Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni

Здесь есть возможность читать онлайн «Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piąty odcień zieleni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piąty odcień zieleni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Piaty odcień zieleni to sensacyjna opowieść o losach naszego świata, który na skutek przedziwnego zbiegu okoliczności i sprzecznych działań dostaje się w ręce radykalnej frakcji ruchu Zielonych. Przedstawia ją przypadkowy świadek i mimowolny trybik machiny zdarzeń, nasz rodak, który wpada w sam, srodek zapierajacej dech rozgrywki, toczącej się na wszystkich kontynentach, na wodzie, pod wodą i… w kosmosie.

Piąty odcień zieleni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piąty odcień zieleni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Drugi pilot śmigłowca drzemał, podobnie jak dwaj strażnicy nieczuli na przesuwające się w dole pejzaże. Pogoda była sucha, widoczność dobra. Kapitan Reiner Looms chętnie poszedłby w ślady kolegów. Do Kapsztadu pozostawała jeszcze masa drogi. Zgodnie z instrukcją ominął łukiem osadę górniczą. Na tym terenie obowiązywał bezwarunkowy nakaz trzymania się z dala skupisk ludzkich, często zmieniano trasy. Chociaż, Bogiem a prawdą, śmigłowiec pocztowy nie powinien wzbudzać niczyjej ciekawości. Reiner Looms też ciekawością nie grzeszył. Miał trzydzieści dwa lata, z których sporą część przelatał w służbie sił policyjnych. Służbę dla M/t uważał za niezłą fuchę, a małomówny z natury, nigdy nie rozmawiał ani o celu swych lotów, ani o owym ośrodku Marindafontein.

Zapłonęła amarantowa lampka czujnika.

– Glenn – kapitan zwrócił się do siedzącego obok zastępcy – trzeba sprawdzić.

– Co, co…? – drugi pilot poruszył się półprzytomnie. – Chryste, mamy pasażera na gapę…

– Niekoniecznie – pohamował go Reiner. – Może w kontenerze zabłąkał się jakiś szczur. W każdym razie mamy jakiś ruch w kabinie bagażowej.

– Łączyć się z Centralą?

– Moment, wpierw sprawdzimy. Pułkownik nie lubi pochopnych alarmów! -Poderwał stery, helikopter prawie pionowo wystrzelił w górę. Przez chwilę horwont z zachodzącym słońcem przekrzywił się. ale zaraz wrócił do poziomu.

– Człowiek – powiedział nie spuszczając wzroku z czujnika Looms. – Szczur już by zleciał… Ciekawe!

– Co to za czujnik? – w głosie Glenna zabrzmiała ciekawość.

– Termiczny! Wykazuje obecność istoty żywej w zasięgu dwóch metrów. Mamy dwa takie na górze i dwa na dole komory.

– Dlaczego właśnie tam?

– Bo tylko tam jest dość przestrzeni, aby pomieścić nawet skurczonego osobnika.

– A wewnątrz pojemników?

– W kontenerach są śmieci, odpadki, odczynniki, zachodzą procesy gnilne, wskaźnik termiczny tylko spowodowałby nam mętlik.

– Co robimy? – spytał jeden z milczących z tyłu żołnierzy. – Lądujemy?

– Na to on liczy. Zmrok już zapada. Jest zapewne dość sprawny fizycznie, miałby małe szansę, ale jednak szansę. Zabawimy się inaczej.

Wzrok Glenna poszedł za spojrzeniem dowódcy i zatrzymał się na niewielkiej żółtej rączce po lewej stronie radiostacji.

– Co zamierzasz?…

– Najpierw zawiadomię Centralę!

– Każą ci lądować w najbliższej bazie!

– Zobaczymy! Tu Ważka dwadzieścia trzy, odbiór… Tu Ważka dwadzieścia trzy, odbiór.

– Żadnej reakcji! Jedynie wzrastający szum zakłóceń!

– Mamy pecha, Glenn! Awaria, w takiej chwili!

– Obawiam się, że nie jest to awaria, kapitanie. On nas zagłusza…

– Niemożliwe – skąd by wziął… Zaraz. W jednym kontenerze są odpadki, a w drugim?

– W specyfikacji podano, że aparatura elektroniczna do wymiany. Mówili, żeby uważać ze wstrząsami.

– No i mamy zagłuszarkę. Aparatura pewnie jest na chodzie. Ale to dowodzi, że nasz gość, to żaden pasażer na gapę, tylko element szerszego spisku.

– Co robimy? – włączył się jeden ze strażników.

– Instrukcja numer siedem! – Looms pociągnął za dźwignię. Gwałtowne targnięcie Ważki dwadzieścia trzy. W brzuchu śmigłowca otworzyły się klapy bagażowe, zwolniły automatyczne uchwyty. I dwie skrzynie, jak kanciaste bomby, poszybowały w dół. Glennowi wydawało się, że lecą bardzo długo. Helikopter poszybował w ślad za nimi. Czterej mężczyźni obserwowali, jak metalowe trumny koziołkują, odbijają się od skał, wybebeszają, wreszcie rozsypują i nieruchomieją.

– Świeć panie nad jego duszą – westchnął pobożnie Glenn.

– Nie widziałem żadnego człowieka – warknął Looms.

– Mógł ocaleć?

– Wątpliwe.

Zniżyli się i krążyli na wysokości kilkunastu metrów. Resztki kontenerów rozrzucone były na sporej przestrzeni, pełnej załomów i gęstniejących cieni. Włączyli reflektory.

– Może leży gdzieś przygnieciony – powiedział krępy strażnik o rudej bródce. – Wylądujmy i sprawdźmy.

– Słusznie – poparł Glenn.

Reiner skrzywił się i ruchem głowy wskazał hermetyczne przepierzenie za plecami.

– Sądzi pan, że mógłby się tam utrzymać?

– Nic nie sądzę, jestem ostrożny.

– A czujnik biologiczny?

– Nieprzydatny przy otwartej kabinie!

– To zamknijmy ją!

– Za moment. Na razie pobawmy się jak dziecko skarbonką.

– Co pan mówi?

– Jeśli tam jest, spróbujmy go wytrząsnąć. Uwaga chłopaki.

Did nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Kiedy zobaczył otwierające się luki, chwycił się niewielkiej metalowej listwy. Gwałtowne szarpnięcie omal go nie oderwało… Utrzymał się jednak. Teraz wisiał, szukając nogą oparcia na otwartym uchwycie do kontenera. Listwa była wąska, nie mógł się uchwycić całą dłonią i wisiał zaczepiony jedynie końcami palców. Wreszcie noga natrafiła na występ. Moment ulgi. Śmigłowiec zniżył lot.

Szukają mego ciała – pomyślał. Gorączkowo zastanawiał się nad 7fl dalszym ruchem wroga. Na ich miejscu zamknąłbym luk i lądował zostawiając go w pułapce. Ale nie uczyniono tego. Helikopter nadal krążył wolno i Did postanowił nie zwlekać. Wyciągnął lewą ręką linkę zakończoną kotwiczką i zarzucił ją na metalową szynę przebiegającą w poprzek kabiny. Kotwica zakręciła się parokrotnie. Szarpnął sznur. Powinien trzymać. Teraz owinął go sobie kilka razy wokół przegubu. Gdyby udało mu się zeskoczyć na wspornikową belkę, znalazłby się na wysokości dna kabiny, mając tam pewniejsze oparcie i szersze pole widzenia. Jeśli nawet źle wymierzony skok, linka powinna go utrzymać. Gwałtowne szarpnięcie. Did stracił jakiekolwiek oparcie, zmieciony ze swego miejsca poszybował twarzą w dół. Instynktownie wystawił łokieć. Uderzenie, ból rozdzieranych tkanek, a potem osuwanie się po gładkiej ścianie przekrzywionego śmigłowca. Szarpnięcie linki. Wytrzymała. Helikopter leciał teraz na prawym boku. Kolejne targnięcie oderwało Dauda od ściany i rzuciło w drugą stronę. Minął wspornik, z którym zderzenie mogło mieć śmiertelne skutki, i przygotowany na upadek, zamortyzował go na drugiej ścianie przykurczonymi nogami.

– Chcą mnie wytrząsnąć – pomyślał napinając mięśnie.

– Wyleciał sukinsyn? – dopytywali się strażnicy.

– Jeszcze nie – syknął Looms. – Bydlak jest chyba z żelaza. Słyszycie jak grzechocze. Spróbujmy jeszcze raz.

Glenn patrzył na kołyszącą się ziemię i zrobiło mu się niedobrze.

– Dlaczego on nie wypada tylko obija się o ściany – warczał dowódca. – Przywiązał się czy jak? Zamęczymy bydlaka. Trzymaj się Glenn!

Tym razem nie usłyszeli uderzenia. Wyleciał? Żaden przedmiot nie opuścił jednak śmigłowca. Czyżby znalazł jakieś solidniejsze zaczepienie? Porucznik usłyszał, jak jego dowódca po raz pierwszy ordynarnie zaklął.

– Co robimy? Zamykamy luk? – zapytał.

– Ważka dwadzieścia trzy! Co się u was dzieje, do cholery zgłoście się – zagdakało niewyraźnie z eteru.

W zapale wstrząsania nie zwrócili uwagi, że funkcjonowanie radiostacji po pozbyciu się zagłuszającego bagażu wróciło do normy.

– Zaraz – burknął Looms, jakby szefowie mogli to usłyszeć i uruchomił dźwignię. Coś zazgrzytało paskudnie…

Nie chce się zamknąć kapitanie – wykrzyknął Glenn. – Coś się zacięło.

Did Dass siedział oplatając nogami belkę. Krew ciekła z rozdartego ramienia. W głowie czuł narastający łomot. Zdążył jednak zauważyć drgnięcie klap. Gdyby uwagi Loomsa nie odwrócił głos z Cenrali, uciekinier by nie zdążył. A tak, nim dłoń pilota przesunęła dźwignię do końca, Did zaklinował w zawiasach swój mocny nóż. Kabina pozostała otwarta.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piąty odcień zieleni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piąty odcień zieleni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piąty odcień zieleni»

Обсуждение, отзывы о книге «Piąty odcień zieleni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x