Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Teraz wszakże wszystko już było tajne i jeśli jakiekolwiek państwo lub którakolwiek z trzech korporacji natrafi na drugi Raj, z całą pewnością tego nie ogłosi. Nie będzie wojny; nie będzie wyścigu złodziei. Odkrywca posiądzie całość skarbu. Ponieważ bezpośrednie sąsiedztwo Raju – gwiazdy w promieniu tysiąca z górą lat świetlnych od niego – sprawdzono w pierwszej kolejności, wydawało się, iż każdy z dysponentów Bram ma aktualnie takie same szansę na trafienie Wielkiej Wygranej. I choć – biorąc sprawę na zimno – brakowało jakichkolwiek logicznych przesłanek dla snucia przypuszczeń o istnieniu kolejnych Rajów, coraz powszechniejsze stawało się przekonanie, iż tak naprawdę odkryto je już dawno temu, tylko że po prostu nie potrafimy rozpoznać efektów zastosowania pozaziemskich technologii przez szczęśliwych odkrywców. Te powodzie w Chinach… Huragany… Rozbłyski na Słońcu… Krachy finansowe… Cokolwiek.
Winston Claymore III poprosił głównego inżyniera o ogień. Khann rzucił mu zapalniczkę.
– Kiedy? – spytał Claymore, zapaliwszy cygaro. Khann spojrzał ponad głowami zagłębionych w fotelach kontrolerów, gdzieś na bok ściany monitorów.
– Już jedzie – mruknął. – Przecież nie zmienimy dla niego czasu przerzutu. – Zaczął kartkować notes. – I w ogóle nie rozumiem, po co się pan tu fatygował – warknął, nie unosząc głowy.
Claymore zrobił wieloznaczną minę.
– Powiedzmy, że mam co do niego złe przeczucia. Wolę mieć go na oku, póki nie przejdzie.
– I tak nic pan nie poradzisz.
– Chronię swój tyłek, człowieku; jakby co: nie lekceważyłem sytuacji, byłem na miejscu. Główny inżynier machnął ręką.
– Polityka – prychnął. – Nie pojmuję, na diabła wam ten szarlatan. Przecież to czystej wody świr. Oglądał pan reportaż?
– Lepiej rób swoje.
Winda zatrzymała się i Muchobójca wyszedł do przedsionka, mieli go na jednym z głównych ekranów. Był w skórzanych butach z cholewami do kolan, w ciemnych dżinsach, granatowym golfie i rozpiętym czarnym płaszczu. Na lewym ramieniu dźwigał wypchany marynarski worek, w prawej dłoni sporych rozmiarów neseser. Ponieważ przedsionek był całkowicie pusty (sto metrów na sześćdziesiąt na czterdzieści: wnętrze betonowego pudełka o białych ścianach), brakowało skali dla właściwej oceny wzrostu Muchobójcy – na ekranie wydawał się wręcz drobny.
– Prześwietliliście go? – spytał Claymore, rozglądając się za popielniczką.
– Ymhm – przytaknął Khann i postukał w klawisze pobliskiego terminalu. – Zresztą i tak czeka go rewizja po powrocie.
(Każdego powracającego rewidowano – z dokładnością wręcz absurdalną – w poszukiwaniu jakichkolwiek miniaparatów fotograficznych, kamer, zdjęć, filmów, zapisów komputerowych, a nawet ręcznych szkiców nieba rozciągającego się ponad kompanijnymi planetami: to jak adres, równie dobrze mogliby sami podać koordynaty).
– No ale co on ma w tym worze i walizce?
– Ubranie i takie tam.
– Co to znaczy: takie tam?
Khann uśmiechnął się krzywo, z jakąś złośliwą satysfakcją.
– Między innymi Czajnik.
– Co?
– Czajnik i dwa inne artefakty podobnie rezonujące, choć nie mam ich w katalogu.
(Czajnikiem nazywano pewien rodzaj przedmiotów znajdowanych w stosunkowo dużej liczbie w „gorących" obszarach Raju; z wyglądu faktycznie nieco przypominały miniaturowe imbryki. Ich przeznaczenia ani zasady funkcjonowania dotąd nie odgadnięto. Kilkanaście sztuk Czajników znajdowało się w wolnym obrocie na Ziemi, ponieważ należały one do pierwszych znalezisk, tych poczynionych jeszcze przed wybuchem zabramnej wojny).
– Cholera. Cholera, cholera. – Claymore, zirytowany, Pokręcił głową. – Nie macie tu popielniczek? – zmienił temat.
– Tu obowiązuje zakaz palenia – wycedził Khann.
– To czemu mi pan nie zabronił?
Wrota do hali przerzutowej zaczęły się wolno rozsuwać. Muchobójca ruszył naprzód; szedł między szynami.
Wielkie ekrany dawały złudzenie bliskości, ale tak naprawdę halę Bramy dzieliło od sali nadzoru blisko dwadzieścia kilometrów; na dodatek ta pierwsza znajdowała się prawie pięćset metrów pod powierzchnią ziemi. A na powierzchni: pustynia. Do kompanii Q amp;A należało całe tysiąc kilometrów kwadratowych piachu i skały. Otaczały je metalowe ogrodzenia pod wysokim napięciem, patrolowały kompanijne wojska, strzegły sieci przemyślnie poukrywanych czujników. Państwo w państwie. Kupili to pustkowie od rządu Australii za ciężkie miliony; mogli się za to teraz pochwalić względną suwerennością.
Muchobójca wszedł do hali. Rozmiarami nie odbiegała wiele od przedsionka, a i pustka w niej panowała podobna, bo zakłócana jedynie przez ekran hamujący (w głębi, po lewej), wpuszczoną w podłogę wyrzutnię (opodal, po prawej) i umieszczoną już na szynach platformę towarową, z jednym zamontowanym w środku fotelem (tył platformy obejmowały ściśle czarne szczęki wyrzutni). Brama jako taka nie posiadała żadnych stałych materialnych elementów; w rzeczy samej w powszechnym użyciu nazwa ta funkcjonowała w parze z całkowicie nieodpowiednim desygnatem, bo fizycy definiowali jako Bramę sam „obszar jednoczesności", a on trwał przecież ledwo ułamki sekund – potem znikał. Jednak ludzie tłumaczyli to sobie inaczej: Brama to cała ta maszyneria, która czyni możliwym niemożliwe. W każdym razie jedyną widoczną teraz dla Muchobójcy częścią urządzenia były dwie szerokie na dziesięć metrów płyty, wykonane z jakiegoś ciemnego metalu, które zakrywały środkowe części bocznych ścian, sięgając od podłogi do sufitu. Obszar przejścia – Brama -otwierał się właśnie pomiędzy nimi.
Muchobójca umocował swój bagaż pomiędzy kontenerami wypełniającymi platformę, wskoczył nań i wcisnął się w fotel. Zapiawszy pasy (było ich blisko tuzin) zamarł w bezruchu.
– Popatrz pan – Claymore dźgnął cygarem w kierunku ekranu. – Toż to przecież jest nienormalne. Ten facet od początku mnie irytuje. Nie znam nikogo, kto by się przed przejściem przez Bramę nie denerwował, nie wiercił, nie zerkał na zegarek i tak dalej. A ten się nawet nie poci!
– Mówiłem, że to świr – mruknął Khann. – Po cóż go pan ściągnął? Rada zje pana żywcem. On nie dość, że nie jest pracownikiem kompanii, to na dodatek nie podpisał nawet standardowego kontraktu z klauzulą poufności.
– Myślisz, że mam jakikolwiek wybór? – odwarknął Claymore. – A w ogóle to nie jest twoja sprawa! Ty jesteś od Bramy; a co za nią – to już cię nie powinno obchodzić!
Khann wzruszył ramionami.
Pochylił się nad mikrofonem.
– Trzydzieści.
Włączyło się automatyczne odliczanie.
Claymore zamilkł, skupiony na ogryzaniu końcówki cygara, zapatrzony w ekrany. Na „zero" powietrze pomiędzy czarnymi płytami ściemniało i zafalowało. Wyrzutnia cisnęła weń platformę. Jednocześnie kilkanaście metrów dalej wyłoniła się bliźniacza platforma, pędząca po prostej równoległej do toru, po jakim pomknął w nicość pojazd z Muchobójca – i uderzyła w ekran amortyzujący, który cofnął się pod tym ciosem dobre dziesięć metrów. Zanim się zatrzymał, przestrzeń pomiędzy płytami wróciła do swego naturalnego stanu – Brama się zamknęła.
– No – westchnął Claymore. – Poszło. Teraz niech się van der Kroege martwi.
•
Van der Kroege martwił się już od dwóch dni, czyli od momentu otrzymania w poprzedniej przesyłce z Ziemi zapowiedzi przybycia Muchobójcy.
W sprawie nurtującego cię problemu: kolejne przejście Przyspieszone na 237-143000, przejdzie do was wynajęta Przez kompanię osoba kompetentna w podobnych kwestiach [dane -› TU]. Udziel wszelkiej możliwej pomocy. Oczekuję rychłego rozwiązania.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.