Marek Huberath - Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Huberath - Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

"To zaledwie drugie opowiadanie tego ukrywającego się pod pseudonimem autora, który wkroczył do literatury jako w pełni ukształtowana osobowość artystyczna. Opowiadanie Huberatha powinno się stać wydarzeniem w całej polskiej literaturze współczesnej"
Lech Jęczmyk, "Nowa Fantastyka"
Spośród trzech kolejnych opowiadań prezentowanych w "Nowej Fantastyce" dwa dostały nominację do nagrody Zajdla. W książce "Ostatni, którzy wyszli z raju", oprócz tytułowej minipowieści znajdują się opowiadania: "Trzy kobiety Dona", "Kocia obecność", "Kara większa, -Wrócieeś Sneogg, wiedziaam…".

Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Jego… Jego… On… On… – powtarzał z wysiłkiem Rud – Neuheufel, ja nie mogę wymówić Jego imienia…

– Tu nie możesz – powiedział Neuheufel – nikt nie może.

– Neuheufel, przecież w Niebie wszyscy mają sławić Jego imię – to był niemal szloch.

– A kto ci powiedział, że tu Niebo, głupcze – twarz Neuheufla tężała w znajomym wyrazie.

– Wy powiedzieliście, Neuheufel, w sali przesłuchań, jeszcze na dole – wypalił Rud.

Neuheufel wykonał nieokreślony ruch ręką.

– Och – powiedział – każdemu się tak mówi. To jest zwykły punkt procedury. Chodzi o poprawienie samopoczucia podopiecznego. Zresztą, czuliście się tu jak w Niebie, prawda?

Zwyczajnie: odbywacie teraz karę mniejszą.

– Karę mniejszą?

– Tak, dla was kara mniejsza to upokorzenie, kara większa to ból. Nie można bez końca kary większej, bo mógłbyś się przyzwyczaić, a nie o to chodzi. Dlatego okresy kary większej muszą być przeplatane okresami lżejszymi, kary mniejszej, abyś nie utracił skali cierpienia.

– Jak długo trwa kara? – rzucił Rud, czując jak strach zaczyna ściskać go za gardło.

– Różnie. Wiesz przecież, że dla jednych będzie trwało na zawsze, dla innych się skończy, jeszcze inni idą tylko na karę mniejszą. Każdy okres kary mniejszej jest dla nich szansą, z której nie korzystają. Widzisz, to tkwi w nich samych – obserwuję ich od wielu pokoleń – oni tutaj są dokładnie tacy sami, jakimi byli po tamtej stronie, ani trochę lepsi. Gdy ból ustanie, wracają do starych nawyków. Nie chcą być inni. Popatrz na samego siebie: ledwie bezpośredni ból fizyczny ustał, wróciłeś do tego samego, od razu te twoje kombinacje, machinacje i gonitwa za babami. Gdybyś się wcześniej zorientował, że znów jesteś w formie, to byś pewnie zdążył uwieść tę twoją… I wy chcecie stąd wyjść, Milenkowicz? – zakończył pytaniem.

– Neuheufel, czy ja stąd kiedyś wyjdę? – zaszlochał Rud.

– Co wy?! Co wy, Milenkowicz?! – ryknął odmieniony Neuheufel. – Chcecie, żebym naruszył tajemnicę służbową? Sami poszukajcie odpowiedzi w swoim sercu, a nie pytajcie mnie…

– Kiedyś powiedzieliście, że okres mojego przystosowania dobiega końca, to znaczy kara mniejsza dobiega końca. To co teraz będzie ze mną? – Rud odważył się zadać kolejne pytanie.

– Dzisiaj to już nie jest tajemnica – Neuheufel obojętnie wzruszył ramionami. – Pójdziecie znowu odbywać karę większą. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

– Ile mi jeszcze zostało czasu? Kiedy mnie wezmą na dół? -

– Jutro.

Waterloo, Kwiecień – maj 1990

OSTATNI, KTÓRZY WYSZLI Z RAJU

W pokoju komputerowym paliły się trzy przepisowe żarówki czterdziestowatowe.

Prawie wystarczały, gdyż od świetlistych znaków rysujących się na ekranach szła mocna, złota lub sinawa poświata; jedynie kartki z notatkami trzeba było zadzierać pod sam nos, żeby coś dojrzeć. Oszczędności energetyczne dotknęły też Uniwersytet w Maratheon, a niedawne cięcia budżetu uczelni dodały się do tych ograniczeń.

Przynajmniej w ciemnościach nie widać, że budynek wydziału potrzebuje generalnego remontu: nie widać brudnych ścian, szczelin w murach czy wiszących nitek pajęczyny, których nikt nie sprzątał, bo większość pracowników obsługi dawno już pozwalniano.

Graham Jager usiadł na wolnym stanowisku. Drewniany stołek kiwał się na wszystkie strony, grożąc, że lada moment rozsypie się. Przy sąsiednim stanowisku pracował profesor Ebahlom. Stary i tłusty, na uporządkowanym, zadbanym Grahamie sprawiał wrażenie niechluja: zawsze jakby w tej samej kraciastej koszuli flanelowej; zawsze rozchełstanej pod szyją i ukazującej skłębione siwo – czarne kudły na szerokiej piersi, przypominające futro; koszuli desperacko walczącej rozciągniętymi dziurkami od guzików, by spasłe brzuszysko Ebahloma zupełnie nie wylazło na wierzch. Przez rozłażące się poły koszuli i tak wyzierały gęste włosy porastające brzuszysko profesora. Wrażenia włochatości dopełniała broda: choć przystrzyżona, wyrastała niemal spod samych oczu starego i nawet wąskimi szlaczkami łączyła się z brwiami. Jednakże wyżej włosy Ebahloma szybko rzedły, odsłaniając masywny czerep z mocno sklepionymi łukami nad oczyma i idącym przez środek, nieznacznym karbem kostnym. Całą tę okazałą, śniadą łysinę gęsto pokrywały czarne piegi. Jak to emigrant, Ebahlom sączył tajemnicze wonne ziółka, które wcześniej zaparzył w swoim biurze; też jak emigrant zajmował się astrofizyką.

Graham skinął przyjaźnie.

– Od paru dni nie biegałeś przed śniadaniem – zauważył Ebahlom. Zawsze lubił ględzić, w sumie było to przyjazne, ale męczące; również bieganie w towarzystwie stękającego, sapiącego i nieustannie gadającego Ebahloma było męczące. Graham zwykle starał się go unikać, chociaż nie zawsze było to możliwe.

– Złapałem wirusa. Przeziębiłem się, Gino – odpowiedział.

Ebahlom skinął głową, nie przestając patrzeć w ekran. Oznaczało to, że zbyt pochłania go praca i nie zamierza rozpoczynać pogawędki. Jego krótkie, masywne palce wprawnie biegały po klawiaturze. Graham dotąd nie nauczył się pisać dziesięcioma palcami i zazdrośnie łypał na tempo pracy Ebahloma. Zauważył, że wierzch dłoni tamtego porastają gęste, czarne kudły. Na palcach, nawet koło paznokci, miał siwo – czarne kępki szczeciny.

Przy sąsiednim stanowisku usiadł Heevers z wydziału biologii. W ramach oszczędności, a także dlatego, że stale ubywało sprawnych komputerów, wszystkiej jeszcze czynne zgromadzono w jednym pomieszczeniu. Zwykle tworzyła się długa kolejka oczekujących naukowców, ale około północy na ogół można było znaleźć wolne stanowisko.

Słabo syknęła otwarta przez Jagera puszka coli. Dała się pić, ale miała wstrętny, metaliczny posmak rozkładającego się opakowania. Odkąd ekolodzy wymogli szerokie stosowanie opakowań przyjaznych dla otoczenia, puszki robiono z blach szybkokorodujących. Opakowania przyjazne dla otoczenia przestały być przyjazne dla użytkowników.

Ebahlom sapał i stękał, pracując. Widać, były to jego nieodłączne odgłosy. Przez aromat ziółek przebijał się nieznaczny sztych zapachu jego potu.

Bardzo wysoki i nieprawdopodobnie suchy jak tyka, Heevers pośpiesznie chłeptał gorzką kawę z rozłażącego się papierowego kubka. Każdy z nich pił, by pokonać ogarniającą senność i jak najefektywniej wykorzystać cenne minuty przy klawiaturze. Jager już rano wykorzystał dzisiejszą kartkę na kawę i teraz musiał wysadzić się na colę. Heevers też był łysy jak Ebahlom, ale bez tej rozległej masywności; jego mała, różowa łysina wystawała spomiędzy rzadkich, płowych, piórkowatych kosmyków, jak głowa sępa. Ten, dla odmiany, obdarzał Jagera smrodem swoich przepoconych po całodziennej pracy skarpetek. Przy wejściu utworzyła się już kolejka kilku oczekujących osób; rozmawiali półgłosem.

Chytrusów, którzy przewidują pustki w pokoju komputerowym w nocy, było coraz więcej. W kolejce rozmawiano o kolejnej podwyżce cen biletów komunikacji miejskiej; codzienna „Maratheon Chronicie” także podrożała o kolejne dwanaście dolarów.

Jager starał się pracować jak najszybciej. Każda minuta pracy obciążała jego i tak już mocno okrojony grant naukowy. Dobrze, że armia nadal interesowała się badaniami powierzchni metali. Dzięki temu jego zespół mógł jeszcze jako tako funkcjonować, podczas gdy wiele innych grup praktycznie zaprzestało badań naukowych. Rozpędzał się w pracy.

Sporządzał roczny raport ze swoich wyników. Za tydzień mieli po odbiór przyjechać szefowie Narodowej Akademii w towarzystwie nieodłącznego ”ucha” z Rady Naukowej Uniwersytetu, może też kilku oficerów z lotnictwa, albo nawet jakiegoś jajogłowego z Sił Przestrzennych.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju»

Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni, Którzy Wyszli Z Raju» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x