Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Van der Kroege ustawił sobie krzesełko w cieniu skrzydła, rozsiadł się wygodnie, wyciągnął nogi, nasadził na nos zwierciadlane okulary, pomacał po kieszeniach za telefonem, wyjął go i włączył.
– I co? – mruknęła Siena, pojawiwszy się z drugiej strony maszyny.
– Ściana – westchnął Peter. – No nie rozumiem tego; teoretycznie sygnał powinien się jednak przebić. Musimy wreszcie ściągnąć tu z Ziemi parę rakiet i postawić na stacjonarnej satelity.
– Przelicz sobie wpierw, czy ci ich Hendrix nie skręci- poradziła, zdejmując kamizelkę. – Jeśli w ogóle się to da obliczyć, bo to jest równanie kilkudziesięciu mas, a tu idzie o stacjonarną twardą i bardzo wysoką.
– Najwyżej domontujemy im korekcyjne, na czas naszego pobytu z pewnością starczy paliwa.
– Jaka jest morrisonowa pierwsza kosmiczna?
– Naleśniki czy frytki z kurczakiem? – wtrącił się półnagi Chico manipulujący przy autokuchence.
– Dawaj kurczaka.
– Mnie też – zadysponowała Siena, przestawiając swoje krzesło, by również zmieścić się w całości w cieniu skrzydła.
– Mhm… coś ponad dwa kilometry na sekundę – rzekł Peter, uderzając się w zamyśleniu telefonem w podbródek.
– Iii, to ja bym ci te satelity wyniosła w F-32, na małym boosterku ze stratosfery, żadnych rakiet nie potrzebujesz.
– F-32! Na głowę upadłaś! Wiesz, ile to kosztuje? Ekonomia, kochana, ekonomia; najpierw sobie przelicz, zanim się odezwiesz. Co z tego, że rakiety prymityw, skoro prymityw opłacalny? Najprościej byłoby przecież wypluwać te sputniki bezpośrednio przez podniesioną o kilkaset kilometrów Bramę; ale też najdrożej. Co jest, Chico? Tylko mi nie mów, że żeś spalił tego kurczaka.
– Jezus Maria – szepnął Haitańczyk, po czym przeżegnał się zamaszyście.
Van der Kroege oraz wachlująca się dziennikiem maszyny Siena obejrzeli się na miejsce, w które zagapił się Chico; Chicho gapił się mianowicie na odległy o dwadzieścia kilka metrów brzeg lasu. Wychodziły zeń duchy.
Poderwali się na nogi.
– No ładnie – sapnął van der Kroege. – No pięknie. Gdzie kamera?
Nikt mu nie odpowiedział.
– Chico! – warknął Peter. – Skocz po kamerę! -Chico wycofał się rakiem do wnętrza samolotu.
D'Ascent schyliła się do kamizelki, wyjęła z niej okulary przeciwsłoneczne i nałożyła na nos; okulary pilotów dysponowały między innymi opcją powiększania obrazu.
– I? – spytał van der Kroege.
– Suną na nas – odparła Siena.
– Ile? Trzy?
– Trzy.
– Gęstnieją.
– Fakt.
Pojawił się z powrotem Chico.
– Masz – rzucił Peterowi kamerę.
Peter przyłożył urządzenie do oka, włączył. Obraz skoczył mu na źrenicę. Duchy płynęły ku nim stopę ponad ziemią. Zaczął nagrywać. Tak jak w poprzednich przypadkach, były to mgliste, częściowo przezroczyste zjawy istot o wzroście większym od ludzkiego, sprawiających wrażenie bardzo masywnych, lecz o trudnych do rozróżnienia poszczególnych częściach ciała, jako że w całości kryło je coś przypominające bluszcz przeplatany grubymi wiciami i przesłaniany mętnymi błonami; tułów? głowa? kończyny? – najwyraźniej brak. Najpewniej należały do jakiejś podklasy euglenoidów, barwą tego bluszczu – siarkową żółcią – przypominały bowiem morrisonowa roślinność, musiał jednak van der Kroege pamiętać, że to nie życie, to śmierć, i owe skojarzenia nie posiadają żadnej wartości, stanowiąc jeno proste przyrównania nieznanego do nieznanego.
– Sprinterzy to oni nie są, ale zostało już tylko piętnaście metrów, Peter.
– Do maszyny – zarządził van der Kroege, nie odwracając obiektywu od duchów.
Wykonali natychmiast.
Van der Kroege filmował, póki duchy nie zbliżyły się doń na sześć metrów. Wycofał się wówczas do samolotu, usiadł w drzwiach i przypiął się pasem bezpieczeństwa, Siena podniosła maszynę na wysokość trzech pięter. Peter filmował dalej. Duchy zatrzymały się przy fotelach i stoliku z kuchenką.
– Zeżrą nam te kurczaki.
– A żeby się udławili.
Chwilę tak trwały w bezruchu, po czym rozpłynęły się w powietrzu.
– Wracamy na lunch?
– Zwariowałaś?! Do góry i do osiedla; dosyć na dzisiaj.
Podczas lotu kilkakrotnie obejrzał nagranie, albowiem tym razem duchy „pozwoliły" się sfilmować i miał je na taśmie z takimi szczegółami, jakich nigdy dotąd nie udało się zarejestrować. Gdy tylko wyszli z elektromagnetycznego sztormu Smoka, wystukał numer aparatu Muchobójcy. Nikt nie odpowiadał. Z kolei przedzwonił do Zielonego Jasia, który pełnił obowiązki zastępcy dyrektora.
– Idź i obudź tego naszego egzorcystę; mam kwadrans czystego nagrania ze spotkania z nimi w Smoku.
– Z kim?
– No z upiorkami. Budź Muchobójcę. Będziemy za… godzinę dziesięć.
Zielony Jaś zabełkotał coś niewyraźnie.
– Że co?
– Mówię, że go nie ma – parsknął Jaś. – Zabrał swoje rzeczy i poszedł.
– Gdzie poszedł?
– A bo ja wiem? Gdzieś w teren. Próbował łapać ciebie, ale ty byłeś nad Smokiem; więc zadzwonił do mnie. Powiedział, że idzie załatwić sprawę. No przecież nie mogłem mu zabronić!
– Chociaż przetrzymać do mojego powrotu!
– Jak?
– Mniejsza z tym. Zabrał telefon?
– A dlaczego miałby nie zabierać?
– Nie wiem. Nie odbiera. No chyba nie śpi w marszu. Gdzie jesteś?
– W biurze.
– Weź rower i przejedź się do niego, sprawdź w szufladach… i w ogóle.
– Takie to ważne?
– Jeśli wziął, a nie odbiera, znaczy: nie może. Trzeba by kogoś posłać za jego nadajnikiem, facet może już dawno gnić.
– A w ogóle ma nadajnik?
– Dali mu przed Bramą, w szklance coli, pewnie nawet nie zauważył, że połknął. Sprawdź w pliku Claymore'a, tam są dane szczegółowe, także charakterystyka sygnału.
– Jeśli on faktycznie poszedł tropić duchy, na nic się ten nadajnik nie zda.
– No tak. Smok.
– Smok. Więc jak? Mam jechać?
– Poślij kogoś. Ech, szlag, Claymore łeb mi urwie.
Telefonu nie było. W każdym razie nie znaleźli go. Wyglądało więc na to, że Muchobójca nie zgłasza się świadomie – albo też połączenie jest zagłuszane przez elektromagnetyczny ryk Smoka – albo po prostu Muchobójca nie odbiera, bo nie może. Brak sygnału osobistego nadajnika przemawiał wszakże za alternatywą drugą – nie wykluczała ona jednak i takiej możliwości, że Muchobójca leży zimnym trupem gdzieś w środku Smoka, gdzie nie odnajdą go nigdy.
Van der Kroege usiłował prześledzić wstecz poczynania Muchobójcy. Było to niezmiernie trudne; Muchobójca najwyraźniej po prostu unikał czyjegokolwiek towarzystwa. Najprawdopodobniej zapoznał się z dotychczas zebranymi informacjami o zjawach, obejrzał nagrania, przeczytał ekspertyzy i raporty. Natomiast już na pewno rozmawiał z Thornem, który po wypadku w Smoku kurował – na miejscu, tu, na Morrisonie, i to wbrew zaleceniom lekarzy – swą złamaną kończynę.
– Co chciał wiedzieć? – spytał go Peter.
– To, co wszyscy. Co właściwie mnie przestraszyło. Zafundował mi seans pieprzonej psychoanalizy. On maluje?
– E?
– Czy maluje. No wiesz. Obrazy. Albo czy fotografuje.
– Bo co?
– Zauważyłeś, jak facet operuje wzrokiem? Z nazwiska wnoszę pochodzenie gdzieś ze Wschodniej Europy; w tym kręgu kulturowym nie jest to naturalne. Tam się patrzy w oczy albo w ogóle odwraca spojrzenie, inaczej biorą człowieka za co najmniej bezczelnego, jeśli nie świadomie impertynenckiego.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.