Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni

Здесь есть возможность читать онлайн «Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piąty odcień zieleni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piąty odcień zieleni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Piaty odcień zieleni to sensacyjna opowieść o losach naszego świata, który na skutek przedziwnego zbiegu okoliczności i sprzecznych działań dostaje się w ręce radykalnej frakcji ruchu Zielonych. Przedstawia ją przypadkowy świadek i mimowolny trybik machiny zdarzeń, nasz rodak, który wpada w sam, srodek zapierajacej dech rozgrywki, toczącej się na wszystkich kontynentach, na wodzie, pod wodą i… w kosmosie.

Piąty odcień zieleni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piąty odcień zieleni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Pojmujesz teraz zasadę zabawy. Mamy setki świadków, że po międzylądowaniu pomknęliśmy spokojnie do Durbanu…

– A jeśli śledził nas ktoś w toalecie?

– Lenni miał wszystko na oku. Agent, który nas obserwował w samolocie i detektyw lotniskowy, uważali głównie na wyjście do miasta.

– Co teraz?

– Teraz powinieneś poznać Roberta – wskazał na kierowcę. – Zna rejon Rijksveld jak własną kieszeń.

– Przecież do baz nie dopuszczają czarnych.

– Właśnie dlatego.

– To też człowiek twojej organizacji?

– Bynajmniej, pracuje dla radykalnej frakcji Kongresu Afrykańskiego, ale wyświadczamy sobie czasem drobne usługi.

Karmiony przez lata przygodami kapitana Klossa, miałem zgoła fantastyczne mniemanie o robocie dywersyjnej. W istocie, co najmniej połowę spraw załatwiały pieniądze. One przygotowywały teren lepiej niż ostrzał artyleryjski, one skutecznie zacierały ślady. Jeszcze raz mogłem się przekonać, że samotnik Denningham nie działa w absolutnej próżni…

Szpital w Rijksveld jest kompleksem kilkunastu połączonych pawilonów i zatrudnia ponad tysiąc osób personelu. Pojawienie się jeszcze jednego doktora i pielęgniarki nikogo nie zaskoczyło. Tym bardziej że nosiliśmy plakietki identyfikacyjne: Susy Smith i doktor Raupert. oraz legitymowaliśmy się białą cerą, co w tych stronach stanowi lepszą przepustkę niż gdzie indziej dowód osobisty.

Czy się bałem? U boku Barbary, uśmiechniętej i rozluźnionej, jakby wybierała się z wizytą do manikiurzystki, nie wypadało się bać.

Robert dokładnie opisał nam rozkład szpitala. Zjawiliśmy się tam w porze obiadowej, toteż panował pewien bałagan ułatwiający nasze poruszanie. Cel rekonesansu stanowił pawilon C, przeznaczony dla wojskowych i więźniów. Idąc szklanym, klimatyzowanym łącznikiem, widzieliśmy dwa wozy pełne żołnierzy zaparkowane na dziedzińcu; przy drzwiach stali wartownicy. Stosunkowo najłatwiejsze było przejście od strony sal operacyjnych. Imponował mi spokój Barbary. Kim była ta piękna, najwyżej dwudziestoparoletnia dziewczyna z uważnymi oczami zawodowej pielęgniarki i zmysłowymi ustami kapłanki Wenus? Skąd wytrzasnął ją Burt w Harare? Przyjechała razem z Lennim. Była kochanką któregoś z nich? Popatrzyłem na zgrabną linię nóg, ślicznie zarysowany pod kolorowym kitelkiem tyłeczek, i natychmiast zganiłem się w imieniu Marthy. Biedactwo – znajdowałem się przecież tak niedaleko od niej.

Z sali operacyjnej wyjeżdżał jakiś delikwent o ogolonej czaszce, popychający wózek pielęgniarz nie zaprotestował gdy ruszyliśmy obok niego. Mijając wartownika, Barbara udała zajętą kroplówką, a ja ująłem puls chorego. Był słaby, ale równy. Teraz wózek toczył się korytarzem przypominającym obóz wojskowy. Pod każdą salą siedział wartownik z automatem. Mimo klimatyzacji pora sjesty wpływała na ogólne rozleniwienie. Strażnicy siedzieli swobodnie, liczyli muchy lub skubali pielęgniarki. Zastanawiałem się, w której sali może znajdować się David. Po obu końcach korytarza znajdowały się stalowe kraty, teraz uniesione, lecz jak stwierdził Robert, opuszczane na noc.

Pielęgniarz zatrzymał się z chorym przed salą numer sześć. Wartownik podniósł się i warknął coś do chłopaka, żeby jechał dalej, bo na pewno ma zawieźć chorego do dziesiątki, a od szóstki wara.

– Ma być w szóstce – kategorycznie stwierdziła Barbara. – Prawda, doktorze?

Kiwnąłem głową – mój słowiański akcent zdradziłby mnie w sekundę.

Strażnik był młody, a kapryśny uśmieszek Barbary wyraźnie zrobił na nim wrażenie. Wjechaliśmy do środka. Z pięciu łóżek tylko trzy były zajęte. Jakiś facet z nogą na wyciągu, mumia przypominająca kokon jedwabnika, a tuż pod oknem ktoś obstawiony aparaturą reanimacyjną… obandażowana głowa, widoczne jedynie czarne oczy. Te oczy poznałbym zawsze.

Najwyraźniej był przytomny. I chyba mnie rozpoznał. Źrenice rozszerzyły się. Na myśl, że Denningham może zechcieć go wykończyć, przeleciał mnie dreszcz.

– Co tu robicie? – na progu stał niski, szczupły, mocno opalony oficer z dystynkcjami kapitana.

– Doktor Longfellow polecił nam… – zaczęła Barbara.

– Do dziesiątki! – warknął kapitan. Łypnął na mnie czujnie. – Nowy, co?

– Nasz anestezjolog, doktor Raupert – przedstawiła mnie Barbara.

– Zabierajcie się – tu trzeba spokoju…

Wyjechaliśmy na korytarz i doholowaliśmy pooperacyjny zewłok do dziesiątki. Wracając korytarzem widziałem, jak kapitan szepce coś do strażnika. Zdrętwiałem. Ale szliśmy dalej spokojnie.

– Pani zaczeka – dobiegło nagle z tyłu. Znieruchomieliśmy a strażnik nas dogonił. – Kapitan Maarens chciałby z panią porozmawiać.

– Niech pan wraca, doktorze, i nie czeka na mnie. – Powiedziała Barbara jakby chodziło o zwykłą randkę.

Inna sprawa, że rzeczywiście chodziło o randkę. Koło sali operacyjnej przedostałem się na cywilne oddziały i wyszedłem ze szpitala. Na parkingu czekał na mnie Burt.

– No i?

Lekko roztrzęsiony opowiedziałem o Barbarze, o Davidzie, kratach i najeżeniu obiektu funkcjonariuszami. Barbara zjawiła się po trzech kwadransach. Była uśmiechnięta, lekko zarumieniona.

– Ma na mnie ochotę – powiedziała – wpadłam w oko kapitanowi Maarensowi. Że też zawsze mam szczęście do bezpieczniaków.

Burt tylko się uśmiechnął.

– Zdaje się, że zrobiłam na nim wrażenie dziewczyny łatwej. Powiedzieliśmy sobie trochę komplementów. Pytał co robię wieczorem? Stwierdziłam, że mam wolne i przebywam poza szpitalem. Zmartwił się. On – powiada – musi tkwić tu dzień i noc. Rozumiecie, że nie ciągnęłam tego tematu. Zapytałam tylko, czy nie jest mu nudno? Westchnął. No to ja zrobiłam małe oczko. Wiecie, że potrafię wyglądać jak skończona dziwka. Na to on – właściwie mogłabyś się zamienić dyżurami, zostać na wieczór, moglibyśmy porozmawiać… Najpierw udałam obrażoną, a potem powiedziałam, że się zastanowię, że nie wypada i w ogóle. Łykał to wszystko z lekko otwartymi ustami. Jest dość obleśny, zanadto nawet jak na funkcjonariusza.

– A jeśli wiedziony zawodowym instynktem zechce cię sprawdzić? – zaniepokoiłem się.

– Cóż z tego. Pielęgniarka Susy Smith istnieje naprawdę i nawet jest do mnie podobna. Tyle, że akurat przebywa gdzie indziej.

– Opowiadaj dalej – przerwał Denningham.

– Powiedziałam, że dyżurami się nie zamienię, bo powstałyby okropne plotki, ale mogę wieczorem zajrzeć do baru dla personelu, bo akurat mam tam jakiś interes. Na to on, że nie może opuścić pawilonu… Zrobiłam zmartwioną minkę i stwierdziłam, że szkoda. Wtedy on ożywił się i zauważył, że mogę przecież z baru wpaść do niego.

– Przecież pawilon jest zamknięty? – powiedziałem.

– Dostaniesz przepustkę!

– Boję się.

– Ze mną możesz się niczego nie bać.

– Skończyło się na tym, że o dziesiątej zadzwonię do niego z barku.

– Kobieciarz, albo diablo sprytny oficer – zauważył Denningham.

– Hindus – powiedziała Barbara – jest prawie przytomny, poparzony, zdaje się, że ma złamaną rękę. Z pewnością ma ciężko uszkodzone gardło i dlatego nie mogli zmusić go do zeznań środkami halucynogennymi czy torturami… Ogólnie jednak wygląda lepiej niż myśleliśmy.

Popatrzyłem na dziewczynę z podziwem. Kiedy zdążyła to wszystko zauważyć. Ja który go znałem, zwróciłem uwagę tylko na oczy Davida.

Burt posadził dziewczynę za kierownicą i nakazał nam jechać na farmę, sam miał przybyć później. Pojechaliśmy więc. Głowę miałem pełną najrozmaitszych planów, które zamierzałem podsunąć Denninghamowi. Wszystkie zaczynały się od tego. że lekko zaróżowiona Barbara składa o północy wizytę kapitanowi Maarensowi w pogrążonym we śnie pawilonie wydzielonym…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piąty odcień zieleni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piąty odcień zieleni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piąty odcień zieleni»

Обсуждение, отзывы о книге «Piąty odcień zieleni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x