Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Kompletny idiotyzm – mruknął Zielony Jasiu, drapiąc się po karku.
– Biją się z nami – rzekł Muchobójca.
– Że co?
– Zaraz, zarazi – wtrąciła się Rosanne. – Wyjaśnijmy sobie najpierw, żeby nie było potem nieporozumień: tu chodzi o rdzennych mieszkańców Morrisona, nie jakichś przybyszy z innych planet. Tak?
– Tak – stwierdził Muchobójca.
– Co to znaczy, że biją się z nami? – natarł Zielony Jasiu. – O co niby się biją? O Smoka?
– O siebie.
– Więc czemu akurat upatrzyły sobie Smoka?
– Przypuszczam, że po prostu dlatego, iż wy przykładacie doń tak dużą wagę. Uderzają w miejsce najczulsze.
– Przypuszczasz?
– Przecież ich nie rozumiem. To nie jest moje piękno, to nie jest moja miłość.
– Słucham?
– Przepraszam. Nieważne.
– Ja wciąż nie pojmuję… – zaczął Pułaski.
– Czego niby nie pojmujesz? – parsknęła Siena, przykładając sobie zimną szklankę do szyi. – Wszystko jasne. Chcą nas przegonić, zanim tak przerobimy Morrisona, że nie wyewoluuje na nim żadna inteligencja, a więc i oni. Bardzo pragmatyczne duchy, nie powiem… Ich zdrowie!
Przez chwilę trawili słowa d'Ascent.
– Kompletny idiotyzm! – wybuchnął w końcu Zielony Jasiu, czepiając się tego hasła niczym koła ratunkowego. – Logiki za grosz! Bajki, bajki nam opowiada!
– Bajki jak bajki, duchy widziałam na własne oczy… -zamamrotała Siena, zezując w głąb pustej już szklanicy.
– Panie Mrozowicz. – Pułaski odrzucił niedopałek i zamachał ręką, by ściągnąć na siebie spojrzenie Muchobójcy. – Niech pan zastanowi się przez chwilę. Załóżmy, że się nie wycofamy i wytrujemy tu całą rdzenną florę i faunę i co tu jeszcze żyje; nie będzie więc w przyszłości żadnych Morrisonowców, prócz mieszkających tu ludzi. Kto zatem, do ciężkiej cholery, straszy w Smoku? Czyje duchy? No? Słucham pana.
Muchobójca myślał chyba z minutę, po czym rzekł:
– Nie dostrzegam żadnej sprzeczności. Pułaski głośno wypuścił powietrze z płuc, wzniósł oczy ku sufitowi.
– Poddaję się – stęknął. – To wariat. Muchobójca wbił weń suchy wzrok.
– Pan mnie obraża – oznajmił.
– Pan obraża moją inteligencję – odpalił mu Pułaski.
– Pan mnie obraża – powtórzył Muchobójca i wstał.
– No, no, no, tylko bez takich… – podniósł głos Pułaski, zadzierając głowę i cofając się za stolik.
– Panie Mrozowicz, daj pan spokój, burdy jakieś będzie pan tu urządzał, bądźmy poważni… – mitygował Zielony Jasiu.
Muchobójca usiadł.
– Przepraszam. Nie powinienem.
– Powiedział pan, że już nie będą sprawiać problemów – podjęła po chwili Rosanne. – Co pan zrobił, egzorcyzmował ich?
– Nie posiadam ich magii – odparł Muchobójca.
– A czyją pan posiada? – parsknęła Siena, rozglądając się po półkach w poszukiwaniu trunków do następnego koktajlu.
– Co pan zrobił z duchami? – zaakcentowała Rosanne, nie pozwalając zdryfować rozmowie w bok.
– Zawarłem układ.
– Układ?
– Układ. Nie będą przeszkadzać.
– A jakiż układ mógł pan z nimi zawrzeć? – zdumiał się Pułaski. – Cóż takiego mógł im pan zaproponować w zamian za, według pana słów, skazanie na niebyt?
– Wydymał ich i tyle – zaśmiała się Siena. – Orżnął duchy na śmierć i życie! Hę, hę, hę! Zielony Jasiu pogroził jej pięścią.
– Poszedł pan do Smoka i wynegocjował całkowite wycofanie się duchów z Morrisona, tak? – chciała się upewnić Rosanne.
– Czy ja dobrze rozumiem? – zaniepokoił się Pułaski, odsuwając się pospiesznie aż pod bar. – On tu przylazł prosto ze Smoka?
– Aha – przytaknęła mu rozbawiona d'Ascent.
– Czy ktoś ma przy sobie geigera?
– Rany boskie! – Zielony Jasiu poderwał się z krzesła, przewracając je zresztą, i skoczył w tył. – Hosannę, ty go nie zbadałaś…?!
Rosanne zmieszała się.
– No wiesz, jakoś tak wyszło…
– Wszyscy – wyjść! – wrzasnął Zielony Jasiu, samemu tyłem truchtając do drzwi.
– Pożar czy co… – mamrotała Siena, przesadnie ostrożnie zsuwając się z szynkwasu z butelką pod pachą.
Muchobójca przyglądał się temu wszystkiemu zupełnie beznamiętnie, jakby nawet własne życie niewiele go obchodziło. Wkrótce został sam; Rosanne wyszła ostatnia.
Długo, bardzo długo – dziesięć minut, kwadrans – siedział w bezruchu, tyłem do przezroczystej ściany. Potem wstał, podszedł do panoramicznego okna. Hendrix dotykał już brzegiem swej tarczy krawędzi stoku doliny, cienie urosły do plam otchłannych ciemności. Ktoś przechodził trawnikiem, gwiżdżąc i machając ręką na węszącego wzdłuż krawężnika alejki psa. Dłoń Muchobójcy zbliżyła się do tafli pleksiszkła, poruszyły się palce, jakby usiłując sięgnąć jego powierzchni wbrew reszcie ciała, wbrew samej dłoni. Ale nie; opadła. Na twarzy pustka.
•
Znowu noc – ale inna, prawie pełna. Hendrix był balonem czarnej nicości ze wstęgą karminu krzywo przyklejoną do krawędzi łuku. Szerokopasmowe lasery biły w wioskę ze szczytów czterech stumetrowych masztów. Akurat trafiła się dla większości ludzi aktywna faza ich biocykli i po terenie osiedla kręciło się sporo osób. Stanąwszy w szeroko rozsuniętych drzwiach hangaru przejścia, van der Kroege odetchnął głęboko. Widok tego nieba był jak zapach domu rodzinnego.
– O żesz ty… co to za potwór? – Zielony Jasiu, zaprzestawszy wystukiwać makrokomendy na przymocowanym do pasa ergopadzie, obchodził dookoła olbrzymi ładunek platformy.
– Postawimy sobie satelity nad Smokiem, Jasiu – rzekł van der Kroege, nie odwracając się. – W następnym przerzucie przyjdą pierwsze kopalnie mozaikowe. Musimy zacząć składać Molocha. Claymore otworzył paszczę. Koniec Dzikiego Zachodu, czas wyjąć kalkulatory. Ruszy tu cały przemysł wydobywczy. Może się nawet dokopiemy trupa Muchobójcy. Czego rechoczesz?
– On wrócił.
Peter obejrzał się na Jasia.
– Żartujesz.
– Mówi, że załatwił tę sprawę z duchami.
– Co, przeświecił je?
– Zawarł jakiś układ. Mają się już niby nie pokazywać. W czopie, który poszedł równoległą platformą, były raporty na ten temat, mój, Pułaskiego i Rosanne, także sprawozdanie samego Muchobójcy.
– Rosanne jest?
– Powinna być. Kracik leci na Flagi dopiero za kilkanaście godzin.
Van der Kroege wahał się przez chwilę.
– Dopilnuj, żeby to ściągnęli i złożyli – rozkazał w końcu Zielonemu Jasiowi. – Zadzwoń po Sienę, niech zacznie przygotowania do wystrzelenia. Nie w dolinie, rzecz jasna; pod Karłami albo na Uroczysku. Pogoń Chico z mapą Smoka. Może ją dokończyć na podstawie skanu orbitalnego. Powiedz tylko Sienie, żeby wymieniła moduły w satelitach. I spróbuj złapać Jonesa w sprawie drugiego hangaru przerzutowego pod Smokiem, szczegółowe dane o jego lokalizacji i względnym przesunięciu muszą pójść za tydzień, a nie obraziłbym się, gdyby do tego czasu już tarn stał, razem z wyrzutnią i ekranami. Cooley niech zada komputerowi optymalizację przebiegu trasy kolejki od nas do tego hangaru. Od dzisiaj jesteśmy Morrison Jedeni, a hangar Jonesa – Morrison Dwa. Po pierwszym satelicie dublujemy system łączności. Canzi i Druga Mary Już chyba się dosyć naopalały, przyciśnij je o akacje i angielską trawę według parametrów „Surmy Yillage Beta". Jones zaraz po hangarze bierze się za domki dla górników i całą resztę, tak jak stoi w projekcie. Zrozumiałeś? – Jawohl, mein Fiihrer.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.