Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ludzie jak ludzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie jak ludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ludzie jak ludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie jak ludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Udałow leci do Addis Abeby. Czarna Afryka rozpościera się pod skrzydłami. Słonie, nosorożce, unosząc ciekawie głowy, odprowadzają samolot rykami i przyjaznymi okrzykami. A cesarz Etiopii we własnej osobie czeka na lotnisku wraz ze świtą etiopskich akademików.

— Jak się leciało? — pytają Korneliusza.

— A dziękuję — odpowiada on po etiopsku. A tam już czeka go nominacja na ambasadora lub nawet radcę do pewnego afrykańskiego kraju, którego języka nie zna nikt na świecie, oprócz Udałowa…

"Ftalan dwumetylu — osiem gramów — pojawiła się myśl w mózgu Udałowa — wodorotlenek amonowy… nie, na cóż mi on tutaj?" Udałow spojrzał w górę i zobaczył w otwartym oknie apteki farmaceutę Sawicza, piszącego coś właśnie w grubym notesie.

— Chce pan wynaleźć jakieś lekarstwo? — zapytał Udałow.

— Tak, przyszło mi coś do głowy.

— A wodorotlenek amonowy — zażartował Udałow — to jak po naszemu?

— Wodny roztwór amoniaku, czyli po prostu amoniak — powiedział Sawicz i jego oczy zaokrągliły się ze zdziwienia. — A co, rozmawiałem ze sobą na głos?

— Jak by tu powiedzieć… — odrzekł Udałow i poszedł dalej. W tej chwili głowa jego była wypełniona wiadomościami, zdobytymi po drodze w ciągu dwóch godzin. I Korneliusz zaczął wreszcie rozumieć, że jego osobista pamięć nie ma tu nic do rzeczy. Sytuacja wyglądała na znacznie bardziej skomplikowana. Z jakiej przyczyny zyskał on zdolność momentalnego wchłaniania, jak gąbka, dowolnej informacji pisemnej, w której pobliżu się znajdował. I w tym celu nie musiał wcale ani otwierać książki, ani zaglądać do cudzych notesów. Po prostu należało tylko podejść bliżej. Udałow mógł, na przykład, położyć obok siebie kilka podręczników i po sekundzie już wiedział, co w nich było napisane do ostatniej kropki.

— Ciekawe diabelstwo — powiedział Udałow. — A jeśli od tego łeb człowiekowi pęknie?

W tym momencie Udałow przechodził koło kiosku z gazetami. Wchłonął przy tym od razu treść wszystkich gazet i czasopism, nawet starych, które leżały na ladzie i były rozwieszone po bokach. Między innymi ten właśnie numer czasopisma "Zdrowie", w którym była mowa o tym, że normalny człowiek wykorzystuje najwyżej jeden procent swojego mózgu. Pozostałe komórki leżą bez ruchu, jak darmozjady, po próżnicy zużywają jedzenie i witaminy.

— Aha — rzekł Udałow i zatrzymał się pośrodku ulicy. — Wszystko jasne. To jest właśnie ten dar. Okazuje się że nie był to sen, lecz fantastyczna rzeczywistość. Jakże ja, z moimi nowymi zdolnościami, nie mogłem wpaść na coś tak oczywistego? Przecież to wstyd i hańba!

A jeśli świecący przybysz powiedział prawdę, to dar ten trzeba umieć wykorzystać w taki sposób, aby przyniósł on pożytek ludzkości i sprzyjał międzynarodowej przyjaźni i wzajemnemu zrozumieniu.

Jaki następny krok winien przedsięwziąć rozumny człowiek, który, jeśli zechce, jutro może zostać akademikiem lub przynajmniej członkiem-korespondentem Akademii Nauk? Pójść do biblioteki? Nie, nie wolno. Tam niechcący można wchłonąć tyle różnych bredni, że nawet dziewięćdziesiąt dziewięć procent mózgu nie da sobie z nimi rady. Oddać się w ręce medycyny? Szkoda wolności.

A nogi w tym czasie, niezależnie od myśli, niosły i niosły Udałowa naprzód, aż zawiodły do drzwi przedsiębiorstwa budowlanego. Ręce bezwiednie otworzyły drzwi, a język sam przez się powitał obecnych tam współpracowników. A ponieważ głowa Udałowa zaprzątnięta była niezwykłymi myślami, więc w odpowiedzi na pytanie księgowego, czy trzeci rejon ma zamknąć sprawozdania, Udałow odpowiedział zagadkowo: "Akademia Nauk wie lepiej" — i wszedł za przegrodę, do gabinetu.

Tam spoczął na krześle, oparł łokcie o plik zestawień i, stale jeszcze nie uświadamiając sobie, gdzie się znajduje, kontynuował swoje rozmyślania.

Nęciła go kariera dyplomatyczna. Czarny samochód "Wołga" przed bramą rezydencji, pełni szacunku cudzoziemcy z cocktailami i z whisky w wypielęgnowanych palcach oraz ich sekretarki w wydekoltowanych sukniach. Chciałoby się także spróbować swoich sił w programie kosmicznym. "Tylko pan, profesorze Udałow, może nam odpowiedzieć, czy warto podłączyć do tej rakiety trzeci stopień". A wokół stoją bohaterowie-kosmonauci i czekają na odpowiedź. Przecież od decyzji Udałowa zależy, czy mają lecieć na Marsa, czy raczej się wstrzymać. Albo można jeszcze odkryć tajemnice starożytnej cywilizacji i dowiedzieć się, czy istniała Atlantyda, czy tylko się przywidziała. Taka droga wiodła do cichego akademickiego gabinetu i bezpłatnych skierowań do domu wczasowego dla wybitnych myślicieli. No i oczywiście do międzynarodowych kongresów…

"Nie — postanowił wreszcie Udałow. — Z opublikowaniem nie ma się co spieszyć. Nie jest wykluczone, że jutro wszystko minie i okażę się durniem. W czasie przerwy obiadowej zajdę do technikum i wchłonę w siebie wyższą matematykę. Nigdy nie zaszkodzi. A potem do muzeum. Dowiem się, co tam mają o Piotrze I".

— Wy do mnie? — zapytał, podnosząc głowę.

— My już piętnaście minut staramy się zwrócić na siebie waszą uwagę, Korneliuszu Iwanowiczu — powiedział mężczyzna o czekoladowych oczach, z bokserskim nosem i żółtą importowaną teczką.

— Nawet dłużej — poparł go malutki staruszek. Staruszek był w okularach, a soczewki okularów były tak grube i silne, że mieściła się w nich tylko dziesięciokrotnie powiększona tęczówka błękitnego koloru, z żyłkami. Staruszek także trzymał w ręku żółtą importowaną teczkę.

— Aha, zjawiliście się — powiedział Udałow.

I w jednej chwili poznał do ostatniego wiersza treść wypchanych teczek. Leżały tam głównie sprawozdania, zaświadczenia, specyfikacje i czyste blankiety spółdzielni, dostarczające ich instytucji wyrobów żelaznych, zamków, kluczy i wszelkich drobiazgów.

Goście usiedli naprzeciw Udałowa i mężczyzna z bokserskim nosem powiedział:

— Mamy dziś piękny dzień, Korneliuszu Iwanowiczu.

Dzień był paskudny, wietrzny, ponury, pochmurny. Całe szczęście, że choć deszcz przestał padać. Udałow w milczeniu zgodził się z gościem i mimochodem przestudiował wszystkie papiery, znajdujące się u tamtego w kieszeniach. I zrozumiał, że może stać się największym rewizorem współczesności, wyjątkowym rewizorem, którego ze względu na znajomość języków będą zapraszać na delegacje służbowe do republik związkowych, do krajów obozu socjalistycznego i może nawet na Zachód. A na drzwiach jego gabinetu zawiśnie skromna tabliczka: "Komisarz milicji pierwszej rangi, naczelnik wydziału specjalnego do szczególnie ważnych poruczeń — K. L Udałow."

— Tak, dzień jest niezły — przyznał staruszek i powiększone żyłki pod okularami wyraźnie się zaczerwieniły. — A wy do nas, jak słyszeliśmy, macie pretensje. Bezpodstawne i krzywdzące.

— A właśnie — powiedział Udałow zagadkowo i zastukał palcami o blat biurka.

— Nie, Korneliuszu Iwanowiczu, tak nie można — rozpaplał się mężczyzna z bokserskim nosem i wzruszył barczystymi ramionami. — Spółdzielnia się stara, wykonuje i przekracza plan, bez zakłóceń zaopatruje wasze biuro w towary wysokiej jakości i w zamian za to taka wdzięczność? Ja pójdę aż do miejskiej rady narodowej.

— A choćby do powiatowej — rzucił niedbale Udałow. Treść jednej z karteczek w prawej górnej kieszeni marynarki człowieka z bokserskim nosem niesłychanie go zainteresowała. Wyskrobywanie na specyfikacji było tak nieudolne, że widziało się to gołym okiem.

— Dlaczego wy tak, towarzyszu Udałow — molestował staruszek. — Wszystkie dokumenty mamy ze sobą. Najlepszy metal daliśmy na te zasuwki. Doświadczonym majstrom powierzyliśmy robotę. Pracowali dniami i nocami. I wszystko, okazuje się, na nic? A premia kwar-taJna?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ludzie jak ludzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie jak ludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ludzie jak ludzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie jak ludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x