Jacek Dukaj - Czarne Oceany

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - Czarne Oceany» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarne Oceany: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarne Oceany»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Choć autor CZARNYCH OCEANÓW ożywia klasyczne wątki literatury science fiction, jego powieść sporo zawdzięcza nośnej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a więc pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowszą technologią, jak i lęków doby informatycznej. Już teraz żyjemy w świecie rządzonym przez superkomputery. Co się stanie, kiedy te popadną w obłęd? – pyta w swej powieści Jacek Dukaj.
W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwykł szukać i czego nie może zabraknąć w książkach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad którymi uczeni stracili kontrolę, a także niekończące się spekulacje na temat możliwości i kondycji ludzkiego rozumu. W wartką i efektowną fabułę Dukaj umiejętnie włączył treści dyskursywne mieszczące się w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez wątpienia należą do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawiązują do najlepszych tradycji tego gatunku, z twórczością Stanisława Lema na czele.

Czarne Oceany — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarne Oceany», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Coś tu jest nie tak, myślał, idąc ku tablicy informacyjnej. Kontraestep był przecież tak oczywisty…

– Masz już? – spytał Marinę, która stała nad swoim ciałem z rękoma za plecami, zapewne słabo obecna w OVR.

– Taa.

– No co?

– Postawiłabym, że o to właśnie chodziło Bronsteinowi – stwierdziła unosząc wzrok.

Wzruszył ramionami.

– Możesz na mnie chuchnąć?

– Nie jestem zbyt silna – uśmiechnęła się sucho. – Niżej. Poszedł w parodię (która jest formą form) i przyklęknął na trawie obok jej ciała. Patrzyła – oczywiście teraz już tylko jego oczyma, a raczej dzięki jego oczom, bo kąt widzenia symulowało jej jednak inny – patrzyła, jak składał tułów w karykaturze pozy pobożnego muzułmanina i dotykał wargami brunatnej plamy wybroczyn na czymś, co mogło być jej plecami, brzuchem lub udem – ale tak naprawdę nie należało już chyba w ogóle do ludzkiej anatomii.

– Nicholas?

– Mmh?

– Nie sądzę, żebym jeszcze długo wytrzymała. Jeśli możesz…

– Boże drogi, Marina…

Edytory ruchu na pewno mocno wygładzały jej wizerunek, więc nie był w stanie odczytać z wyglądu, mimiki, gestykulacji (jak zwykle bardzo oszczędnej), co tak naprawdę przebija się spod powierzchni tą po raz pierwszy otwarcie wyrażoną prośbą. Lecz jakoś nie był ciekawy, nie miał ochoty tam wejrzeć (nawet odruchowo odsunął się od ciała). Strach, to bez wątpienia, strach o życie, i nieustannie obracające sięying/yang rozpaczy/nadziei. Co jeszcze – nie chciał wiedzieć. Tylko w oddaleniu prawda. Przypomniał sobie ów fatalny romans telefoniczny, twarz dziewczyny, gdy patrzyła mu w oczy, powoli pojmując; i jej ostatni telefon.

Teraz wiem, czym jest, pomyślał. Teraz wiem. I zaraz tu – podjął straceńczą decyzję – złamię wszelkie etykiety, skruszę formy, skoczę z mostu, zamknę oczy i obnażę się, wypruję z siebie na jej oczach flaki. Vassone, Melton-Kinsler czy wszczepka wojskowych nanomatów – bez znaczenia. Tak. Gdy spyta, odpowiem jasno i szczerze. Nie będzie już żadnego MUI między nami. Poproszę o wybaczenie. Niech zrozumie. Wiem, że zrozumie. I znowu będzie, jak niegdyś z Imeldą, światło i ciemność, dusza na opuszkach palców…

Podniósł na nią wzrok. Wpatrywała się weń z jakimś desperackim napięciem. Co mogło do niej przeciec po mysini?

– Nawet wtedy – szepnęła – wiedziałam, że to nie ty. Wstał, wyprostował się. Czy coś takiego mogła powiedzieć Marina Vassone?

– Cóż – skrzywił się, ostentacyjnie cyniczny – ja tego nie wiedziałem.

– Nicholas – zaczęła i poznał po twarzy, że zamierza mu się z czegoś zwierzyć -ja…

– Nie, nie! – zamachał rękoma. – Po co mi to mówisz? No po co? Co cię, cholera, nagle napadło, żeby tu… – zabrakło mu słów, dokończył dłonią.

Wtłaczając gniew z powrotem do środka, odwrócił się od niej, otrzepał i wygładził płaszcz, otarł usta. Nic nie pozostało ze stanowczych postanowień sprzed dziesięciu sekund.

Bo cóż innego chroni nas przed czernią, jeśli nie forma? Istnieją granice, których nie należy przekraczać. Co ona najlepszego chciała tu zrobić? Rozumiem, boi się śmierci, ale – na litość boską! trochę taktu…!

– Panie – wtrącił się diabeł – gorąco doradzam usunięcie stąd ciał i zjechanie z drogi. Najwyraźniej nie jest ona zbytnio uczęszczana, ale gdyby jakiś…

– Takiś mądry? – sarknął błyskawicznie rozwścieczony Nicholas. – Wymysł mi ty lepiej, jak zarazić tamtych w enklawie!

– Nie wiem, czy to ma jeszcze jakikolwiek sens, skoro nie żyją zarówno Colleen, jak i Julius Qurant, panie.

Hunta to zmroziło. Bo istotnie, jakim prawem miałby się teraz domagać wpuszczenia do Czterolistnej? Miał ochotę rzucić się Lucyferowi do gardła i dusić, dusić, dusić…

Wtedy go oświeciło:

Prawem wybawiciela od Zarazy, oto jakim.

Zaśmiał się na głos. Nie zdrajca, lecz zbawiciel! Można ruszyć i taki trend, czemu nie? A co dopiero z poparciem Modlitwy!

Odrzuciwszy papierosa, podszedł do harleya. Jeszcze będę pieprzonym bohaterem narodowym!

Powiem tak: przynoszę wam tu przyszłość, w której nie…

Zamarł w pół kroku nad ciałem AGENTA1. Zrozumiał wszystko. Przypomniał sobie. Wykład Jugrina, ściśniętą w środku wiązkę linii czasu. Siebie samego.

Nie ma sprzeczności. Jest tak, jak jest: zarazem stoję tu nad Czterolistną i śpię na kolorowych poduszkach w izolatce Hedge'a; Skrytojebca żyje i nie żyje; mam dłoń i nie mam dłoni; Marina jest zdrowa i Marina umiera…

Bo jakoś tak się składa, że rozważając prawdopodobne przyszłości zawsze patrzymy od naszego „teraz" w przód, zakładając siebie jako punkt odniesienia – nigdy zaś nie podejrzewając odwrotnego porządku. A ja teraz wiem: żyję w złożeniu niepewnych wariantów, żyję w cudzej futurpamięci!

Żyję w cudzej – Bronsteinowej – futurpamięci, a redukcja jeszcze nie nastąpiła. Dokładnie tak, jak mówił major Fuzz. Zdecyduje się dopiero post factum.

Dookreśli mnie więc trend, który zdominował pamiętającego. Ziszczę się w wariancie optymalnym: ten lub ten; więc może cała ta moja odyseja nie okaże się wcale prawdą i zniknie wypłaszczona do nieprawdopodobieństwa?

Przeżyję? nie przeżyję? I jeśli nawet – to jako kto? A Marina? Z dwóch równoważnych historii zawsze przyjemniej zapamiętać tę kończącą się przynajmniej jakimś pozorem happy endu. Lecz z drugiej strony: forma domaga się tragedii. Czerń, czerń pokrywa wszystko.

Nie skończy się dobrze, nie.

Wcześniej spełniło się proroctwo Lucyfera i zza zakrętu dobiegł szum pędzącego samochodu. Spoza drzew wypadł zabytkowy sedan i natychmiast zaczął z piskiem opon hamować, wykręcając się bokiem w kontrolowanym poślizgu. Za szybą na siedzeniu obok kierowcy Nicholas ujrzał wyraźnie twarz porucznika McFly'a.

Diabeł/Baryshnikov rzucił Huntem ku barierce i skarpie, lecz Nicholas zastopował go jednym gestem prawej dłoni. Podniósł ergokarabinek i (Ranger on) wpakował resztę magazynka w sedana, zabijając na miejscu kierowcę, raniąc McFly'a i doszczętnie niszcząc przód wozu.

McFly wypadł z auta i przetoczył się na pobocze; kończąc ruch, płynnie stanął na nogi. Rozpędzony AGENT1409 skoczył mu do gardła. McFly zdążył tylko krzyknąć: – Hunt! Nie!

Hunt puścił bezużyteczny karabinek. Baryshnikov ponownie złapał go w swe szpony. Przekładał już nogę przez balustradę, gdy znowu zastopował go i zawrócił. Podbiegł do tablicy, uniósł gorące ciało. Teraz trudniej. Krzyknął na diabła. Na skarpę i w dół. Za plecami słyszał warczenie AGENTA1409 i krzyki porucznika McFly'a.

Po kłującej wyściółce kudzu zjechał na sam dół, jakieś dwadzieścia metrów. Od bramy w enklawie dzieliło go dalszych sto metrów w poziomie. Od razu zaczął ku niej iść (nie był w stanie biec z Mariną na rękach), chociaż doskonale wiedział, że brama się przed nim nie otworzy; ale kiedy szedł, mniej się bał. Zdawało mu się nawet, że przez hałas własnego oddechu słyszy charakterystyczny hurgot-łopot wirników śmigłowców.

To coś, co niósł – wiedział, że to nie jest Marina: ona szła obok. Jednak tulił, obejmował, przyciskał do piersi, pochylał głowę. Jakby już przeczuwając strugi gorących pocisków i pragnąc wszystkie wchłonąć samemu. Krzywił twarz, może do furii, może do płaczu. Ta rzecz była ciężka, ale ciężar nie miał znaczenia. Nic go nie obchodziło, kto widzi. Wiedział, że celują. Proszę. Już blady półuśmiech. Gdyby sądził, że jest nadzieja na odwrócenie losu… Jakież szczęście miał Vittorio!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarne Oceany»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarne Oceany» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czarne Oceany»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarne Oceany» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x