– Zdążyłem się przyzwyczaić, że zawsze tracę to, co kocham. Moi ojcowie utracili swą słowiańską ojczyznę. Dziś jestem blisko zwątpienia w nieskazitelność tej przybranej. Ale pomówmy lepiej o szczegółach spotkania z Quintusem Cedrusem.
15. OSTATNIA SZANSA EKUMENY
Od spotkania z Antygonem Argon Georgiasz nie mógł spać. Przestawił chronometr w swej sypialni, tak by odliczał coraz krótszy czas pozostały do momentu rozpoczęcia wielkiego planu. O Arymanie! – Zdobycie Federacji. Opanowanie od wewnątrz największego mocarstwa Innej. Czyż nie było to marzeniem wszystkich pokoleń arymanistów? Chociaż… Uczucia Ekumeńczyków wobec Archipelagu składały się z przedziwnie splecionej miłości i nienawiści, pogardy i zachwytu. Dzieci hierarchów uczyły się na archipelagiańskich uczelniach, żony jeździły do Florentyny na zakupy. Obraźniki odbierały niedostępne pospólstwu programy orbitalne. Zamknięte lokale dla wybranych oferowały smakołyki z Ultimy czy Zefirii… Im bliżej kluczowej daty, większy w Argonie narastał niepokój. Nie chodziło o techniczną stronę przedsięwzięcia. Ta wyglądała dość prosto. Na obiekcje, czy ich człowiek nie może już po paru posunięciach zostać zdemaskowany, Leartonik tylko chichotał.
– Od dwudziestu paru lat nasi agenci jako zbiegowie, azylanci lub po prostu "ludzie znikąd" przenikali na wyspy Archipelagu, zakorzeniali się w tamtejszym społeczeństwie. Awansowali w strukturach fakcji "Błękitnych" i w uśpieniu czekali. Nawet jeśli sporadycznie kimś z nich interesowało się FOI, nikt z uśpionych nie znał istoty planu. Nie znał głównego wykonawcy. Mieli czekać, aż "Ojczyzna wezwie". Czasem tylko dyskretnie przypominano, że są kontrolowani, aby nie przyszło im do głowy zapomnieć, komu służą. Nikt z nich nie wstępował do trynitatystów, tych werbowały inne komórki. Ci durnie służyli tylko odwróceniu uwagi. Za parę dni, kiedy "Febus" będzie decydował o kadrach, nasze śpiochy zajmą kluczowe stanowiska w Federacji. Nie pierwsze – wystarczy drugie, trzecie! Czasem dla wykonania zadań lepsza jest funkcja zastępcy szefa sztabu, sekretarza senatora. W każdym razie w ciągu tygodnia dwa tysiące naszych agentów przejmie upatrzone pozycje i wówczas rozpocznie się drugie stadium planu. Trynitatyści wywołają zamieszki. Navigator wprowadzi stan wyjątkowy – jego głównym realizatorem będzie FOI… Nieuchronnie poleje się krew. I wtedy nasz desant przyjdzie z bratnią pomocą społeczeństwu Archipelagu w jego buncie przeciw władzy nieludzkiej soldateski. Gwarantuję ci, federacyjne balisty nie drgną nawet w swych silosach. Obrona zostanie sparaliżowana sprzecznymi komendami. Środki przekazu zamilkną lub nas poprą… Podobnie będzie z ciałami przedstawicielskimi. Do czasu.
Brzmiało to przekonująco. I dlatego lęki Argona nie były przedpremierową tremą – hierarcha paradoksalnie bał się sukcesu. Jego marzeniem było stopniowe otwieranie Ekumeny, przyswajanie federacyjnych zdobyczy. Reformy. Czyż podbój nie przekreślał tych planów? Czy nie oznaczał przypadkiem roztoczenia szatańskich mroków nad całą planetą, zakucia Archipelagian w kajdany? Antygon uważał, że tylko przejściowo. Podbita Federacja miała dostarczyć środków na reformę Ekumeny, na jej modernizację, odnowę.
– Wszystko zależy, kto będzie prowadził defiladę – szeptał Leartonik z dobrotliwym uśmiechem starego Mefista. My czy taki ultras Tajgenis…
Spotkanie Leartonika z Georgiaszem nie uszło, rzecz jasna, uwagi Achila Tajgenisa, który kontrolę nad innymi hierarchami doprowadził do perfekcji. Wywołało ono niezwykłą wściekłość u tego chuderlawego, wiecznie skrzywionego facecika, wskutek wrodzonej wady kręgosłupa lekko skrzywionego w lewo. U szefa Szarej Straży wszystko było szare: cera, mysie włosy, uniform.
Normalnie mówił półgłosem, na jednym tonie i przerażał zimnym spokojem, ale będąc u siebie, jedynie w towarzystwie heterarki Sofii, pozwalał sobie na wybuchy furii.
– Argon i Antygon – co oni knują?!
Nigdy dotąd nie spotykali się tak często i w tak izolowanych warunkach. Wyglądało dotąd, że stary pierdziel nie cierpi młodego oekonomikosa. Ale kiedy ważyły się losy przywódców, którzy podczas obalania Eumentesa zachowali się biernie lub bronili detronizowanego przywódcy, nie kto inny jak Leartonik, sporządzający wspólnie z Achilem listy proskrypcyjne, zatrzymał się przy nazwisku Argona.
– Tego zostawić, fachowiec!
Tylko co się zmieniło?! Wybrał sobie następcę? Od lat Tajgenis uważany był za faworyta Archiwariusza. Jego syn poślubił wnuczkę starego hierarchy, wspólnie polowali na tigrozaury w rezerwacie.
Dreszcz przebiega po plecach Achila. Wie, co to znaczy być Wielkim Eforem. Największa władza i największe ryzyko. W historii Ekumeny w momentach kryzysowych trzykroć poświęcono głowę szefa Szarej Straży, rzucając ją tłumom.
– Na Belzebuba. Nie będę czwartym martwym eforem, choćbym miał całą Ekumenę wywrócić do góry nogami.
Późny wieczór 19 żeńca (na Florentynie zaczął się już następny dzień) zastał Argona Georgiasza w Dolnej Akropolii. Jako jedyny z hierarchów lubił w przebraniu parthyjskiego kupca oglądać nieoficjalną stronę podziemnego życia. Ot, choćby Odos Arymaneos. Kiedy przemierzał tę aleję luxpędnikiem, wyglądała jak Promenada Florentyńska. Teraz w porze nocnej zmiany nie uświadczyłbyś tu pół afegasty. Wygaszone iluminacje na tympanonach, pilastrach zastąpił codzienny brudnawy półmrok. Jezdnię zaludniał tłum złożony z pieszych, rowerzystów i najfantastyczniejszych pędników mechanicznych będących mieszaniną ekumeńskiej pomysłowości oraz sprzętu z przemytu, demobilu lub Aryman wie skąd.
Zaroiło się od przekupniów, sprzedawców stymulantów i amuletów, wróżbitów i handlarzy butli z czystym powietrzem, które cieszyły się wielkim powodzeniem, zwłaszcza u zamożniejszych mieszkańców najniższych dzielnic. Inna sprawa, że to rzekomo czyste powietrze śmierdziało zwykle jak wandalijska onuca.
Argon przeszedł na drugą stronę arterii, cudem unikając zmiażdżenia w potoku hulajdesek, mechariksz czy wspólniaków, jak nazywano wielkie odkryte lory komunikacji masowej, obrosłe ze wszystkich stron winogronami pasażerów. Przepychając się obok namolnej wróżbiarki, złorzeczącej jego obojętności i przepowiadającej jak najgorsze nieszczęścia, jeśli nie da choćby obola, oraz między dwoma karłowatymi żebrakami, czepiającymi się jego nogawek, skręcił do Czarnej Świątyni. Był w niej umówiony z kuzynem z rodzinnej Apollonii pilnie pragnącym się spotkać. Fronton Thanathejonu zdobiły sylwetki dwóch gigantów, Czarnego i Białego, splecionych w śmiertelnych zapasach.
Szaro odziani augurzy pobieżnie zrewidowali go przy wejściu i przyjęli ćwierć talenta na ofiarę. Wewnątrz, wokół ognia dobywającego się z podziemnej rozpadliny, znajdowało się medytacyjne kolisko, w którym należało usiąść celem koncentracji. W centrum wokół zalatującego siarką płomienia czołgały się nagie czarne porneidy, kapłanki rytualnej orgii. Z pobliskiego zoolis dolatywało beczenie zwierząt. Wielki kamień ofiary, pokryty skorupą zakrzepłej krwi, przypominał plecy wysmaganego niewolnika. Krąg ofiarników gęstniał. Przeważali drobni, pospolici ludzie, dla których comiesięczna ofiara stanowiła rodzaj daniny. Zamożniejsi musieli składać ją częściej. Przy okazji spadków, podróży, narodzin, zamążpójścia lub zgonu. Istniały również ofiary jubileuszowe i okolicznościowe. Zaś cynicy twierdzili, że ubój zwierzątek na chwałę Pana Ciemności jest jedynie pretekstem do wyciągnięcia pieniędzy dla Organizacji. Kiedy po świątyniach składano ofiary z ludzi, Eumentes zniósł tę praktykę. I słusznie. Nowoczesne środki dostarczały skutecznych a mniej spektakularnych środków utylizacji niepożądanych elementów.
Читать дальше