Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie
Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ludzie jak ludzie
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ludzie jak ludzie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie jak ludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ludzie jak ludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie jak ludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Bioformant nieporadnie starając się nikogo nie potrącić złożył pokryte puchem skrzydła. Zbyt cienkie ręce i nogi drżały mu jak w febrze. — Zmęczyłeś się? — zapytała pulchna niewiasta.
Człowiek-ptak kiwnął głową.
— Trzeba zwiększyć powierzchnię nośną skrzydeł — powiedział rudowłosy Murzyn.
Dracz powoli wycofał się do korytarza. Opanowało go bezmierne zmęczenie. Marzył teraz tylko o tym, żeby dotrzeć do komory ciśnieniowej, zdjąć maskę i usnąć.
Następnego dnia rano Geworkian zrzędził, burczał i bez powodu czepiał się laborantów. Dracza powitał tak, jakby ten poprzedniego dnia mocno mu dopiekł, a kiedy Dracz zapytał: "Ze mną jest coś niedobrze?" — w ogóle mu nie odpowiedział i zajął się przeglądaniem taśmy.
— Nic strasznego — powiedział Dimow, który najwidoczniej tej nocy ani na moment nie zmrużył oka. — Tego właśnie się spodziewaliśmy.
— Spodziewaliśmy się?! — ryknął Geworkian. — Niczego nie oczekiwaliśmy! Pan Bóg stworzył ludzi, a my ich kroimy na nowo! A potem dziwimy się, jeżeli coś nie wychodzi!
— Ale co ze mną?
— Nie ma powodu, abyś trząsł się ze strachu.
— Moje ciało nie jest do tego przystosowane.
— A ja powtarzam: nie ma powodu! Skleimy cię z powrotem. Ale zajmie to więcej czasu, niż myśleliśmy.
Dracz nie odpowiedział.
— Zbyt długo siedziałeś w swoim obecnym ciele. Jesteś teraz nowym gatunkiem, rodzajem, rodziną i rzędem istot rozumnych. A każdy gatunek ma własne dolegliwości i choroby. Zamiast obserwować swoje reakcje i oszczędzać siebie, bawiłeś się w eksperymentatora, jakbyś chciał sprawdzić, przy jakich obciążeniach twoja cielesna powłoka rozleci się w diabły.
— Gdybym tego nie robił, nie wykonałbym zadania, które mi zlecono.
— Bohater — parsknął Geworkian. — Twoje obecne ciało choruje. Tak, choruje własną, nie znaną medycynie dolegliwością. I dlatego będziemy musieli cię remontować w miarę transformacji i to tak, żeby mieć pewność, że nie staniesz się potworem lub cyborgiem. Ale to jest nasz kłopot. Będziemy musieli cię jeszcze zbadać, a na razie możesz sobie iść, dokąd chcesz i robić to, na co masz ochotę.
Dracz zrobił to, czego nie powinien robić: wyszedł za bramę instytutu i ruszył w dół, ku rzece. Dreptał wąską alejką parku, poprzecinaną słonecznymi promieniami, patrzył na swój krótki cień i myślał, że jeśli przyjdzie mu u-mrzeć, to jednak lepiej zrobić to w zwykłej, ludzkiej postaci. Wtedy właśnie zobaczył dziewczynę. Szła alejką w górę, co parę kroków zatrzymywała się, przechylała głowę i przyciskała dłoń do ucha. Jej długie włosy pociemniały od wody. Dziewczyna była bosa i śmiesznie podkurczała palce u nóg, aby nie pokaleczyć ich na ostrym żwirze. Dracz chciał zejść z alejki i ukryć się za krzakiem, aby jej nie straszyć, ale nie zdążył. Dziewczyna już go zobaczyła.
Zobaczyła ciemnoszarego, jakby ołowianego żółwia, na którego pancerzu, niczym mniejszy żółwik, wznosiły się półkula głowy z jednym wypukłym, cyklopim okiem, podzielonym na mnóstwo owadzich komórek. Żółw sięgał jej do pasa i sunął na krótkich grubych łapach wysuwających się spod pancerza. Wydawało się, że jest ich bardzo dużo, dziesięć, a może nawet więcej. W przedniej, stromej ściance pancerza widniało kilka otworów, z których wystawały końce macek. Pancerz był porysowany, w niektórych miejscach pokrywały go rozchodzące się promieniście płytkie pęknięcia, jakby ktoś chciał rozłupać żółwia ostrym dłutem lub strzelał doń pociskami przeciwpancernymi. Żółw wyglądał złowieszczo, niczym starodawna maszyna bojowa.
Dziewczyna znieruchomiała z ręką przyciśniętą do ucha. Chciała uciec albo krzyczeć, lecz nie odważyła się uczynić ani jednego, ani drugiego.
"Ale ze mnie dureń! — pomyślał Dracz. — Tracę reakcję".
— Przepraszam — powiedział żółw. Głos równy i mechaniczny wydobywał się spod metalowej maski, osłaniającej głowę aż po samo oko. Oko pulsowało, jakby dzielące je przegródki były miękkie i elastyczne.
— Przepraszam, że was przestraszyłem. Nie chciałem tego.
— Jesteście… robotem? — zapytała dziewczyna.
— Nie, bioformantem — odparł Dracz.
— Przygotowujecie się do wyprawy na jakąś planetę? — zapytała dziewczyna.
Chciała odejść, ale odejść znaczyło pokazać, że się boi. Stała więc i pewnie liczyła w myśli do stu, żeby opanować lęk.
— Już wróciłem — powiedział Dracz. — Proszę iść dalej, proszę na mnie nie patrzeć.
— Dziękuję! — wykrzyknęła z ulgą dziewczyna i na palcach, zapominając o ostrych kamykach, obiegła Dracza półkolem. Już z daleka krzyknęła:
— Do widzenia!
Odgłos jej kroków utonął w szmerze liści i gorączkowej krzątaninie majowego lasu. Dracz wyszedł nad brzeg rzeki i zatrzymał się przy ławce stojącej na niewielkim urwisku. Wyobraził sobie, że siada na ławce i na myśl o tym serce podeszło mu do gardła. "Dobrze byłoby — pomyślał — skoczyć z urwiska i koniec". Była to jedna z najgłupszych myśli, jakie nawiedziły go w ciągu ostatnich miesięcy. Przecież z równym powodzeniem mógł skoczyć do Niagary i też nic by mu się nie stało. Kompletnie nic. Bywał w znacznie gorszych sytuacjach.
Dziewczyna wróciła. Podeszła cicho, usiadła na ławce i patrzyła wprost przed siebie, położywszy wąskie dłonie na kolanach.
— Pomyślałam z początku, że jesteście jakąś maszyną. Czy bardzo dużo ważycie?
— Tak. Jestem ciężki.
— Wiecie, tak jakoś pechowo nurkowałam, że do tej pory nie mogę wytrząsnąć wody z ucha. Warn to się kiedyś zdarzało?
— Zdarzało się — powiedział Dracz.
— Mam na imię Krystyna. Mieszkam tu w pobliżu u znajomych, do których przyjechałam w odwiedziny. Przestraszyłam się jak idiotka, uciekłam i pewnie was obraziłam.
— Nic podobnego. Ja uciekłbym od razu.
— Gdy tylko odeszłam, zaraz sobie przypomniałam. Wróciliście z tych samych planet, na których pracował Grunin, prawda? Pewnie było bardzo ciężko?
— To już jest poza mną, a jeśli wszystko dobrze pójdzie, za miesiąc mnie nie poznacie.
— Naturalnie, że nie poznam.
Na wietrze jej włosy szybko wysychały.
— Wiecie — powiedziała Krystyna — jesteście moim pierwszym znajomym kosmonautą.
— Cieszą się. Studiujecie?
— Mieszkam w Tallinie i tam studiuję. Mam szczęście. Na świecie jest bardzo wielu zwyczajnych kosmonautów i szalenie mało takich…
— Chyba około dwudziestu.
— A czy potem, kiedy odpoczniecie, znowu, zmienicie ciało? Staniecie się rybką albo ptakiem?
— Tego się jeszcze nie robi. Nawet jedna transformacja to dla człowieka zbyt wiele.
— Szkoda.
— Dlaczego?
— Bo to bardzo interesujące, kiedy można wszystkiego doświadczyć.
— Wystarczy jeden raz.
— Jesteście czymś zdenerwowani, zmęczeni?
— Tak — powiedział Dracz.
Dziewczyna ostrożnie wyciągnęła rękę i dotknęła pancerza.
— Coś czujecie?
— Należałoby uderzyć młotem, abym coś poczuł.
— To przykre. Pogładziłam was.
— Chcecie wyrazić mi współczucie?
— Bo co?
"…Współczuje mi — pomyślał Dracz. — Zupełnie jak w baśni: piękna pokocha bestię, a wtedy bestia zmieni się w pięknego młodzieńca. Geworkian ma problemy, czujniki, wykresy, a ona rozczuliła się nade mną i nie musi więcej zaprzątać tym sobie głowy. Najwyżej poszuka jeszcze w pobliżu czerwonego kwiatuszka, aby było jak należy…" — Kiedy wyzdrowiejecie, przyjedźcie do mnie. Mieszkam pod Tallinem, w osiedlu nad brzegiem morza. Cisza, dokoła sosny. Na pewno świetnie u mnie odpoczniecie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ludzie jak ludzie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie jak ludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie jak ludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.