– Chciałem dotrzymać słowa – powiedział wpatrując się w gasnące oczy Ammianusa. Claudia, bielsza niż gipsowa Niobe, stała nieruchomo pod ścianą. Przymknęła oczy, czekając na śmierć.
– Pozwól ze mną, nerito – rzekł Leo pociągając ją w stronę windy. – I nie drżyj. Kobiety zabijam tylko w ostateczności. Nie chciałbym natomiast prowadzić zbędnych dyskusji z waszymi portierami lub parkingowymi…
– Ale bomba? – wykrztusiła. – Przecież zaminowałeś…
– Trochę dymu, trochę huku. Przecież jeśliby doszło do prawdziwej detonacji, mielibyśmy na głowie całą obsługę wieżowca i połowę służb miejskich Florentyny.
Octavia postawiła tackę z naparem i dyskretnie opuściła zefiriańskie atrium. Cedrus podsunął Ruffixowi czarę ze słodziwem, ale ten podziękował ruchem ręki. Mimo późnej pory szef sztabu miał na policzkach czerstwe rumieńce, a oczy płonęły mu energią. Natomiast Cedrus zapadnięty w niszy fotela wyglądał wręcz staro. Nerwy? Ruffix miał nadzieję, że nie zawiodą w decydującym momencie. Od przejęcia władzy dzieliły ich godziny.
Porozumiewali się wzrokiem. Ruffix wprawdzie przysięgał, że w pomieszczeniu nie może być żadnych podsłuchów, ale czy można mówić o jakiejkolwiek pewności w czasach tryumfującej miniaturyzacji?…
– Widziałem się dziś z Marcellisem i załatwiłem ważną sprawę – powiedział Quintus. – Uzgodniliśmy z prefektissimusem, że od jutra zaczniesz przejmować jego obowiązki.
– Od jutra!? – zielone oczy Ruffixa zwęziły się.
– Konkretnie, jeszcze przez trzy dni Markus zachowa zwierzchnictwo nad manipułami specjalnymi, ale ty już od dziś możesz zapoznawać się z archiwami i strukturą officjów. W końcu idzie o wybór na stanowiska sprawdzonych ludzi.
– Oczywiście.
– Sam przejrzałem pobieżnie ważniejsze regestry – archiwum Penetratoriatu Ekumeńskiego, Wandalijskiego… To fascynujące nawet dla takiego laika jak ja, a co dopiero dla zawodowca.
Ruffix pociągnął naparu i dość nieokrzesanie popłukał nim zęby.
– Ale wszystko idzie zgodnie z harmonogramem? – spytał wypluwając płyn do alabastrowej konchy.
– Ani szybciej, ani wolniej. W sam raz.
Szef sztabu otarł usta i wyszedł, miał jeszcze sporo spraw do załatwienia.
Claudia jako zakładniczka nie sprawiała trudności. Posłusznie zjechała do podziemi wieżowca, mijając ochroniarzy posłała czarujący uśmiech i bez słowa wsiadła do olimpiona.
– Co zamierzasz ze mną zrobić? – zapytała, kiedy znaleźli się już na drodze.
– A co proponujesz, miłośnienie czy rozmowę o filozofii neojońskiej?
Zrobiła obrażona minę i zacięła usta. Sclavus dobrze znał ten typ kobiet, pozornie tajemniczych i równie pozornie wykształconych. Bardzo szybko oszacował ją jako profesjonalną agentkę, w dodatku zimną lesbijkę, czującą pogardę do całego świata stworzonego przez Boga, podobno mężczyznę. Właściwie powinien ją zabić, jednak ciągle odczuwał skrupuły.
Na wielkim parkingu przy viafaście porzucił zarekwirowany pędnik i uchyliwszy tylną klapę, by zapewnić właścicielowi dopływ powietrza, pożyczył sobie innego nie rzucającego się w oczy grata.
Przez godzinę sunęli zieloną wyżyną, gdzie śród jezior, gajów owocowych i spływających ze stoków winnic pobłyskiwały białe ściany nobilitackich villi. Później Leontias skręcił w krętą boczną drogę prowadzącą na szczyt wzgórza, za którym rozpościerał się rejon bagien i mokradeł zwany Wielką Ostoją Natury. Ukradziony pędnik zepchnął do jednego z wulkanicznych bajorek mając nadzieję, że przyroda szybko upora się z metalową karoserią. Około milli przeszli pieszo. Claudia zdjęła koturnowe buciki i szła rzucając na lewo i prawo ponure spojrzenia. Tak dotarli do większego stawu, gdzie w gęstwinie wodnych prętaczy Leo odszukał łódkę… Complementarka pobladła.
– Chcesz mnie utopić, siccaro?
Zignorował pytanie. Dziarsko powiosłował ku wyspie zieleniejącej na środku jeziora. Wnet ukazał się drewniany pomost, a na nim grubasek-okularnik, łowiący ryby za pomocą sznurka owiniętego wokół ramienia.
– Uważaj, Gurusie, na rybowęże, są bardzo zdradliwe – powiedział Słowianin.
– Ale zjadliwe, dwa już czekają w koszyku na kolację. Dia strasznie się o pana niepokoiła. – Ech, te baby… – dopiero teraz spostrzegł Claudię. – A ta domina to kto?
– Nasz więzień – Leo uśmiechnął się. – Zawsze chciałeś mieć jakieś niebezpieczne zadanie. Oto i ono.
– Co mam z nią zrobić? – Gurus z zainteresowaniem oglądał czarnobrewą.
– Pilnować. To żyjątko jest dosyć niebezpieczne.
W domku rybackim znalazł się odpowiedni sprzęt, Claudia została skuta małymi eleganckimi kajdankami, a Gurus dostał do obrony jej własnego króciaka.
– Mam nadzieję, że poradzisz sobie z nią do mego powrotu – powiedział Sclavus kierując się do ukrytego w szopie omnivanta.
– Już wyjeżdżasz, szefie, nie zobaczysz Dii? Będzie wściekła i całą złość wyładuje na mnie.
W tej samej chwili sprawa okazała się bezprzedmiotowa. Rozległ się tupot bosych stóp i zdyszana Herrianka wpadła w ramiona Leontiasa pokrywając go pocałunkami.
– Leo, mój Leo, mój Leo!
Gurus zażenowany odwrócił głowę. Complementarka z officium Tarantiona przyglądała się scenie w milczeniu.
Sztab Elekta nadal mieścił się w Hostelu Asilium. Około nony rozpoczęło się tam przyjęcie dla mediaferrantów zjeżdżających już na ceremonię zaprzysiężenia. Poza Cedrusem pojawiła się praktycznie cała śmietanka "Niebieskich": ProNavigator Longinus, Lucjusz Gnerus, Marek Ursin. Oczekiwano przybycia Ruffixa z Castrum Goliathum.
Wyposażony w doskonale podrobioną plakietę wandalijskiego correspondansa, przygarbiony Sclavus w siwej peruce nie rzucał się w oczy w tłumie gości. Nie zwrócił nań uwagi Ursin ani żaden z doskonale wyszkolonych agentów ochrony. Popijając gorzkawą vinissę i skubiąc najrozmaitsze specjały Leontias bez większego trudu zlokalizował Pinettę. Wielkobiusta complementarka królowała na stoisku "Błękitnego Raptularza". Uśmiechnięta, zerkająca życzliwie spoza grubych szkieł niewiasta wyglądała na istny ekstrakt przychylności dla każdego mężczyzny. Jeśli Claudia kojarzyła się z południowym lądolodem, to Pinetta przypominała raczej rodzinne wczasy na Equatorii.
Leontias zachowywał się jak typowy prowincjonalny pismak, olśniony urodą libratorki. Parokrotnie zaglądał na jej stoisko, wypytywał o detale kampanii, które nie mogłyby zainteresować nawet pracownic wandalijskiej garkuchni. Wypili wspólnie parę czarek vinissy i w którymś momencie Sclavus tak zadomowił się w "Błękitnym Raptularzu", że sam zaczął rozdawać materiały medialne.
– To jest miejsce służbowe – usłyszał naraz nieprzyjemne syknięcie poparte mocnym chwytem rosłego ochroniarza w błękitnym uniformie. Leo, choć nie ułomek, na jego tle wydawał się drobniuteńki.
– Ale ja tylko pomagam… – rzekł czując się jak wyrywana marchewka.
– Bardzo dziękujemy – warknął osiłek. – Wyrażam się chyba jasno?
Słowianin lekko zataczając się opuścił Błękitny Zakątek. Minął perystyl z ognistą fontanną i skręcił do małego barku utrzymanego w stylu żeglarskim. Zamówił szklaneczkę hiry, najlepszy środek wymiotny. Nawet markowanie picia ma swoje granice. Sączył wolno napój, gdy nagle kotara zasłaniająca przejście do cubikulów służbowych zafalowała.
– Prima. Casetta 635 – usłyszał zmysłowy szept Pinetty.
Pozostały mu trzy hory. Nie tracąc czasu opuścił "Asilium" i w pół godziny później znalazł się opodal knajpy "Jaja Dinozaura". Instynkt podpowiedział mu, że musi być to lokal pod specjalnym nadzorem. Z gazety wiedział już o wyłowieniu z rzeki ciała gadatliwego włóczęgi, który uraczył go tyloma cennymi informacjami.
Читать дальше