Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie
Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ludzie jak ludzie
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ludzie jak ludzie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie jak ludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ludzie jak ludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie jak ludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Misza rozerwał kopertę.
"Misza! Wybaczcie, że was niepokoję, ale chyba jestem głupia i zbyt szczera. Ale kiedy ujrzałam was po raz pierwszy, takiego mądrego i podobnego do młodego Gribojedowa, zrozumiałam nagle, że już od kilku lat marzyłam o spotkaniu właśnie z wami… Nie gniewajcie się, że traktowałam was tak nieuprzejmie, a nawet pogardliwie, lecz obawiałam się, że domyślicie się moich prawdziwych uczuć…" Misza czytał list i po plecach biegały mu mrówki, a całym ciałem wstrząsały dreszcze szczęścia i wstydu. Ślepy dureń!… Wróble i inne ptaszęta licznym stadkiem zebrały się u jego nóg i piły resztki rozlanego soku. Misza nagle powiedział sobie: — A co będzie, gdy plus dodać plus uczyni minus? Co będzie, jeśli Alena po tym soku przestanie mnie kochać?
Poderwał się z ławki i pobiegł aleją, starając się dopędzić Alenę i do wszystkiego się przyznać. Biegł tak szybko, że przechodnie rozpryskiwali się przed nim na wszystkie strony i głośno wyrażali niezadowolenie z jego manier, a ptaki, już zakochane w Miszy, krążyły nad jego głową i starały się usiąść mu na ramiona, aby dać wyraz swoim uczuciom. Misza dopędził Alenę przed jej domem, akurat przy ulicznej pompie.
Stali tam bardzo długo, a suka Antarktyda wściekała się za ogrodzeniem. Denerwował ją nie tylko Misza, lecz także ptaki, oszalałe od soku i miłości. Misza gadał jak najęty, Alena zaś patrzyła nań ufnymi brązowymi oczyma, zapominając, że trzyma w ręku ciężki kosz z zakupami.
Wieczorem Misza namówił Alenę na spacer do tartaku, bo niczym mordercą ciągnęło go na miejsce przestępstwa. Alena wiedziała o jego nocnej wyprawie do czarownicy, ale nie miała mu tego za złe, śmiała się i straszyła, że po wypiciu soku z lubczykiem pokocha on siebie bardziej niż wszystkich pozostałych ludzi łącznie z Alena. Misza odrzucał taką możliwość i rozpaczliwie walczył z miłością do samego siebie. A miłość ta nieustannie narastała i ciągnęła go przed lustro, aby mógł spojrzeć w swą przystojną, inteligentną twarz.
— Nie szkodzi — powiedziała Alena. — Przynajmniej nie będziecie teraz już tacy nieśmiali jak dawniej. To wam pomoże w życiu.
— W naszym życiu — poprawił ją Standal.
Doszli do lasku za tartakiem. Znów świecił księżyc i znów w jego blasku twarz Aleny wydawała się w trójnasób piękna i zagadkowa.
— Oto i chatka — powiedział Standal. — Pewnie znów w środku czeka kolejka pacjentów. Warto byłoby Głumuszce podziękować.
— Za co? — zdziwiła się Alena.
— Za wszystko. Za dobroć. Mogliście mnie przecież nie zauważyć.
— Niegodziwiec — powiedziała Alena bez szczególnej złości. — Chcieliście ukraść moje uczucia, oszołomić mnie czarodziejską trucizną.
Nie, wcale się nie gniewała. Pochlebiało jej nawet, że młody dziennikarz z jej powodu był u czarownicy.
— Coś nie widać światła — powiedział Standal. — Czyżby dzisiaj nie przyjmowała?
Stali na skraju polanki, w cieniu sosen. Drzwi izby otworzyły się bezszelestnie i Głumuszka, ubrana w swoją samodziałową sukienkę i błękitną chusteczkę, wyszła na zewnątrz i żwawo pobiegła w stronę pobliskiej rzeczki. Standal otworzył usta, aby zawołać staruszkę, lecz Alena trąciła go łokciem.
— Milcz — szepnęła.
Czarownica zatrzymała się na brzegu, wydobyła zza pazuchy jakiś czarny przedmiot i skierowała go ku górze. W niebo trysnął ostry promień światła.
— Dziwna babcia — wyszeptała Alena.
Minęła minuta, dwie…Coś rozbłysło na niebie, a po chwili miękko opadł stamtąd ogromny latający talerz i zawisł nad ziemią. Z włazu w jego dnie wysunęła się drabinka sznurowa.
Głumuszka zrzuciła z siebie sukienczynę, chusteczkę oraz perukę i przekształciła się w dwu-nogą smukłą istotę, dokładnie taką samą jak te, które schodziły po sznurowej drabinie na ziemię.
— Nareszcie! — powiedziała Głumuszka. Przybysze zatrajkotali coś w odpowiedzi, prawdopodobnie nakłaniając ją do pośpiechu.
— Nie — odparła Głumuszka i wskazała ręką w kierunku chaty.
Dwunogie istoty pobiegły tam i pomogły Głumuszce przenieść do statku kilka skrzynek i zawiniątek.
— Dziękuję — powiedział do Głumuszki jeden z przybyszów.
Ich mowa nie przypominała żadnego z ziemskich języków, lecz Alena i Misza doskonale ją rozumieli, gdyż słowa dźwięczały im w głowach.
— Dziękuję. Znaleźliście się w ciężkich warunkach, sami na obcej planecie, ale mimo to nie zapomnieliście o potrzebach nauki. W ciągu dwóch lat zebraliście bezcenny materiał etnograficzny. Mam nadzieję, że nikomu nie zdradziliście swej prawdziwej istoty? Nie ujawniliście swoich nadludzkich możliwości?
Głumuszka chwilę milczała, ale potem odpowiedziała bardzo pewnym głosem:
— Nie, kapitanie.
Statek odleciał na swoją gwiazdę bezdźwięcznie jak się pojawił. Alena z Miszą wzięli się za ręce i wolno poszli w kierunku miasta.
Przełożył TADEUSZ GOSK
SKARBNICA MĄDROŚCI
Korneliuszowi Udałowi ukazał się we śnie przybysz z kosmosu.
— Posłuchaj, Korneliuszu — powiedział. — My w galaktyce wiemy, że jesteś bardzo przychylnie usposobiony do idei przyjaźni kosmicznej.
— Oczywiście — zgodził się Korneliusz. — Wierzę w możliwość kontaktów i w miarę sił…
— Zaczekaj — przerwał mu przybysz. — Mam niewiele czasu.
Przybysz był otulony błękitnym pledem i w blasku trudno było odróżnić jego kształty. Korneliusz rozumiał, że spotkanie odbywa się we śnie, ale do przebudzenia nie było mu spieszno, zawsze lubił pomówić z nowym człowiekiem.
— My tu w galaktyce naradziliśmy się — kontynuował przybysz, podlatując bliżej i obejmując Udałowa zasięgiem swego blasku. — I doszliśmy do wniosku, że jesteś odpowiednim człowiekiem. Sam rozumiesz.
— Rozumiem — rzekł Udałow.
— I oto w dowód wdzięczności za twoje przeszłe i przyszłe zasługi składamy ci coś w darze, coś na skalę kosmiczną. Jednocześnie muszę cię uprzedzić, że podarunek ten jest jakby egzaminem dla waszej planety i dla całej ludzkości. Jeśli potrafisz się nim posłużyć, będzie to znaczyć, że ludzkość już dorosła. Jeśli nie — trzeba będzie jeszcze zaczekać.
— A dlaczego wasz wybór padł właśnie na mnie? — zapytał Udałow przez skromność.
— Przecież powiedziałem, wzięliśmy pod uwagę twoje zasługi. A poza tym chyba ty właśnie jesteś najbardziej przeciętnym i zwyczajnym człowiekiem w Guślarze Wielkim i najbardziej typowym, jakiego Ziemia do tej pory nosiła.
— Ja? — spytał Udałow z pewną urazą.
— Tak, ty — odpowiedział przybysz. — Zresztą to nieważne. Spieszę się. Za chwilę energia się wyczerpie. Ażebym mógł utrzymać z tobą telepatyczną łączność, musieliśmy w tym czasie wyłączyć światło na dwudziestu trzech planetach. A więc przyjmuj podarunek i do widzenia. Na wypadek, gdybyś sobie nie poradził, powiedz tylko na głos "gra skończona". I wszystko wróci na swoje miejsca.
Udałow nie zdążył niczego odpowiedzieć, nie zdążył nawet ręki wyciągnąć po ten dar, gdy przeleciała błyskawica i Udałow przebudził się.
Był wczesny poranek. Za oknem padał deszcz. Obok spała Ksenia i wzdychała we śnie. Ciekawe, pomyślał Udałow, czy ona słyszała naszą rozmowę? Gdzieś za trzecią ścianą zadzwonił budzik. Piąta trzydzieści. Stary Łożkin wstaje pewnie na poranną gimnastykę. Potem będzie karmić ptaszki. A może to wszystko tylko mu się śniło? Może nie było żadnego przybysza?
Udałow wyciągnął spod kołdry ręce. Ręce były puste. Daru ani śladu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ludzie jak ludzie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie jak ludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie jak ludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.