Marek Hemerling - Diabelska Maskarada

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Hemerling - Diabelska Maskarada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabelska Maskarada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Maskarada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tarcza kontynentu falowała jakby stanowiła ją nie skalista równina, lecz powierzchnia wzburzonego oceanu. Jakaś potworna siła napierała od wewnątrz, rozdymając zastygłe od wieków formy geologiczne. Ruchy te miały swoje centrum, w którym upiorny taniec osiągał maksymalne natężenie. Wreszcie kamienna skorupa nie wytrzymała zmiennych naprężeń i poddała się uwalniając gigantyczny gejzer rozgrzanych do czerwoności głazów. Różnica temperatur powodowała, że w zetknięciu z lodowatą atmosferą Gelwony pękały niczym świąteczne fajerwerki.
(fragment książki)

Diabelska Maskarada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Maskarada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Aura! – przypomniał sobie. – PRAWDĄ JEST AURA – obraz kamiennej maski przedstawiającej jego twarz. – Wydzielasz nietypową aurę – słowa mutanta, dziwne, niezrozumiałe.

Pojazdy zacieśniają pierścień obławy.

Strach, podsycany nieustającą obecnością zawodzącego dźwięku. Jak długo jeszcze? O Nieba, gdyby można było rozerwać tę upiorną pętlę, wydostać się z zaklętego kręgu…

POTRAFISZ – rzeźwiący dotyk chłodnej wody – czerwonawe kręgi znikające pod dotykiem palców – rozpaczliwy haust trującej atmosfery, przeobrażający się w łyk ożywczego powietrza – hermetyczny pojemnik, w którym spoczywa ciało Klauda…

Czy to wszystko zdarzyło się naprawdę? Czy wolno wierzyć w coś, co mogło być wytworem obłąkanej wyobraźni?

Niebezpiecznie blisko rozkwita kielich śmiercionośnego żaru. To fakt pierwszy. Drugim jest coraz bliższa tyraliera łaciatych pancerzy. I to wycie, zagłuszające nawet brzmienie własnych myśli. I obrazy – poszarpane, chaotyczne strzępy wspomnień, o których nie wiadomo, czy są fragmentami rzeczywistości czy majakliwych snów. Czyste szaleństwo. Musisz je po prostu zaakceptować, jeśli zostałeś na nie skazany. Nieważne przez kogo i po co. Noworodek nie zadaje takich pytań przychodząc na świat. Noworodek nie zadaje żadnych pytań. Wchodzi w życie, mimo że też jest ono pewnym rodzajem szaleństwa.

– A jeśli tak właśnie ma być? Nigdy się tego nie dowiem, nigdy nie zrozumiem do końca…

Czas nagli.

Rozpaczliwy skok – szczelina – czołganie się. Kawałek odkrytej przestrzeni. Trzeba zaryzykować…

Eksplozja – grad skalnych odłamków, żar. Tom poleciał w bok, chwilę szorował po pochyłości. Stabilizacja. Z drugiej strony kpiący pysk łaciatego pojazdu. I jeszcze jeden. Krótki wylot emitera wolno zwraca się w kierunku doskonale widocznej ofiary. Edgins, rozpłaszczony na brzuchu, czeka na strzał…

– Gdybym miał broń – szepce. – Cokolwiek, byle nie ginąć tak głupio…

Celne trafienie – bliższy pojazd zakręcił w miejscu jak dziecinny bąk, zahaczając ognistą wiązką o sąsiada. Droga wolna. Edgins patrzy ze zdziwieniem na swoje dłonie i widzi kolbę atatronu wpasowaną w rękawicę skafandra.

KALECZYSZ MASKĘ ŚWIATA

– Ja chyba zwariuję.

Wprawnym ruchem zarepetował broń i klucząc jak ścigane zwierzę, pobiegł w nieznane. Wszystko już dawno przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko on sam – Tom Edgins – a raczej to, co z niego zostało: cierpienie, strach, nienawiść. I chęć odwetu.

– Zobaczymy teraz, jacy jesteście odważni – myślał dopadając do szczytu upatrzonego rumowiska. – Banda gówniarzy, polująca na bezbronnego. Parszywe, zadowolone z siebie skurwiele!

Miał ich jak na dłoni. Naliczył szesnaście pojazdów. Strzelały na oślep, kierując się w stronę kanionu.

– Pudło – mruknął Edgins, biorąc na cel łaciaty bok najbliższego. – Już mnie tam nie znajdziecie. Gdybym mógł was wytłuc jedną salwą…

Zamknął obwód eksplodera. Grzmotnęło aż miło. Błyskawicznie przerzucił wizjer celownika na następny pojazd, potem oderwał broń od ramienia i wyprostował się powoli. Było już po wszystkim.

Przewiesił atatron przez plecy i odwrócony tyłem do miejsca potyczki, zaczął schodzić ze szczytu rumowiska. Osiemnaście płonących wraków otaczało kanion ognistym różańcem. Koniec. Załatwił ich. Nie miał tu już nic do roboty.

– To nie było wcale takie trudne – myślał. Ogarnęło go coś w rodzaju zadowolenia. Uczucie tępego triumfu i satysfakcji.

Kawałek dalej wyszedł na gładki teren. Ciągle padał deszcz, czy jak to tam nazwać. Burza, która pojawiła się w najbardziej odpowiednim momencie. I ten atatron – ciągle czuł jego ciężar. Masywna kolba waliła w plecy, przypominając z każdym krokiem o swojej krzepiącej obecności.

Na tle sinofioletowych chmur przesunął się mały, czarny punkcik. Basowy pomruk rósł w miarę jak nowy obiekt zmniejszał dystans dzielący go od miejsca niedawnego starcia.

– Następny – pomyślał Edgins, a broń nie wiadomo kiedy mile zaciążyła w dłoniach. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby się ukryć. Wziął intruza na cel. W powiększającej szczelinie wizjera rozpoznał sylwetkę spacerowego VAC-a. Na takich jednostkach nie było miejsca na zainstalowanie uzbrojenia. Uspokojony opuścił miotacz i ruszył swoją drogą.

31.

Fuertad oszukał. Zlekceważył wolę obel-borta i wydał ten nieszczęsny rozkaz. Ubirowi nawet nie dano okazji do wyrażenia protestu – cyboty nie dopuściły go do dyspozytorni, z której kreator zawiadywał poszukiwaniami. Bunt, rebelia, wszystko stracone.

Nie bardzo wiedząc po co to robi, Ubir nuf Dem ubrał się w skafander i czym prędzej uruchomił VAC-a. Tego mu nie mogli zabronić. Nie mogli też porozumiewać się inaczej niż za pomocą uniradu. Śledząc tok rozmów, obel-bort znał każdy ruch kołujących szturmowców i katował pięściami pulpit łączności. Fuertad pomyślał o wszystkim. Dowódcy sześciu bojowych jednostek respektowali jedynie rozkazy docierające ze Stacji, poprzedzone w dodatku zmiennym kodem, którego zasady ustalania Ubir nuf Dem nie znał i nie potrafił rozszyfrować. Gdy jednak mimo to wtrącił się do rozmowy polecając natychmiastowy powrót, otrzymał pełną ozdobników odpowiedź informującą, że jego podkomendni też mogą udawać obel-borta i jeżeli żartowniś nie pokaże na ekranie swojej twarzy, nikt nie uzna go za tego, za kogo chce być uważany. Prawdziwy komendant Gelwony jest chwilowo niedysponowany i w związku z powyższym kreator Fuertad sprawuje pełnię władzy. A VAC – mały, spacerowy VAC – nie miał urządzeń transmitujących wizję. Na tym polegało całe nieszczęście. Obel-bort mógł tylko słuchać. I słuchał chciwie.

– Co za podłość! – wybuchał od czasu do czasu. – Co za perfidia! – zaraz jednak nakazywał sobie spokój, wyłapując z drżeniem serca płynące nieprzerwanym ciągiem komunikaty. – Może ich nie znajdą przed wyznaczonym terminem. O Nieba, jakby to było wspaniale!

Znaleźli. Radosny głos informował, że poszukiwany kolapter znajduje się w trudno dostępnym paśmie górskim, na styku Trzeciego i Czwartego Kontynentu.

– Zlikwidować – padła natychmiastowa komenda Fuertada.

– Morderca! – krzyknął Ubir nuf Dem. – Nie wolno wam tego zrobić! Ja… ja rozkazuję… – umilkł, zorientowawszy się, że nikt go nie słucha. Widocznie kreator zmienił pasmo łączności. Obel-bort, nie próbując nawet odszukać nowych parametrów rozmowy, pognał we wskazanym kierunku, wyciskając z grawitonowego silnika cały zapas mocy.

Wiedział, że i tak nie pomoże żadnej z tych dwóch istot, stanowiących całą treść jego życia. Właściwie pragnął tylko jednego: zginąć razem z tymi, których kochał i niech to się już wreszcie skończy.

Gdy zszedł pod pułap deszczowych chmur, zobaczył kilkanaście dogasających wraków, otaczających coś, co kiedyś było malowniczym kanionem o stromych, postrzępionych ścianach, a obecnie stanowiło ledwie zabliźnioną ranę na ponurym obliczu planety. I ani śladu szturmowców. Czyżby stał się cud?! Nadzieja załopotała w piersiach obel-borta.

– To on – wyszeptał, dostrzegając w dole miniaturową figurkę otoczoną świetlistą aureolą. – To na pewno on!

Lądowanie w tak trudnym terenie było niesłychanie ryzykowne, zwłaszcza dla kogoś, kto, tak jak obel-bort; od dawna nie miał do czynienia z przyrządami ręcznego sterowania. Minio to postanowił spróbować. Mało tego – próba musiała dać wynik pozytywny. Inne rozwiązanie po prostu nie wchodziło w rachubę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabelska Maskarada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Maskarada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Robert Sheckley - Diabelska maszyna
Robert Sheckley
Terry Pratchett - Maskarada
Terry Pratchett
Jo Beverley - Diabelska intryga
Jo Beverley
libcat.ru: книга без обложки
Ireneusz Kamiński
Martin Kat - Diabelska wygrana
Martin Kat
Stephanie James - Diabelska cena
Stephanie James
Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa
Frederick Forsyth
Marek Huberath - Miasta Pod Skałą
Marek Huberath
Отзывы о книге «Diabelska Maskarada»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Maskarada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x