Marek Hemerling - Diabelska Maskarada

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Hemerling - Diabelska Maskarada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabelska Maskarada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabelska Maskarada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tarcza kontynentu falowała jakby stanowiła ją nie skalista równina, lecz powierzchnia wzburzonego oceanu. Jakaś potworna siła napierała od wewnątrz, rozdymając zastygłe od wieków formy geologiczne. Ruchy te miały swoje centrum, w którym upiorny taniec osiągał maksymalne natężenie. Wreszcie kamienna skorupa nie wytrzymała zmiennych naprężeń i poddała się uwalniając gigantyczny gejzer rozgrzanych do czerwoności głazów. Różnica temperatur powodowała, że w zetknięciu z lodowatą atmosferą Gelwony pękały niczym świąteczne fajerwerki.
(fragment książki)

Diabelska Maskarada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabelska Maskarada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Papierowa twarz Howdena zrobiła się niemal zupełnie przezroczysta. Liz spoglądała wyzywająco w jego przekrwione oczy, znajdując przyjemność w drobiazgowej analizie uczuć malujących się na obleśnym pysku jedynego wspólnika. Było to fascynujące zajęcie.

– A teraz do rzeczy – powiedziała wstając. – Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. Znasz rozkład Stacji nie gorzej ode mnie., więc powinieneś skojarzyć. Musimy… – urwała raptownie; badawcze spojrzenie przesunęło się po ścianach segmentu. – Musimy opanować skład Fuertadralu – szepnęła Howdenowi do ucha.

– Opan…! – dostał pod żebra i opadł z powrotem na fotel.

– Nie tak głośno – upomniała go pieszczotliwym tonem. – To jedyna sytuacja, w której będzie można stawiać warunki i wytargować życie – mówiła tak swobodnie, jakby chodziło o wypożyczenie z magazynu dodatkowego kompletu umundurowania. – A teraz rusz się, grubasie. Szkoda czasu – poklepała go po sflaczałym policzku.

Był tak rozklejony, że nawet nie próbował oponować.

– Daj mi coś do picia – zabełkotał.

– Cykor cię obleciał – powiedziała z naganą w głosie. – Jeśli nie spartaczymy, będziesz miał jeszcze niejedną okazję, żeby się przydymić. W przypadku przegranej zaaplikują nam solidną dawkę FZ-etów. Ręczę ci, że nic mocniejszego, jak dotąd, nie wynaleziono.

Coś tam zamamrotał pod nosem, ale nie słuchała, wpatrzona w podłogę za jego plecami. Puszystą wykładzinę przebijało kilka delikatnych, zielonych kiełków. Rosły szybko, rozwijały się i na jej oczach jedna z gałązek zakwitła kiścią fioletowych drobin.

– To dla ciebie – usłyszała ciepły, męski głos. Tom Edgins stał koło zielonej kępy i przyglądał się jej tak jakoś dziwnie, jakby…

– Czegoś tu nie rozumiem – potrząsnęła głową, chcąc odegnać natarczywy majak. – Czegoś tu, do ciężkiej cholery, naprawdę nie rozumiem.

– Cco… to? – tłusty paluch Howdena bezbłędnie zlokalizował rozpływającą się postać. – Znasz tego faceta?

– Nie wiem, chyba nie – bąknęła zdezorientowana. Fakt, że nie tylko ona dostrzegła nieproszonego gościa był pocieszający, ale i tak niczego nie wyjaśniał. I ten krzak sterczący tak po prostu na środku pomieszczenia. Dlaczego akurat bez? Podeszła bliżej i ułamawszy obsypaną kwieciem gałązkę, zanurzyła twarz w pachnącym fiolecie. – Tom Edgins – mruknęła w zadumie, odwracając się w stronę Howdena.

– Coś ty powiedziała?! – podskoczył jakby ktoś go dźgnął w tłuste pośladki. – Ten więzień, którego… Przecież on…

Cwaniaczek – zdążył wykorzystać moment jej nieuwagi i wlać w siebie z pół czarki koktajlu.

– Żebyś tak się zwijał przy innej okazji, byłaby może z ciebie jakaś pociecha – powiedziała drwiącym tonem. – Wiesz coś o tym Edginsie?

– Tyle co wszyscy – jednym łykiem osuszył naczynie; grdyka skasowała dostarczony płyn, głośnym bulgotem objawiając swoje zadowolenie. – Podobno niebezpieczny. W kantynie plotą niestworzone rzeczy. Oszaleć można.

– Niebezpieczny – pomyślała ze zdziwieniem. – Pewno tak, inaczej Fuertad nie trzymałby go u siebie. W takim razie te majaki… – poczuła nagły lęk, lecz kiedy spojrzała na trzymaną w ręku kiść bzu, zagadkowy uśmiech ozdobił jej twarz.

– Liz, co z tobą? – zaniepokojony głos Howdena przywrócił ją do rzeczywistości. – Wyglądasz co najmniej dziwnie.

– Aleś się naprał – znalazła kwiat o pięciu płatkach i połknęła go. – To na szczęście. Poszukaj, może ci się trafi.

– Przecież tego nie ma! – ryknął miętosząc w łapach fioletową kiść. – Nie ma, nie ma… – skoczył na wyrastający z podłogi krzak i deptał z pasją.

– Dosyć – szarpnęła go do tyłu; nie wiadomo, dlaczego wydał się jej jakiś większy i cięższy. – Mógłbyś przestać robić z siebie idiotę.

Stał przed nią z tak durną miną, że z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Żałosny typ. Trudno, szkoda czasu. Wyjęła ze schowka kaburę z draserem. Dziwne, że obel-bort nie odebrał jej tego, nakładając tymczasowy areszt. Gdyby wiedział, co ona nią zamiar zrobić… Fuertad by nie zapomniał – to stare próchno pamięta o wszystkim. Dlatego należy się śpieszyć!

– Jestem gotowa – powiedziała chowając broń pod bluzę. – Teraz pójdziemy do ciebie. Weźmiesz co trzeba i…

– Zastanów się – znowu go wzięła jakaś drżączka. – Może…

– Jeśli jeszcze raz usłyszę…

Nie usłyszała. W jej wzroku było tyle złości, że Howden skulił się tylko i mieląc w ustach bezsilne klątwy, ruszył w stronę wyjścia.

27.

Palce kreatora wędrowały niespokojnie po poręczach fotela, a ich właściciel, ze wzrokiem utkwionym w jakiś szczegół laboratoryjnego osprzętu, trawił gorycz przeżytego upokorzenia. Nie potrafił zrozumieć, co spowodowało tak wielką zmianę, w zachowaniu komendanta. Obel-bort groził, cytował paragrafy, stawiał warunki i żądał wyjaśnień. Niebywałe! Ten nadęty, arystokratyczny bałwan ośmielił się wsadzać nos w sprawy, o których pojęcie ma mniej więcej takie, jak on – kreator Fuertad – a skomplikowanej genealogii nuf Demów. Skandal, prawdziwy skandal, żeby taki dyletant w ogóle zabierał głos, nie mówiąc już o podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. I to właśnie teraz – w chwili, kiedy ważą się losy solaryjskiej potęgi, kiedy cała, z takim trudem wzniesiona budowla drży w posadach – przychodzi obwieszony orderami kretyn i wyraża swoje wątpliwości oraz zastrzeżenia. Nie podoba się? Proszę bardzo! On – kreator-Fuertad – podporządkuje się rozkazom ignoranta. On – kreator Fuertad – nie kiwnie nawet palcem. Przecież takie było życzenie jaśnie wielmożnego pana komendanta. Ciekawe, co na to powie Rada. Bardzo, bardzo ciekawe.

– Ubir nuf Dem własnymi rękami zakłada pętlę na swoją szyję – zachichotał. – Zapowiada się niezłe przedstawienie.

Obel-bort nie rozumie albo zrozumieć nie chce. Obel-bort zresztą nie wie wszystkiego. On – kreator Fuertad – nie ma zamiaru podawać w wątpliwość kompetencji komendanta. Niech zdarzenia mówią same za siebie. Niech Główny Modyfikator oceni, niech się zapozna z faktami. A fakty są wystarczająco wymowne!

– Tak – pomarszczona twarz skrzywiła się w diabolicznym grymasie, a pergaminowa dłoń, oparta o pulpit czytnika, ożywiła szarą powierzchnię ekranu. – Fakty. Tylko fakty. Wystarczy popatrzeć.

Skład osobowy Czterdziestej Ósmej Eskadry. Eskadry wciągniętej w kolapsową pułapkę Rindu. Ponad setka nazwisk. Obok druga lista, o połowę krótsza – ci z nich, którzy w wyniku wymiany jeńców powrócili do domów. Trzeci spis zawiera tylko sześć pozycji. Gradienter Konrad Tietz figuruje na pierwszym miejscu, Toni Edgins na drugim, niżej – czwórka skazańców przebywająca aktualnie na poziomie adaptacyjnym. Wszyscy z tej samej jednostki, wszyscy byli w niewoli. I wszyscy trafili na Gelwonę. Zadziwiający zbieg okoliczności. Koronkowa robota. Po prostu majstersztyk.

Starzec był pełen uznania dla nieznanego przeciwnika, którego mózg uknuł tak precyzyjną intrygę. Tym bardziej że on – kreator Fuertad – zdołał ją rozwikłać.

– Nie znali lokalizacji Gelwony, więc zrobili to w taki sposób, byśmy sami dostarczyli spreparowanych skazańców we właściwe miejsce. Tietz był pierwszy, Edgins drugi, na poziomie adaptacyjnym czterech nowych. Nieźle, zupełnie nieźle. Z chwilą odwołania Procedury Obszaru Zamkniętego pojawią się następni. Jeden rozwalił pół kontynentu, dziesięciu poradzi sobie z całą planetą. A będzie ich na pewno więcej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabelska Maskarada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabelska Maskarada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Robert Sheckley - Diabelska maszyna
Robert Sheckley
Terry Pratchett - Maskarada
Terry Pratchett
Jo Beverley - Diabelska intryga
Jo Beverley
libcat.ru: книга без обложки
Ireneusz Kamiński
Martin Kat - Diabelska wygrana
Martin Kat
Stephanie James - Diabelska cena
Stephanie James
Frederick Forsyth - Diabelska Alternatywa
Frederick Forsyth
Marek Huberath - Miasta Pod Skałą
Marek Huberath
Отзывы о книге «Diabelska Maskarada»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabelska Maskarada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x