Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Zbliżasz się do punktu bez powrotu. Pokazałeś mi tego Muchobójcę i zrozumiałam. Ty się cieszysz na jego przybycie. Nie ma już dla nas bezbolesnego wyjścia. Jeśli zostanę, rozszarpiemy się nawzajem na strzępy.

– Nieprawda. Nieprawda. Ty nie możesz tego wiedzieć. Po prostu się usprawiedliwiasz, bo…

– Proszę cię.

– Tak – zmitygował się. – Przepraszam. Złagodniała, gdzieś z niej uleciała cała determinacja.

– Przecież to nie jest dla mnie łatwe. Ty to powinieneś mówić. Ty powinieneś decydować.

Kręcił głową. – Nie rozumiem, skąd możesz mieć tę pewność…

– Powiedz, że się myliłam co do Muchobójcy. Wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Może i miałaś rację. Czego to dowodzi?

– Tego, że ty się nie zmieniłeś, a ja tak. W tobie wciąż żyje ten nastoletni miłośnik science fiction. Nie dostrzegasz rutyny. Nie dostrzegasz hipokryzji Claymore'a. Wciąż żyjesz we własnym ziszczonym marzeniu; od siedmiu lat. Od momentu, kiedy cię poznałam na Gilgameszu, czas dla ciebie stanął. A ja mam już inne marzenia. Myślałam, że małżeństwo zdoła cię wytrącić z tego snu -ale nie. Powoli zmienia się on dla mnie w koszmar.

– Czy ja naprawdę jestem takim idiotą? j Roześmiała się przez łzy; głośno i coraz głośniej. Złapała go za włosy, potargała, szarpnęła, przewróciła na dywan. Przetoczyli się, klnąc i chichocząc, pod drzwi tarasu. Zalał ich blask Hendriksa. Mimowolnie spojrzeli w górę, na wiszącą na ciemnogranatowym niebie niewyobrażalnie wielką kulę planety, koło królewskiej purpury, tak bliskie, tak odległe, tak piękne, tak przerażająco obce. Przycisnął usta do ciepłego policzka kobiety.

– Czy ty tego nie widzisz? Nie widzisz, nie rozumiesz…?

Westchnęła; drżenie jej ciała odbiło się w jego ciele długim dreszczem.

– Tak.

Brama się zamknęła, platforma huknęła o ekran i wyłączył się alarm. Van der Kroege podszedł do rozpinającego pasy Muchobójcy.

– Witamy na Morrisonie. Peter van der Kroege, dyrektor wykonawczy.

Muchobójca tylko skinął głową. W końcu poradził sobie z zatrzaskami i zeskoczył na beton. Zdjął z platformy worek i neseser.

– Tylko tyle? – zdziwił się przelotnie van der Kroege; zaraz jednak złapał Muchobójcę za ramię i pociągnął w bok. – Lepiej się pospieszmy, bo nas Hassel rozjedzie. -Kobieta siedząca za kierownicą zbliżającego się wózka widłowego pogroziła mu pięścią.

Ruszyli ku szerokim wrotom hangaru. Van der Kroege z uwagą przyglądał się Muchobójcy, który bez zastanowienia, zgoła instynktownie, przyjął sposób stawiania stóp właściwy dla niskich grawitacji – zazwyczaj ludzie dochodzili do podobnej wprawy dopiero po tygodniu, dwóch.

Hangar odpowiadał swymi rozmiarami hali przejścia z Ziemi i posiadał identyczne wyposażenie, brakowało jedynie owych wielkich, czarnych płyt. Prócz Petera, Muchobójcy i kobiety na wózku, znajdował się tu jeszcze tylko rozebrany do kąpielówek brodaty Murzyn, grzebiący zapamiętale w mechanizmie wyrzutni; za nią, pod pomalowaną na biało ścianą, stały na bocznicy dwie puste platformy.

– Spoci się pan – zauważył van der Kroege. – Nie powiedzieli panu, jak się ubrać? Proszę zdjąć ten płaszcz i sweter, mamy środek księżycowego dnia, czterdzieści pięć stopni w cieniu. – Sam dyrektor był w sandałach, bawełnianych bermudach w lilie i rozpiętej hawajskiej koszuli o krótkich rękawach; na głowie miał słomiany kapelusz, na nosie okulary przeciwsłoneczne.

Wyszli z cienia hangaru, schodząc zarazem ze wzgórza, na jakim on stał; Muchobójca zmrużył oczy. Czerwone słońce, nienaturalnie duże, łypnęło na nich gniewnie z różowego nieba, upstrzonego gęsto czymś, co wyglądało jak fraktalowe kwiaty uplecione ze srebra, a co zapewne stanowiło tutejszy odpowiednik obłoków.

Van der Kroege podążył za spojrzeniem Muchobójcy i uśmiechnął się domyślnie.

– Ciekawe, prawda? To od takich roślinno-zwierzęcych Pasożytów, które, rozmnażając się, podróżują w parze wodnej podniesionej do chmur. Jeszcze efektowniejsze Jest o wschodzie równoległym.

– Planeta? – spytał Muchobójca i było to pierwsze wypowiedziane przezeń na Morrisonie słowo. Peterowi jego głos skojarzył się przelotnie z głosem pewnego dawno zmarłego aktora, przeważnie grywającego w horrorach monstra o martwych twarzach; ale tak kojarzyła mu się większość tembrów nowo przybyłych, bo wysokie ciśnienie morrisonowego powietrza mutowało je przedziwnie, a podświadome interpolacje owego procesu wiodły na manowce.

– Teraz jest pod nami – van der Kroege machnął ręką, wskazując nadir. – Dostał pan materiały? Chyba nie; wszystko tajne, co? No więc my znajdujemy się na Morrisonie, to jest księżyc Hendriksa, gazowego olbrzyma, krążącego wokół Joplin, która właśnie tak nas spieka. Przedwczesne stadium czerwonego olbrzyma, rzecz jasna; niektórzy podejrzewają kosmiczną inżynierię. Na Morrisonie istnieje kilka różnych pór w cyklu dobowym; występują, jak dla ludzkiego organizmu, nazbyt nieregularnie: okres obiegu Morrisona wokół Hendriksa wynosi niecałe cztery ziemskie dni, czas obrotu dookoła osi krótszy o ponad połowę, orbita równikowa, zamknięta, ciasna, ale jądro i w ogóle gęstość Morrisona nie odpowiadają standardom, na Rybie bije jeszcze parę wulkanów; grawitacja mimo wszystko za wysoka, więc może jest coś na rzeczy z tą teorią o pochodzeniu Morrisona ze starej ekosfery Joplin. Mamy przesłanki zarówno do wnioskowania o przechwyceniu tego księżyca przez Hendriksa, jak i do czegoś wręcz przeciwnego. Aha, co się tyczy tych pór. Jest więc pełna noc, gdy odwróceni jesteśmy zarówno od planety, jak i słońca; jest dzień; i dzień zewnętrzny, w pozycji odwrotnej do pełnej nocy, bo mamy wówczas nad sobą i planetę, i słońce; jest pełnia Hendriksa, kiedy odbija on światło Joplin; i noc podwójna, z ciemnym Hendriksem. Ponadto trzeba doliczyć przejścia pozostałych księżyców, a jest tego od groma i trochę. Pierścienia planety w zasadzie nie widać, za ostry kąt. Co jeszcze? Aha, dwutlenek węgla. Atmosferę ma Morrison jak kołdrę; od skoków dobowych temperatur powinny tu szaleć straszne huragany, ale nic z tego, mamy jakiś pieprzony geohomeostat, przekona się pan,

w nocy upały prawie takie same. Widzi pan moją opaleniznę? A przecież ultrafiolet ścina tu lepiej od tuzina ziemskich warstw ozonowych. Patrz pan, dziewczyny się smażą; to te nowe, przybyłe przed trzema tygodniami. Jeszcze im się odechce w ogóle z cienia wychodzić.

Dwie nagie blondynki leżały na trawniku przy mijanym właśnie bungalowie, jedna na plecach, druga na brzuchu. Van der Kroege, przechodząc wzdłuż białego, drewnianego płotu, wysokiego na niecały metr, pokazał im wymownym gestem zegarek i postukał weń paznokciem. Oklęły go leniwie, sennymi głosami radząc, żeby się odczepił i dał im spokój i w ogóle odpełzł z życiorysu.

– Widzisz pan – skwitował to Peter – jaka u mnie super dyscyplina. Hę, hę, hę, dyrektor wykonawczy. Powinienem chodzić z batem i widłami. Pan to by się nadał, pan to masz wygląd, że Boże broń.

– Claymore by pana nie trzymał, gdyby nie bił pan wynikami wszystkich innych kandydatów.

– A to ja wiem, to ja bardzo dobrze wiem, ale co wpierw muszę sobie żył nawypruwać, to moje. – Nieprzerwanie jednak uśmiechał się i nie sposób było brać tych wszystkich jego narzekań całkiem serio; tak samo jak z innych, podśmiewał się i żartował z samego siebie.

Skręcili w podjazd przed szeregiem pięciu parterowych domków w kolorze kości słoniowej, wzniesionych z drewna, plastiku i szkła w japońskiej manierze, że aż zdawały się istotnie posiadać ściany z papieru. Weszli do drugiego z kolei. Peter podał Muchobójcy klucz i krzyknął na klimatyzację. Okna się zaciemniły, powiało chłodem. Muchobójca złożył bagaż przy łóżku. Wciąż był w tym swoim czarnym płaszczu i swetrze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «W Kraju Niewiernych»

Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x