Jacek Dukaj - Xavras Wyżrn

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - Xavras Wyżrn» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Xavras Wyżrn: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Xavras Wyżrn»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Książka składa się z dwóch powieści: Zanim noc i Xavras Wyżryn.
Pierwsza z nich to przejmujący, utrzymany w realiach VII wojny światowej opis przejścia do innego, niedostępnego dla ludzkich zmysłów świata. Bohater – cynik i hitlerowski kolaborant – dopiero w obcym wymiarze przekonuje się, czym są naprawdę dobro i zło.
Powieść Xavras Wyżryn należy do popularnego gatunku ‘historii altrnatywnych’. W 1920 roku Polska przegrała wojnę z bolszewikami. Kilkadziesiąt lat później partyzanci z Armii Wyzwolenia Polski pod wodzą samozwańczego pułkownika Xavrasa Wyżyna usiłują wyzwolić kraj spod sowieckiej dominacji. Oddział uzbrojony w bombę atomową rusza w kierunku Moskwy.

Xavras Wyżrn — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Xavras Wyżrn», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Szedł podwórzami getta. Widział tylko śmierć.

Oczywiście – była noc.

Grążel i Paniebuda zostali za murem, przykazał im czekać do świtu; oni byli na wszelki wypadek, do ugadanią strażników, których wszystkich znali z imienia, albo do dania w łeb komu trzeba, gdyby było trzeba. Trudny poszedł sam. Sam z Księgą. Dźwigał Księgę pod pachą, zawiniętą w czarne płótno. Cały też był ubrany na czarno – w starym płaszczu, spodniach, skórzanych rękawiczkach, a i noc była czarna, chmurna.

Szedł, a gorący oddech zamieniał się w parę przed jego twarzą. Stąpał z przesadną ostrożnością: tu, w getcie, po prawdzie nie musiał się niczego bać – nie chadzały tędy niemieckie patrole, nie wyłapywano w jego granicach przypadkowych przechodniów. Śnieg skrzypiał Trudnemu pod podeszwami. Szedł podwórzami, a śnieg zalegający na podwórzach getta był dziwnie płytki, błotnisty i brudny. Na zewnątrz – na zewnątrz dzieci lepiły zeń śnieżki.

Teraz, w środku nocy, cóż mógł Jan Herman zobaczyć, jeśli nie śmierć? I słyszał ją – w ciszy – i czuł – w mrozie, który zabija zapachy. Myślał, że nikogo nie spotka, lecz nie docenił panującego w getcie przeludnienia. Raz się nawet potknął o starca zamarzającego w milczeniu pod podwórzową szopą na węgiel. Mrok zalegał ciężki, tłusty, stężały i wciąż tężejący od rosnącego zimna; chwilami Trudny posuwał się naprzód niemal po omacku.

Grążel opisał był mu całą drogę z dokładnością aż przesadną. On znał Izaaka Goldsteina; znał wszystkich złotników, jubilerów, właścicieli lombardów i paserów w mieście. Bandyci, bandyci – myślał o Grążlu i Paniebudzie Trudny; a przecież sam był nikim innym, jak paserem właśnie, i prowadził swój nielegalny interes na nieporównanie większą skalę. Skąd wziął chociażby te wanny dla Generalmajora? – wszak nie wyprodukował ich we własnej manufakturze. Nocą nie tylko wszystkie koty są czarne.

Rozpoznał cegielne rumowisko. To ta brama. Wszedł, zastukał do drzwi. Nic. Zastukał głośniej. Obudziło się niemowlę, dzieci zaczęły krzyczeć:

– Mamełe! Tatełe!

Skrzywił się wbrew woli. Od pewnego czasu jidysz przyprawiał go o zimny dreszcz strachu. Sięgnął do kieszeni, gdzie miał kartkę z nabazgraną pospiesznie wiadomością od Grążla. Tymczasem wewnątrz szczęknęło jakieś żelastwo i drzwi, okrutnie skrzypiąc, uchyliły się na dwa palce.

– Ja do Mużryka – rzekł Trudny. Kobieta spojrzała nań krzywo.

– E?

– Do Mużryka.

– Pomyłka.

– Żadna pomyłka, droga pani. Woła pani Mużryka, bo ja stąd nie odejdę.

– Zbój, kto tak po nocy…

– Mużryk! – syknął jej Jan Herman w pomarszczoną twarz i kobieta zamilkła.

Mużryk pojawił się po jakichś pięciu minutach; jeszcze dociągał na sobie nazbyt obszerną kurtę, jeszcze poprawiał na głowie szarą uszatkę – był niesamowicie chudy i wszystko na nim dosłownie wisiało.

– Ktoś pan, do ciężkiej cholery?! Trudny podał mu kartkę.

– Co to jest?

– Wiadomość.

– I co ja niby mam z nią zrobić w tych egipskich ciemnościach, zeżreć? Moment. – Na powrót zniknął we wnętrzu mieszkania, skąd dochodziły przytłumione odgłosy coraz liczniejszych rozmów; Trudny zastanowił się przelotnie, ile w nim właściwie mieszka rodzin.

Mużryk ponownie wyskoczył z mroku w mrok, niczym diabeł z pudełka. Potarł nie ogolony policzek, łypnął na Jana Hermana; Trudny nie widział twarzy mężczyny, spowijała ją gładka czerń bezświatła.

– Można spytać, na kija panu ten Goldstein?

– A tak sobie, dla hecy – warknął Jan Herman. – No, co jest? Idziemy? Nie idziemy? Jaja mi zamarzają.

– Bo i kto to widział, taką nocą przeklętą…

– Chryste Panie, nie smęćże, człowieku, mnie tam zegar tyka!

– Tfu, krześcijanin zatracony – Mużryk uśmiechnął się szeroko i mrugnął do Trudnego. Trudny, zdjęty podstępnie sympatią do tego pozornie ponurego kościelca, odburknął coś, wpadając w ten sam, na poły żartobliwy nastrój, nijak się mający do czasu i miejsca.

Przeszli przez ulicę, a potem przez coś, co wyglądało na świadomie zalodzony śmietnik. Mużryk zgrabnie przeskoczył krzywy płot i Jan Herman poszedł w jego ślady, pomimo nieporęcznego ciężaru pod pachą. Znowu ulica i znowu podwórze. Żyd podszedł do ciemnego okna, zapukał w szybę. Po chwili ponownie. Okno się uchyliło. Poszeptali coś w jidysz. Okno się zamknęło.

– Tam – wskazał ręką Mużryk. Trudny obejrzał się i zauważył majaczący w mroku zarys wysokiego gruzowiska po budynku zniszczonym podczas bombardowania. Zmarszczył brwi.

– Mieszka tam?

– Nie, nie. Chodź pan.

Zaczęli się wspinać po ruinach. Dotarłszy na ocalałą platformę półpiętra, Mużryk ruchem brody kazał Janowi Hermanowi spojrzeć wzwyż, ku szczytowi schodów urwanych w połowie, wycelowanych szczerbatą krawędzią w przestwór czarnego nieba, zaciągniętego wężowymi w swych kształtach i ruchach chmurami. Trudny wytężył wzrok. Na krańcu owych schodów, na samym krańcu, ponad gruzowym zapadliskiem, siedział samotny człowiek.

– On?

– On.

– Co niby tam robi?

– Czeka na wnuczkę.

– Że co?

– No przecież widzisz pan, że szalony.

– O żeż kurwa.

– Idź pan, jak chcesz. Może coś panu powie. Licho go wie. – Mużryk zeskoczył z półpiętra, cudem sobie przy tym nie łamiąc nóg, i szybko zniknął w nocy; noc go pochłonęła w całości, razem z dźwiękami.

Trudny zaczął się wspinać po schodach do nieba. Szedł środkiem, bo nie ostały się im żadne balustrady ani ściany boczne, a to jednak była znaczna wysokość; wiatr szarpał połami starego płaszcza. Nie były ciche te jego kroki, nawet się nie starał, żeby były, ale Izaak Goldstein w ogóle nie drgnął. Śpi, pomyślał Jan Herman. Śpi. Zamarzł. Podszedł doń, zatrzymał się. Stał nad nim wysokim cieniem, zimne powietrze opływało ich jak jedną bryłę, porywało parę oddechów – Goldstein, z nogami opuszczonymi w piekielną czeluść zniszczenia, zgarbiony u stóp Jana Hermana, okutany szczelnie paroma kocami naraz, zdawał się przy nim starczo zdziecinniały, skurczony przedśmiertnie, artretycznie zasuszony: mała mumia na mrozie. Trudny kucnął, odwinął Księgę z czarnego płótna. Błysnęły matowo okucia. Orękawicznioną dłonią wyjął zapałki i po kilku nieudanych próbach zapalił trzy jednocześnie; otworzył Księgę, przewrócił pierwsze jej kartki i zbliżył do nich płomień. Jasność w ciemności: oczy samowładnie kierują się ku światłu. Izaak poruszył głową, szepnął coś po hebrajsku.

– Polski, polski – rzekł mu cicho Trudny.

– Ach – westchnął przeciągle Goldstein. Wiatr wtłoczył mu westchnienie z powrotem do niedołężnie uchylonych ust; ten sam wiatr zgasił zapałki.

– Szymon Sznic – rzekł Trudny.

– Ach – powtórzył Gołdstein, bo powtarzać zawsze łatwiej.

– Pan mi powie, panie Goldstein, pan mi powie.

– Co takiego?

– Na co była Sznicowi Księga? Co on chciał…? Ahnenerbe… pan słyszał? Oni… to SS. Ścigali go. Jakie to czary, jakie…

– Ciiiii! Ciiicho…! Cicho, cicho, cicho.

A noc była wszędzie wokół. Bestia stała krok za przykucniętym na krawędzi schodów donikąd Janem Hermanem i patrzyła mu przez ramię. Ponad Izaakiem Goldsteinem wył wiatr, a starzec wołał w ciemną nieskończoność imię swej wnuczki, najpewniej od dawna już martwej.

– Rachel, Rachel, Rachel…

Więc gdyby nie ta noc, która obejmowała wszystko i Wszystkich, nie znalazłby Trudny w sobie dość odwagi ani strachu, aby to zrobić.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Xavras Wyżrn»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Xavras Wyżrn» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Xavras Wyżrn»

Обсуждение, отзывы о книге «Xavras Wyżrn» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x