czy jest pan w stanie wyobrazić sobie i uwierzyć w dalszy rozwój cywilizacji bez postępu?
– Mhm, czy nie odnosi pan wrażenia, iż w określeniu „rozwój bez postępu" zawarta jest wewnętrzna sprzeczność?
– No właśnie. Tak ukształtowały się w naszych głowach pola znaczeniowe tych słów. Uderzył pan w ścianę paradygmatu. Lecz te ściany zaczynają się już kruszyć. Rekonfigurują się wielkie struktury memetyczne. Pomijam tu sekty religijne, bo one istniały zawsze – ale obecnie obserwujemy prawdziwą eksplozję sekt kulturowych, ktorych członkowie na wszystkie możliwe sposoby starają się odseparować od cywilizacji i wyzwolić spod jej paradygmatu. Oni nie akceptują postępu – w żadnym z jego przejawów: technologicznym, obyczajowym, prawnym społecznym. Świadomie narzucają sobie odrębne reguły życia. Religia o tyle ma tu znaczenie, iż stosunek do niej stanowi jeden z elementów kultury jako takiej. Z początku były to niewielkie dodatkowe rygoryzmy: kontrakty ślubne utrudniające bądź uniemożliwiające uzyskanie rozwodu, tworzenie szkół o odrębnym od oficjalnego systemie nauczania, tego typu rzeczy. Ale trend przybiera na sile. Paradygmat się kruszy. Cywilizacja wkrótce będzie się musiała zredefiniować, dookreślić. Cywilizacja nie zaś politycy, poszczególni ludzie czy nawet ich dowolnie liczne grupy.
– Nadal czekam na jakieś powiązanie z Wojnami.
– Proszę bardzo. Pamięta pan, co mówiłem o trendach odbijających się w myślni. Coś takiego jak paradygmat cywilizacji odbijać się tam musi silną, rozbudowaną strukturą psychomemiczną. A teraz odwróćmy wektory. Wszak i myślnia, co do czego się zgodziliśmy, wpływa na umysły ludzi. Ergo – Schatzu wrócił wzrokiem do Hunta i uniósł znacząco palec wskazujący – posłużywszy się monadami powinniśmy być w stanie zmieniać i wzmacniać te struktury tak, by zaistniało tu przełożenie także na umysły nie upośledzone, jak upośledzone są umysły telepatów. Jest to koncepcja zasadniczo odmienna od tej, na której oparłem moją analizę Wojen Monadalnych – bo tu mamy do czynienia z nieselektywnym, statystycznym, powolnym i relatywnie płytkim wpływem. Ale jakie perspektywy się przed nami otwierają…! Spełnione marzenie inżynierów memetycznych! Jest to wpływ ciągły, zmiana nieusuwalna, nic tu nie dadzą żadne mantry, żadni braciszkowie. Bo też i nie o decydentów chodzi. Moglibyśmy bezpośrednio sterować mentalnościami całych społeczeństw, narodów, określać ich sposób myślenia, preferencje wyborcze, indukować według potrzeby nastroje pacyfistyczne bądź agresywne, modelować ksenofobię…
Schatzu machnął ręką, ogarniając tym gestem cały wieczorny Nowy Jork: buchające laserowymi światłami i wielkimi ruchomymi holografiami, okryte łuną różnokolorowego blasku i zanurzone we mgle nieustającego hałasu miasto z kilkudziesięcioma milionami mieszkańców.
– Proszę to sobie wyobrazić, proszę to sobie tylko wyobrazić…!
Hunt patrzył na niego i widział kolejnego samozwańczego proroka hermetycznej religii, głosiciela nowego ultrazjadliwego kultu. Te rumieńce, ten szczery uśmiech, ta duma unosząca pierś, ten ogień wiedzy.
Читать дальше