Mirosław Jabłoński - Czas wodnika
Здесь есть возможность читать онлайн «Mirosław Jabłoński - Czas wodnika» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czas wodnika
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czas wodnika: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas wodnika»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czas wodnika — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas wodnika», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Kadet Bronsky melduje się na rozkaz! – wyrecytował bez zająknięcia, zapominając zdjąć czapkę i zastygł na baczność.
– Spocznij! – powiedział komendant. – Czapka!
Bronsky pośpiesznie chwycił furażerkę i umieścił ją pod lewą dłonią na biodrze. Popatrzył na starego. Komendant był starszym mężczyzna w stopniu pułkownika, o dobrotliwym wyrazie twarzy, jednak legenda jednostki głosiła, że to nie byle jaki drań tak dla swoich, jak i obcych. Wszyscy – i kadra, i żołnierze – nazywali go "Rekinem". W Wietnamie dawał komunistom nieźle do wiwatu, a wycofanie się stamtąd do Ameryki uznał za zdradę polityków i swoja osobistą tragedię. Jednak jak u większości ludzi wszystko u niego zależało od nastroju. Dzisiaj najwyraźniej czuł się dobrze.
– Siadaj, Bronsky – polecił. – Wezwałem cię, bo przyszły wyniki twoich badań.
– Tak jest! – powiedział Bronsky, bo nic innego nie przyszło mu do głowy, i usiadł sztywno na fotelu przed biurkiem komendanta.
Ten szeleścił przez chwilę papierami, aż z westchnieniem ulgi znalazł ten właściwy.
– O, mam! Posłuchaj: wojskowa komisja lekarska dziewiętnastej dywizji… i tak dalej… w składzie… to nieważne… dnia… o, tutaj, uznaje kadeta Bronsky'ego Roberta za niezdolnego do dalszej służby wojskowej. Wniosek do realizacji: natychmiastowe zwolnienie do cywila!
– Ależ, panie pułkowniku! – wyrwał się Bronsky. – Co powie mój ojciec? To marzenie jego życia, bym został oficerem!
Komendant postukał długopisem w zęby.
– Własnych marzeń nie masz? – zapytał.
– Nnnie…
– To będziesz się musiał o nie postarać. W wojsku nie ma miejsca dla ludzi, którzy nie umieją odróżniać prawej nogi od lewej! To zresztą nie twoja wina, coś jakby choroba, niegroźna, ale i nieuleczalna. Posłuchaj uzasadnienia. Nie będę ci czytał wyników, bo nic byś nie zrozumiał. Ja także nic, ale nasz lekarz wyjaśnił mi mniej więcej, o co chodzi. To nie ty pomyliłeś sobie strony, jako dziecko przekomarzając się z rodzicami, którą masz lewą, a którą prawą rękę. To był właśnie najwcześniejszy przejaw twojego defektu.
Okazało się, że masz jakieś zwarcie w mózgu, tak mi to powiedziano, czy dodatkowe połączenie między jego półkulami. Normalnie lewa zawiaduje prawą stroną ciała i vice versa. A u ciebie są jakieś niemożliwe do przewidzenia przeskoki – to prawa, to lewa półkula mózgowa na przemian sterują obiema połowami twego ciała. Nie dało się tego usunąć nawet pod hipnozą, wiec nie jest to rzecz nabyta. W praktyce wygląda to tak, że gdy ci wydać komendę: w prawo zwrot!, to ty się musisz najpierw namyślić, a i tak nie wiadomo, co zrobisz. A nie daj Bóg, powiedzieć ci, że wróg z lewej, to własnych żołnierzy wystrzelasz! Sam rozumiesz, że musimy cię zwolnić.
Bronsky chwilę przetrawiał decyzję. Wojsko na pewno nie było jego żywiołem, ale co powie ojciec?
– Co mam teraz zrobić, panie komendancie? – zapytał. – Ojciec nie przeżyje tego. Mundur to dla niego wszystko!
Znów to denerwujące stukanie długopisem o zęby…Rekin" namyślał się.
– Przeżyje, przeżyje – powiedział wreszcie – a jak nawet nie, to lepiej dla ciebie. Cóż ci mogę poradzić? Wstąp może do policji, tam się nie maszeruje tyle i nie salutuje. Masz dobre wyniki testów, jesteś inteligentny, bardzo dobrze strzelasz z obu rąk… Tak, tam się im przydasz! Jutro z. rana rozliczysz się u szefa kompanii i możesz wracać do domu.
Jerome rozsiadł się wygodnie w fotelu i podzwaniając kostkami lodu w szklance whisky, zapatrzył się w telewizor. Lubił westerny i żałował, że teraz już się ich nie kręci. Jego zdaniem to właśnie przeintelektualizowani filmowcy zabili western jako gatunek, odchodząc w imię jakichś bzdurnych poszukiwań psychologicznej prawdy od starego, dobrego schematu. Dziwne tylko, że producenci im na to pozwolili. On sam nie miał nic przeciwko schematom. Całymi godzinami mógł oglądać stare westerny. Tak jak dzisiaj. Właśnie wspaniały Glenn Ford. prowadzący spokojne życie sklepikarza, ćwiczył za miastem strzelanie. Tak naprawdę to był rewolwerowcem, który postanowił zerwać z bronią. Chociaż Jerome widział ten film dziesiątki razy, to ciekaw był co będzie dalej. Kamienie na pylistym gruncie podskakiwały jak oszalałe po każdym strzale.
Dobry jest! – pomyślał z. uznaniem Jerome.
Zaczął się zastanawiać, jak to zrobili? Na pewno pod każdy kamyk podłożyli spłonkę czy maleńki ładunek wybuchowy i zdetonowali elektrycznie. Mimo to dobrze się ogląda.
Na ulicy przed domem zahamował samochód. Jerome nie spodziewał się nikogo, więc nie zwrócił na to należytej uwagi. Dopiero gong u drzwi oderwał go od ekranu. Odwrócił się z niechęcią. Kto to mógł być? Od miesięcy, odkąd Elen odeszła, nikt do niego nie przychodził o tej porze. Gong odezwał się znowu. Wściekły Jerome wyłączył pilotem video i szurając pantoflami, poszedł do przedpokoju. Wyjrzał przez wizjer, ale to. co zobaczył, nie natchnęło go ufnością. Dwóch facetów o wyglądzie gliniarzy. Czego mogą chcieć?
– Kto tam? – zapytał.
– To ja, Jack Hogden! Otwórz, Jerome!
Po plecach Jerome'a przeleciał prąd. Jack? Po tylu latach? Ale wcale niepodobny! Widać to pomimo ciemności.
– Nie łżyj, człowieku! – powiedział Jerome. – Wid/ę cię przez wizjer. Głos masz nawet podobny do niego, ale twarz nie. A ten drugi to kto'.' Może powiesz, że żona Hogdena, co? Lepiej spływajcie obaj. Mam w garści odbezpieczeni} czterdziestkę piątkę i mogę wam narobić przykrości. No!
Ostatnie.,no!" miało zabrzmieć szczególnie groźnie, jako że Jerome nie miał żadnej broni, w całym domu jej nie było, ale też nie była mu potrzebna. Za to zupełnie odruchowo ściskał rączkę parasola. Ten zza drzwi nie dawał jednak za wygrana.
– Jerome, to naprawdę ja. Mam na twarzy maskę i nie każ mi, do cholery, tłumaczyć wszystkiego przez drzwi! Pamiętasz nasz wierszyk z dzieciństwa? Mała biedronka ma kropek jedenaście…
Jerome zdecydował się.
– …jedenaście razy przeleciałem ją właśnie! Otwieram!
Odsunął skobel potężnej zasuwy i wpuścił obu mężczyzn. Na dworze padało.
– Rozbierzcie się. ty, Hogden, plus jeden!
Zapomniał odstawić parasol i walczący z mokrym płaszczem Hogden zauważył to.
– Wychodzisz? – spytał.
Zanim Jerome zdążył otworzyć usta, odezwał się towarzysz Hogdena. Był szczupłym, wysokim i zaniedbanym młodym mężczyzną. Robił wrażenie nieudacznika, który z wyróżnieniem skończył uniwersytet, a potem utonął w życiu. Teraz obciągał na sobie kusy garniturek. Jerome'owi przypominał kogoś.
– To chyba ta czterdziestka piątka, którą twój przyjaciel nas straszył. Jerome zezłościł się nagle, że tamten to odgadł. Hogden zatarł zmarznięte dłonie.
– Chyba tak. No, co? Teraz mnie poznajesz, Jerome?
– Tak, chociaż ta elastyczna maska bardzo cię zmienia. •
– Jak się domyślasz zapewne, o to właśnie chodzi. A popatrz na mojego kumpla, czyż nie jest podobny do ciebie?
Dopiero teraz Jerome zrozumiał, dlaczego tamten wydawał mu się znajomy.
– Cóż, do cholery?! – zdenerwował się znowu. – Teatr zakładacie? To do ciebie niepodobne, Jack. Coś knujesz, a ja nie jestem ciekaw, co to takiego. Ostatnie zaspokojenie ciekawości kosztowało mnie dziesięć lat pudła i nadzór, który, jak pewnie o tym wiesz, będzie trwał aż do wieczności. Do mojej wieczności, Hogden!
– Coś o tym słyszałem – Jack skrzywił się niechętnie, jakby go nagle zabolały zęby. – Było w telewizji. Nie będę ukrywał, że my w tej sprawie. Nic poczęstujesz nas drinkiem? l odłóż wreszcie ten parasol, bo gotów jeszcze wystrzelić!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czas wodnika»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas wodnika» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czas wodnika» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.