Dlaczego nagle umysł Sneera zaczynał domagać się głębszych rozstrzygnięć, skąd pojawiły się wątpliwości i problemy? Czyżby parę chwil rozmowy z przypadkowo spotkaną dziewczyną – rozmowy, której jego zmęczony umysł nie był nawet zdolny w całości zarejestrować – spowodowało ten dziwny niepokój intelektualny? A może to po prostu jednodniowe wykluczenie poza tę społeczność („wykluczenie" – co za trafny kalambur! – pomyślał Sneer) zmusiło go do rewizji utrwalonych poglądów? Nie umiał tego rozstrzygnąć. Z rękami w kieszeniach szedł brzegiem chodnika w kierunku Komendantury, odruchowo rozglądając się po ulicy, jakby w nadziei spotkania jednego z tych dwóch, którzy byli mu teraz potrzebni: downera lub Prona.
Bzdura! – zgromił sam siebie. – Nie wierzmy w cuda. Siedzą obaj, jak amen w pacierzu! Przed wejściem do gmachu policji w porę przypomniał sobie o bransolecie i obciągnął mankiet. Wszedł zdecydowanie, kierując się prosto do dyżurnego, ziewającego za pulpitem. Po chwili miał z powrotem swój Klucz. Przyjrzał mu się uważnie. Wszystko się zgadzało: numer, stan konta… no, i to najważniejsze: czwarta klasa!
Policjant nawet słowa nie powiedział, skinąwszy tylko głową na uprzejme podziękowanie Sneera.
To wprost niemożliwe! – pomyślał, już na ulicy, wkładając Klucz do automatu z papierosami. – Działa! Niech mnie wszyscy diabli, jeśli coś rozumiem…
Po tylu perypetiach, kombinacjach, szarpaniu nerwów niepewnością – oddają mu, jakby nigdy nic, czynny Klucz! Z dużej chmury mały deszcz. Wiele hałasu o nic. Góra urodziła mysz. Wyświechtane powiedzonka nasuwały się mimowolnie.
Albo ten świat komputerowego porządku jest de facto jednym nieopisanie wielkim burdelem, albo… to jeszcze nie koniec kłopotów – pomyślał, chowając Klucz i otwierając kupioną paczkę papierosów. Gdy zapalał papierosa, rozejrzał się ukradkiem. Nie zauważył nikogo podejrzanego w zasięgu wzroku, lecz na wszelki wypadek obszedł kilka bocznych uliczek, zatrzymując się przed automatami, wstępując do sklepów i bram. Nie. Nikt go chyba nie śledził.
Zawrócił w stronę hotelu. Mijając jeden z niewielkich pawilonów na bocznej ulicy, dostrzegł grupkę rozbawionych mężczyzn, którzy wychodzili ze sklepu. Zatrzymał się przed witryną pełną barwnych reklam, zapraszających do wnętrza.
Jakiś nowy sex shop – pomyślał i chciał pójść dalej, lecz zaintrygowały go salwy zbiorowego śmiechu dobiegające z wnętrza, więc wszedł do sklepu.
W środku panował półmrok, słychać było nastrojową muzykę. Tłumek obiboków, którzy zwykli wałęsać się o tej porze po okolicznych piwiarniach, otaczał stojące na środku niewielkie podium pokryte czerwonym pluszem. Ludzie popijali piwo z puszek i półgłosem wymieniali jakieś uwagi czy dowcipy. Sneer zbliżył się do podium i spojrzał pomiędzy głowami widzów.
Na podwyższeniu, w pozycji leżącej, poruszały się dwie ludzkie sylwetki. Czerwone światło nadawało nienaturalny odcień skórze nagich postaci. Sneer patrzył przez chwilę na dwa ciała, wykonujące jakieś wymyślne łamańce, bardziej przypominające ćwiczenia akrobatyczne, niż normalne, ludzkie czynności seksualne.
Czyżby uchylono już nawet ten paragraf Kodeksu Obyczajności? Dawniej nie wolno było pokazywać takich rzeczy w ogólnie dostępnych lokalach handlowych – pomyślał i cofnął się o krok w kierunku wyjścia.
Muzyka urwała się nagle, strumienie oślepiająco białego światła zalały podium. Dwie postacie zamarły w bezruchu, splecione w dziwacznej, nienaturalnej pozie. Sneer dostrzegł, że pod opadającymi, długimi włosami kobiety pochylonej nad leżącym mężczyzną, jest tylko gładka różowa wypukłość bez żadnych rysów, przecięta u dołu czerwoną szparą ust.
– Prosimy obejrzeć nasz najnowszy produkt – powiedział głośnik nad podium. – Przedstawiamy państwu nowy model uniwersalnego, doskonałego sexomatu, w dwóch wersjach, męskiej i żeńskiej, wedle zapotrzebowania. Nasza niezawodna, człekokształtna maszyna zaspokaja wszelkie potrzeby klienta. Jest doskonalsza niż najsprawniejszy żywy partner. Jest niewyczerpana w pomysłach, co gwarantuje bogata biblioteka programów, dołączona bezpłatnie do każdego egzemplarza. Za dodatkową opłatą można otrzymywać w abonamencie wymienne podobizny twarzy osób aktualnie popularnych i znanych powszechnie z filmów i telewizji. Automaty nasze zasilane są z własnych mikroakumulatorów o dużej pojemności i niskim napięciu, gwarantujących nieprzerwane działanie przez osiem godzin oraz pełne zabezpieczenie przed porażeniem elektrycznym. Ładowanie akumulatorów z sieci miejskiej, za pośrednictwem prostownika wkalkulowanego w cenę kompletu. Koszty eksploatacji minimalne, trwałość gwarantowana, cena rewelacyjnie niska. Satysfakcja pewna!
A teraz – ciągnął po chwili głośnik, a światło zmieniło barwę – prosimy naocznie przekonać się o zaletach naszych wyrobów. Prosimy ocenić niezwykłą sprawność działania oraz precyzję oprogramowania naszych nowych sexomatów. Zwracamy uwagę na bezprecedensowy fakt, iż oba egzemplarze – męski i żeński – idealnie synchronicznie wykonują wspólnie czynności, dla których są skonstruowane, zupełnie bez udziału żywych partnerów!
Z głośnika popłynęła znów nastrojowa muzyka, a dwie różowe, plastykowe kukły podjęły swe mechaniczne harce, wydając przy tym serie okolicznościowych dźwięków i posapywań.
Sneer stał jeszcze przez chwilę i czuł, jak w nim gwałtownie wzbiera, nie dający się opanować, histeryczny chichot, szyderczy chichot jakiejś rozpaczliwie radosnej satysfakcji. Wybiegł, krztusząc się tym wewnętrznym paroksyzmem śmiechu. Przez kilka minut stał, zgięty wpół, z czołem opartym o chłodny mur budynku, dłońmi trzymając się za brzuch. Ciałem jego wstrząsały konwulsyjne spazmy dzikiego rechotu, po policzkach płynęły łzy.
– To jest to! – wychlipał półgłosem, opanowując z trudem drgania przepony. – To jest właśnie pełna synteza, szczyt wszystkiego, pierwsza zapowiedź ostatecznego końca. Oto, do czego gnamy w tym naszym beznadziejnym, ślepym, baranim pędzie. Automaty do wszystkiego! Wszystko automatycznie! I oto nagle przytomniejemy w obliczu dylematu: jeśli jeden automat potrafi kopulować drugi tak sprawnie, zgrabnie i na tyle sposobów, to co jeszcze, u diabła, robią ludzie na tej planecie?!
*
Fred Banfi, pracownik Wydziału Kontroli Dochodów, siedział w bufecie nad drugą filiżanką kawy i wpatrywał się w miły dla oka zarys bioder Sally, pochylonej nad automatem z napojami gazowanymi.
Dziewczyna była nowym konserwatorem automatów spożywczych w stołówce Zarządu Aglomeracji. Pracowała tu dopiero dwa tygodnie i wszyscy szeptali, że jest dziewczyną jednego z Wysokich Szefów, lecz nie wiadomo którego. Zdania w tej sprawie były podzielone, ale sam fakt nie ulegał wątpliwości. Dziewczyna miała trzecią klasę, jednakże liczba niesprawnych automatów w stołówce nie najlepiej świadczyła o jej kwalifikacjach. Przypuszczano, że wcale nie jest elektronikiem ani mechanikiem precyzyjnym. Miała za to idealną figurę i była bardzo ładna.
Gdyby jej przyjaciel był Wysokim Szefem w Zarządzie Masowej Rozrywki, na pewno bez trudu umieściłby ją na etacie spikerki telewizyjnej – pomyślał Banfi sarkastycznie. – Nadawałaby się równie dobrze do takiej pracy, a otrzymywałaby najwyższą możliwą liczbę żółtych. Jej trzecia klasa wygląda na podliftowaną. Właściwie, można by ustalić, czyja to przyjaciółka. Wystarczyłoby sprawdzić, czy jeden spośród notowanych lifterów inkasował ostatnio sto żółtych od któregoś z wyższych szefów.
Читать дальше