Rafał Ziemkiewicz - Czerwone dywany, Odmierzony krok
Здесь есть возможность читать онлайн «Rafał Ziemkiewicz - Czerwone dywany, Odmierzony krok» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czerwone dywany, Odmierzony krok
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czerwone dywany, Odmierzony krok: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czerwone dywany, Odmierzony krok»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czerwone dywany, Odmierzony krok — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czerwone dywany, Odmierzony krok», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kryzys zaczął się w kilka godzin po śmierci Potapowa, gdy siedziałem w kajzer klubie przy rogu Novaragasse i Zirkusgasse, czekając na odpowiedź Don Lucia. Tak jak zawsze, pierwszym objawem była nagła słabość mięśni i ból stawów, jakby ktoś miażdżył mi kości obcęgami. Potem nadpłynęła fala zniechęcenia i przygnębienia. Z przeraźliwą jasnością uświadomiłem sobie, że cała moja robota nie ma za grosz sensu. Że Don Lucio, gdy dotrze do niego wiadomość o moim telefonie, wzruszy tylko ramionami. Że jeśli nawet zgodzi się na spotkanie i zainteresuje sprawą, to cupola nigdy nie zechce inwestować takiej forsy w interes, który za kilka lat może pochłonąć następna wojna. I że nawet gdyby chciała zainwestować, nie dojdziemy do ładu z muslimami, a jeśli, powiedzmy, dojdziemy, to po kilku miesiącach ci, z którymi udało się dojść do ładu, zostaną pozarzynani przez kolejnego szaleńca, który dorwie się tam do władzy, i wszystko trzeba będzie zaczynać od początku. A wtedy, pochylony nad rozjarzonym czerwonawą fluorescencją blatem stolika, wiedziałem, byłem pewien, że nie znajdę już dość sił, by cokolwiek zacząć od początku.
Przed oczyma ciągle miałem to, co zostało z Potapowa. ale nie czułem radości. Niczego nie czułem. Kompletne odrętwienie. Na co to wszystko, Skrebec? – pytałem w milczeniu swego widmowego odbicia na fosforycznej gładzi blatu. Dzisiaj żyjesz, jutro gnijesz – szkoda czasu na ambitne plany, życie zmarnujesz, a wszystko i tak się pewnego dnia rozsypie przy wtórze złośliwego śmiechu.
Wiele razy, gdy moja tarczyca, rozregulowana latami hormonalnej stymulacji, zaczynała zalewać organizm tym obezwładniającym koktajlem chemikaliów, a z jakichś względów nie mogłem sobie pozwolić na kontrę bustera, zastanawiałem się, jaki to wszystko miało początek. Od którego momentu nie mogłem już zawrócić. Cofałem się w gorzkich rozmyślaniach coraz dalej w swą przeszłość i zawsze dochodziłem w końcu do tego samego momentu: ja, mały chłopiec, siedzący na dywanie dużego pokoju, przed telewizorem, i migoczący ekran, na którym barwne plamy i kreski układają się w mapę dawno minionych czasów. Po tej mapie wędrują kolorowe strzałki, wędrują, rosną i zmagają się ze sobą, przesuwając linie frontów oraz granic, a ja chłonę to napięty aż do bólu, wsłuchany w płynące spoza kadru opowieści lektora. A potem w czasie lekcji bazgrzę w zeszycie, pozwalając myślom pleść się swobodnie. Rysuję długopisem na kratkowanym papierze zawsze to samo: sztabowe strzałki. Strzałki białe i czarne, kwadraciki, ciągłe i przerywane linie – wymarzone bitwy nieistniejących armii. Całe okładki zeszytów, całe sterty kartek zamazanych sztabowymi strzałkami. Wniknęły do mojego serca, wykiełkowały w chłopięcych marzeniach i wszystko, co się potem zdarzyło i co jeszcze się miało zdarzyć, było mi już od tego momentu pisane.
A tymczasem przede mną, na zajmującym całą ścianę klubu telebimie staruszka Europa świętowała wytęskniony pokój. Pośrodku wielkiej sceny w Staatsoperze Najświętsza Panna głaskała się po pośladkach i udach, dysząc przy tym i postękując w rytm obłąkańczego klangu Pompowanego zawzięcie na basie przez rosłego Murzyna. Nie miała na sobie nic poza szerokoskrzydłym zakonnym kornetem i opinającymi ciało popręgami z lśniącej czernią skóry; srebrny krucyfiks między wymionami lśnił w smugach barwnego światła, rozrzucając na wszystkie strony kolorowe refleksy. Chłopcy na stanicach lubili oglądać Najświętszą Pannę i te jej numery z branzlowaniem się na scenie. Ksiądz Kowaluk wściekał się i klął, że pozdychają bez rozgrzeszenia, ale tyle tylko mógł zrobić. Jacy chłopcy byli, tacy byli, ale w końcu gdyby nie oni, to by się na wschód od Bugu ani jeden kościół nie uchował.
Setny księżulo, swoją drogą. Wiedziałem, że jak już opieprzy mnie za Potapowa, to westchnie w końcu: „Ja wszystko rozumiem, synu, ale czy ty, który powinieneś być dla tych chłopców wzorem, musiałeś to zrobić osobiście?!” I że ja się wtedy roześmieję w głos, jak zawsze, gdy ksiądz Kowaluk brał się mnie pouczać, i rzucę w kratę konfesjonału: „Ej, ojcze wielebny, co wy tam wiecie!”
Oczywiście, że musiałem. Do chłopców należała ochrona Sawki Potapowa, ale on sam – do mnie. I to, że wyprułem w niego z kałasznikowa cały magazynek igłowych pocisków, z których każdy wystarcza, by zamienić człowieka w ociekający, lepki ochłap, nie wynikało za grosz z jakiejś szczególnej zawziętości. Kto by tak sądził, ten nigdy nie pojmie Dzikich Pól. Jedną kulą w łeb można wysłać do świętego Piotra jakiegoś drobnego kapusia czy prostego rezuna, ale nie kogoś, kto przez lata trząsł krajem, kogo nienawidzono, bano się, kogo słuchano i kogo wielbiono tak, jak się bano, słuchano i wielbiono Potapowa. Po prostu dlatego, że gdy czumacy będą przy kielichu sobie opowiadać, jak Krwawemu Sawce priokliatyj Poliak wypuścił bebechy, to ta opowieść musi, cholera jasna, brzmieć, jak na Krwawego Sawkę i priokliatogo Poliaka przystało.
Zresztą, co trzeba przyznać, skurwysyn czy nie, ale na te czumackie opowieści na pewno sobie zasłużył. Nawet jeśli połowa z tego, co opowiadali rozkochani w swym papachenie rekietierzy, była wyssana z palca. Tyle się przecież przez te kilka lat wyroiło atamanów, watażków, bossów, komandirów, bejów, i jak im tam jeszcze; każdy, kto mógł, wolał skrzyknąć ludzi i iść z nimi na całość, zamiast gnić w nędzy i czekać podłej śmierci – a przecież o nikim takich historii nie opowiadano: że zgadywał myśli, przewidywał przyszłość, a jak na kogo popatrzył, to, gadano, na wylot widział. A jeśli tak spojrzał i kazał, to nie było silnego, żeby się oparł, choćby mu Sawka powiedział: „Bierz, swołocz, linę i wieszaj się”. Ktoś, kto zrobił z Sawka to, co ja, stawał się dla ruskich jeszcze większym bogiem od niego. I to się liczyło. Nie to, że był łajdakiem, jakiego nawet w tych wyjątkowo dla drani sprzyjających czasach długo by szukać.
Znałem faceta tylko po trupach, ale możecie mi wierzyć, że był to sposób, żeby poznać Sawkę Potapowa od najlepszej strony. Nigdy nie miały one oczu i z reguły można było te oczy znaleźć w ich żołądkach. Miały też języki porozcinane nożami wzdłuż na dwoje – chłopcy Sawki nazywali to „robieniem węża” – i powbijane w czaszkę gwoździe. Tę ostatnią metodę perswazji rekieterzy szczególnie sobie umiłowali i podobno dochodzili w niej do perfekcji. Potrafili każdy gwóźdź wbijać godzinami, tak, że mijał jeden, drugi dzień, a człowiek wciąż żył i tylko błagał, żeby go wreszcie dobić.
Pewnie, hezbislamy też potrafią nad tobą zdrowo wydziwiać, nim cię wyślą do Allacha, i Dońce sukinsyny rzadko kogo normalnie ubiją, żeby tam pierduł i po krzyku… W ogóle nie ma spasa, żeby na wojnie robić za jaką dziewicę. Mnie też kiedyś nerwy puściły, jak mi rezuny pod samym bokiem spalili wieś. Ale to normalne historie. Z Egzekutywą – bo tak się sukinsyny nazwali w nostalgii za minioną chwałą imperium – takich normalnych, zwykłych spraw nawet i porównywać nie warto. U ruskich mówili, że jeszcze jak Sawka był w KGB, to próbowano go wycofać z mordkomanda, bo za bardzo pokochał pracę. Tylko że KGB już wtedy szło na psy, Sawka w porę prysnął i wypłynął potem u Gaugazów, przy szajtan lawasz. Na szajtan lawasz wyrósł na cara, no i on go w końcu zgubił.
Najświętsza Panna w Staatsoperze na dobre już sobie dała spokój ze śpiewaniem, tylko przeginała się to w przód, to w tył, i wydobywała głębokie aż z samej macicy, ekstatyczne dźwięki. Kamera raz po raz po zataczała krąg po widowni, kilkakrotnie realizator dał zbliżenia na lożę honorową, wciąż z tym stękaniem i basowym pulsem w offie. Na chwilę uniosłem wzrok, szukając naszego kacapa, ale takich gości nie sadzano w pierwszych rzędach; w kadrze mieściła się tylko siwizna i farbowane ondulacje głównych dostojników Rady Europy oraz, naturalnie, Arabowie – ci ostatni z tak kamiennymi twarzami, jakby się akurat eksterioryzowali. Wreszcie artystka oraz jej czarny basista doszli do szczęśliwego finału, sypnęły się brawa i wtedy właśnie odezwał się Dilijczan.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czerwone dywany, Odmierzony krok»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czerwone dywany, Odmierzony krok» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czerwone dywany, Odmierzony krok» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.