1 sufit. Perwersja w chwili wykrycia miała już siedem kilometrów średnicy i przesuwała się szybko ponad północnym Atlantykiem ku Wyspom Brytyjskim. Prostoliniowe ekstrapolacje wskazywały, że ogarnie Farstone najpóźniej za godzinę. Cesarz uruchomił już programy obronne, konfigu-rując dokolny inf w strefę buforową.
Dobrze wiedziała, dokąd odszedł Adam. Posiadał Klucz i nie dotyczyły go ograniczenia manifestacji nanomatycz-nych wynikłe z Alarmu, samodzielnie mógł zmieniać restrykcje NSCC.
Wysłała na jego Pola prośbę o udostępnienie tymczasowych szyfrów dzierżawy infu i zaraz otrzymała pozytywną odpowiedź. Mimo woli spojrzała mu w oczy – szeroko otwarte, całkowicie ślepe. Tak to się zaczyna, pomyślała. Migrujemy na Plateau. Słyszała jego oddech i czuła bicie serca – ale nie, to nie on oddychał, nie jego serce biło. To tylko pustak: mięso niekiedy animowane przez Adama. Lecz teraz duch je opuścił i Angelika siedzi w ramionach trupa.
Czym prędzej się odcieleśniła, po dwóch sekundach przeadresowując się w otworzoną szyfrem Zamoyskiego lokację. Angelika pojawiła się tam w defaultowej manifestacji: z dwudziestometrowymi skrzydłami rozpiętymi na wietrze, rękoma szeroko rozłożonymi, włosami splecionymi ze strugami wzburzonego powietrza. Unosiła się kilkaset metrów nad powierzchnią błękitnego oceanu, ze słońcem po lewicy, bladymi cirrusami nad głową – u bram Fortecy Grozy.
Forteca nieustannie nadbudowywała się na samej sobie, rosnąc we wszystkich kierunkach, więc także ku Angeli-ce, i kiedy dziewczyna szybowała tak na wartkim wietrze, zaczepiona między termoklinami na półprzeźroczystych skrzydłach, po raz pierwszy w całkowitej zgodzie ze swym imieniem – sinobrązowy mur Perwersji zbliżał się do niej z każdą chwilą, na jej oczach połykając ocean i przestrzeń nad nim, mila po mili.
Oczywiście przede wszystkim połykany był inf – ale tego nie widziała. Widoczne dla niej były tylko efekty: Forteca oraz wściekły sztorm w miejscu, gdzie jej fundamenty wbijały się w morze.
Cień na moment przesłonił słońce. Uniosła głowę. Ognisty archanioł spadał ku niej po spirali, olbrzymie skrzydła drżały, opierając się naciskowi powietrza, przy tych prędkościach – twardego jak beton. W ostatniej chwili archanioł
zmienił kąt ich nachylenia i zrównał się w szybkości z Angelika. Poleciła Sophii zbliżyć się maksymalnie, ale nadal dzieliło ich kilkadziesiąt metrów, musieliby krzyczeć.
= Idzie po mnie.
= Adam…
= Masz wątpliwości?
= Cóż, tym razem spudłował o kilkaset kilometrów.
Zamoyski zatrzepotał skrzydłami – w tej manifestacji był to zapewne odpowiednik wzruszenia ramionami.
= Jeśli będzie wystarczająco gęsto Spływał… Klucz nie pomoże, Cesarz nie ochroni. Powinienem zamknąć sobie biologicznego primusa w jakimś pozacywilizacyjnym Porcie, całkowicie wolnym od infu.
Angelika podskoczyła na ciepłym prądzie powietrznym.
= Powinieneś pokonać Suzerena, oto, co powinieneś. Wtedy, tak, wtedy będziesz bezpieczny.
= Pokonać Suzerena? = ryknął śmiechem Zamoyski. = Czyli – co? zniszczyć wszystkie Plateau, miliardy wszechświatów? To dobre!
Forteca parła przez wzburzone odmęty, piętrząc przed sobą pieniste bałwany i obłoki pary z rozgotowanej wody, rozgrzewana od wewnątrz reakcjami nuklearnymi, inicjowanymi w podwodnych sztolniach; rosła bowiem również w tamtym kierunku: w dół. Sięgała już ponad półtora kilometra w głąb oceanu i jeśli nie zostanie powstrzymany jej rozrost, wkrótce wgryzie się w szelf kontynentalny. A to już grozić będzie nie tylko sztormami na Atlantyku i bałaganem w atmosferze, lecz ofensywą tektoniczną, nagłymi ruchami geologicznymi i erupcjami dawno zamrożonych wulkanów. Tempo narostu Fortecy było tak przerażające, bo Perwersja nie tylko krystalizowała inf w łańcuchach OOOj, ale budowała się ze wszelkiej dostępnej materii na poziomie nukleonów.
= Zwalnia, tak twierdzi Cesarz.
= Zwiększa się powierzchnia frontu, musi zwolnić. Zresztą prędzej czy później cały graniczny inf się skrystalizuje i Perwersja wygaśnie. Niemniej próba jest spektakularna, musisz przyznać.
Wystarczyło spojrzeć na Fortecę i dreszcz przechodził po ciele, nanomatycznym czy biologicznym, bez różnicy. Setki mil w którąkolwiek stronę byś patrzył – i bez przerwy gotuje się to, deformuje, wybrzusza i zapada, powódź amorficznego brudu sunie ponad oceanem, powietrze tężeje pod naporem ohydy, pancerny cień tnie błękit i seledyn. Dlaczego Suzeren musiał zamanifestować się w takiej brzydocie?
= Uch. Śniadanie podchodzi do gardła i skóra cierpnie. = Angelika dwoma uderzeniami skrzydeł szarpnęła się wstecz, odłączając od Zamoyskiego. = Będę musiała wziąć prysznic.
Bez dalszych ceregieli zamknęła transfer i wstała z kolan Adamowego pustaka. Teraz dopiero się zacznie, pomyślała, kierując się ku drzwiom. Te podchody polityczne, przetargi i naciski; Judas zapewne też nie pozostanie w tyle. Mogę nawet przewidzieć reakcję massmediów, ten krzyk: wygnać Zamoyskiego z Cywilizacji, aby nie sprowadzał na ludzi zagrożenia, nie prowokował Suzerena do dalszego perwertowania infu… Kto wie, może to właśnie jest cel ataku Suzerena: tak absurdalna spektakularność gwarantuje przyciągnięcie uwagi enstahsów, owieczki zaczną się burzyć, może taki jest cel ohydy…
Przystanęła w pół kroku przy pulpicie, podniosła książkę. „Fizyka uśpiona". No tak, problem przecież sam się rozwiąże, gdy tylko Adam wyruszy na ten wojaż po wszechświatach fizyk nadmiarowych, nie trzeba go wypędzać.
Dostrzegła kątem oka ruch pod sufitem biblioteki – równocześnie Sophia krzyknęła ostrzegawczo. Angelika uniosła głowę, marszcząc brwi. Cień? Nie cień. Pająk chyba.
Przemknął ponad regałami, tłusta tarantula, zeskoczył na półkę, stamtąd na dywan.
Pół sekundy i Angelika wciąż nie skojarzyła. Dopiero gdy pulpit pękł na dwoje i z drewnianego kikuta zacząła wysuwać się, trzeszcząc i klekocząc dębowymi segmentami, potworna stonoga – McPherson ocknęła się, podbiegła do Zamoyskiego, potrząsnęła nim.
– Adam! Farstone! Tu się whackował! Wyłaź! Farstone!
Ledwo Zamoyski otworzył oczy, biblioteka go zaatakowała. Zdążył jeszcze odepchnąć Angelikę; poleciała na ścianę, tłukąc potylicą o obudowę lampy. Na chwilę ją zaćmiło – na sekundę, dwie – lecz gdy wrócił jej wzrok, szalało tu już inferno.
Z mebli i wystroju biblioteki nie pozostało nic – zerwało nawet boazerię, rozszarpało dywan, roztrzaskało parkiet, implodowało okna. W środku pomieszczenia ryczał wir kolorowego wiatru, stojąca trąba powietrzna, zasysająca wszystkie szczątki.
Mrużąc oczy, Angelika dojrzała we wnętrzu wiru, w rzadkich w nim prześwitach, białego demona, maszynę ognia: trzy metry, kanciaste ramiona i tułów, łeb toporny, wszystko oślepiająco jasne – a czego dotknie, to spala się w krótkim błysku zimnego światła. Płoną głównie książki, całe lub fragmenty, pojedyncze kartki. Chwilami Angelika nie widzi niczego spoza poziomej burzy papieru, szum miliona celulozowych skrzydeł i ryk wiatru ogłuszają – krzyknęła i nawet samej siebie nie usłyszała.
Próbuje się podnieść – ale to nazbyt niebezpieczne, zostałaby pochwycona przez wir; już rozdarło jej suknię, porwało pantofle. Wczepia się paznokciami w ruinę boazerii, drzazgi wbijają się w ciało, lecz nie czuje bólu, szok wytłumia doznania.
Wir stopniowo rozszerza się, demon bieli rusza z miejsca i zaczyna miarowym krokiem przemierzać pobojowi-
sko, paląc wszystko, co wpadnie mu w łapy. A wciąż podnoszą się przeciwko niemu mniejsze i większe monstra, mortperwersje ćwierćsekundowe: nanomancje zakrzepłe w rozmaite manifestacje, zwierzęce, roślinne i nieożywione. W pewnym momencie nawet podłoga otwiera się pod jego kopytami na kształt wilczego dołu najeżonego metrowymi kokami. Demon przeskakuje nad nim – od czego trzęsie się cały budynek.
Читать дальше