Marek Hemerling - Diabelska Maskarada

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Hemerling - Diabelska Maskarada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabelska Maskarada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Maskarada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tarcza kontynentu falowała jakby stanowiła ją nie skalista równina, lecz powierzchnia wzburzonego oceanu. Jakaś potworna siła napierała od wewnątrz, rozdymając zastygłe od wieków formy geologiczne. Ruchy te miały swoje centrum, w którym upiorny taniec osiągał maksymalne natężenie. Wreszcie kamienna skorupa nie wytrzymała zmiennych naprężeń i poddała się uwalniając gigantyczny gejzer rozgrzanych do czerwoności głazów. Różnica temperatur powodowała, że w zetknięciu z lodowatą atmosferą Gelwony pękały niczym świąteczne fajerwerki.
(fragment książki)

Diabelska Maskarada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Maskarada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Główny Modyfikator na pewno to zrozumie. Za godzinę Gelwona wywoła Centrum Wybiórcze i on – kreator Fuertad – przedstawi wszystkie swoje dowody. Koniec obel-borta, koniec tego napuszonego arystokraty, któremu się zdaje, że ma tu coś do powiedzenia. Za paraliżowanie akcji kontrującej nie pogłaszczą go po głowie. To przecież nie są żarty. Klęska Gelwony stawia pod znakiem zapytania przyszłość Związku Solarnego. Strach pomyśleć, co by się mogło zdarzyć.

– Jeszcze godzina – mruknął kreator, spoglądając z obawą na kanciasty przetrwalnik, w którym spoczywał Tom Edgins. – Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego jego pamięć nie poddaje się infiltracji – drobna piąstka uderzyła w klawiaturę pulpitu, a ekrany odpowiedziały serią nie skoordynowanych błysków. – Musi być przecież jakiś powód.

Żywe zapalniki z zakodowanym programem działania. Przypadek Tietza podsunął kreatorowi właściwe rozwiązanie. To, co początkowo brał za halucynacje, musiało być impulsem popychającym skazańca do zniszczenia znienawidzonego otoczenia. Fuertad nawet domyślał się, jaki rodzaj uszkodzeń podkorowych może dać podobne efekty. Jeszcze tylko godzina.

– Sami uruchamialiśmy reakcję, pakując w nich FZ-ety i wystawiając na działanie gelwońskiego promieniowania – głowa starca osunęła się na oparcie fotela. – Mam nadzieję, że jeszcze nie jest za późno. Wystarczy zlikwidować całą podesłaną grupę i wyłuskiwać następnych, w miarę jak będą się pojawiać.

Gdyby nie rozkaz komendanta, on – kreator Fuertad – już dawno wykonałby odpowiednie posunięcia. Niestety, decyzja obel-borta – decyzja kretyna, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości – wydana podczas Procedury Obszaru Zamkniętego, stanowiła prawo. Prawo, któremu nie sposób się przeciwstawić.

– A zatem: rozkaz, panie komendancie – wąskie wargi zastygły w drapieżnym ugięciu. – Jestem pewien, że Główny Modyfikator wykaże więcej rozsądku. Musi wykazać. A wtedy…

Wyraz triumfu prześlizgnął się po pomarszczonej twarzy. Fotel, poderwany gwałtownym uderzeniem sękatych palców, ruszył w stronę wyjścia. Już niedługo. Za niecałą godzinę on – kreator Fuertad – zajmie miejsce obel-borta i uratuje Gelwonę, udowadniając po raz kolejny swoją niezastąpioność.

– Tak było zawsze, tak jest i będzie – myślał z satysfakcją, mijając już na korytarzu sylwetki wyprężonych strażników. – I biada tym, którzy tego w porę nie zrozumieli.

Hermetyczne drzwi zamknęły się za nim bezgłośnie, a w pustym laboratorium zapanowało grobowe milczenie. Porozstawiane w płytkich wnękach cyboty trwały w nieruchomym oczekiwaniu, obejmując swoim polem kontroli kanciasty przetrwalnik z majaczącą wewnątrz sylwetką uśpionego człowieka.

Rozrywające gładź posadzki zielone kiełki nie wywołały żadnej reakcji ze strony bezrozumnych strażników. Ich program nie przewidywał takiego zjawiska, nie wszczęto więc alarmu, nie zniszczono zaczątków nowej rzeczywistości, nie zrobiono nic.

A w odległości kilku metrów od przetrwalnika Toma Edginsa wyrastał krzak najprawdziwszego bzu – obsypany rojem zielonych liści, zwieńczony bukietem pachnących kwiatów. Kaleczył maskę świata.

28.

Wychodząc na korytarz, natknęli się na kolejne krzaki bzu, wokół których widać było grupki zdziwionych ludzi.

– Ładny kocioł – pomyślała Liz torując sobie drogę wśród rozgadanego personelu Stacji. – Dzieje się tu coś dziwnego i niech mnie szlag trafi, jeżeli zgadnę do czego to wszystko zmierza.

Była jednak zdecydowana doprowadzić swoje zamierzenia do końca. Po prostu nie miała innego wyjścia. Zamieszanie, jakie wywołał bez, zwiększało szansę realizacji szalonego przedsięwzięcia. Na pierwszym punkcie kontrolnym nikt nie zwrócił na nich uwagi. Dowódca posterunku wydzierał się do ściennego autofonu, a jego podkomendni podziwiali grubiejące z minuty na minutę pnie karłowatych drzewek.

– Zwariowało. Wszystko zwariowało – mamrotał Howden, nie odstępując Liz ani na krok.

Przepychali się przez ciągle rosnący gąszcz i stłoczonych na korytarzach ludzi. Stanęli dopiero przy szybach komunikacyjnych. Windy były przepełnione, niektóre nie działały. Liz pociągnęła Howdena w stronę awaryjnych schodów.

– Szkoda czasu – mruknęła przez ramię. – To zamieszanie ułatwi nam robotę, ale musimy się śpieszyć.

Zbiegając w dół zobaczyli na podeście kolejny krzak. Majaczyła koło niego sylwetka jakiegoś człowieka.

– To on! – krzyknął Howden wyrywając broń z kabury. – Uważaj! – odepchnął Liz pod ścianę i strzelił. Ognista smuga przeszła przez widmową postać, nie czyniąc jej żadnej krzywdy. Gałęzie zamigotały języczkami płomieni.

– Iris – wyciągnięta ręka prawie rozmywała się w powietrzu. – Czy mi przebaczysz?

Ryk syreny alarmowej. Sufit pulsujący gamą ostrzegawczych kolorów. Trzask ognioodpornych grodzi.

– Ty idioto! – Liz biła Howdena pięściami po piersi, twarzy, gdzie tylko się dało. – Ty skończony idioto!!!

Upadł prosto w płonącą kępę i rycząc z bólu stoczył się po blaszanych schodach w dół.

– Odcinają poziomy – myślała gorączkowo Liz. – Ten eunuch przez swoja głupotę spowodował pożar. Wszystko stracone.

Stała przez chwilę nieruchomo, skupiona, ze zmarszczonym czołem, a potem pobiegła z powrotem na górę, zagłuszając łomotem podkutych butów rozpaczliwe wrzaski Howdena.

Paliło się wszędzie. Każdy krzak, każda gałązka bzu otoczona była aureolą migotliwych płomieni. Ludzie próbowali tłumić pożar. Pod nogami walały się zużyte gaśnice. Ktoś wołał o pomoc, ktoś inny wydawał rozkazy. Nikt nie zwrócił uwagi na Liz, przebijającą się uparcie w jednym kierunku – do laboratorium.

– To jedyna okazja – myślała torując sobie drogę w pląsającym piekle. – Zabić Fuertada. W tym burdelu nikt tego nie zauważy, a ja będę miała wreszcie spokój.

Jakiś nadgorliwiec próbował zagrodzić jej drogę. Wrzeszczał jak opętany. Zrozumiała tylko jedno słowo: ewakuacja. Dostał w nos i więcej go nie widziała.

Ostatnia krzyżówka. Korytarz wiodący do laboratorium był względnie spokojny – pojedyncze źródło ognia ominęła bez trudu. Wszędzie pełno dymu, za to ani śladu strażników. Chyba dotarła do nich wiadomość o ewakuacji. A Fuertad? Ogarnął ją strach.

– Mam nadzieję, że jest w środku – pocieszała się. – Musi być w środku – mruczała stojąc przed zamkniętym wejściem do pracowni kreatora.

– Gdzież indziej mógłby się podziewać – pełen politowania uśmiech wykrzywił poplamioną sadzą twarz kobiety. – Tylko jak się tam do niego dostać?

Odruchowo poprawiła mundur i odrzuciła do tyłu włosy. Znowu zapomniała je przyciąć. Nieważne. Szkoda każdej sekundy.

Wdusiła przycisk awizora. Nic. Jeszcze raz. I znowu.

– Zamknął się – wiązka przekleństw stłumiła dobiegające z tyłu krzyki i nie ustający ryk syren. – Na pewno tam jesteś, gnido, i na pewno cię dostanę.

Odstąpiła dwa kroki do tyłu i mierząc z drasera w spojenie dwuskrzydłowych drzwi, w miejsce, gdzie powinien być cyfrowy zamek, wywaliła pełny ładunek.

Drzwi ustąpiły. Pojawiła się wąska szczelina. Jednocześnie za plecami Liz zabrzmiał tupot biegnących ludzi. Klnąc na czym świat stoi, schowała się za pierwszym dogodnym załomem.

To był trzyosobowy patrol w pełnym rynsztunku próżniowym, prowadzony przez dwóch nie uzbrojonych asystentów Fuertada. Zauważyli uszkodzone drzwi. Wcisnęła się jeszcze głębiej; najchętniej wlazłaby w ścianę. Na szczęście płonący krzak był tak usytuowany, że pozostawała w cieniu. Uważnie obserwowała przybyłą grupę, której dowódca, wspomagany przez jednego z asystentów, rozsuwał właśnie nadpalone skrzydła drzwi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabelska Maskarada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Maskarada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Robert Sheckley - Diabelska maszyna
Robert Sheckley
Terry Pratchett - Maskarada
Terry Pratchett
Jo Beverley - Diabelska intryga
Jo Beverley
libcat.ru: книга без обложки
Ireneusz Kamiński
Martin Kat - Diabelska wygrana
Martin Kat
Stephanie James - Diabelska cena
Stephanie James
Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa
Frederick Forsyth
Marek Huberath - Miasta Pod Skałą
Marek Huberath
Отзывы о книге «Diabelska Maskarada»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Maskarada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x