Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie
Здесь есть возможность читать онлайн «Kir Bułyczov - Ludzie jak ludzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ludzie jak ludzie
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ludzie jak ludzie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ludzie jak ludzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ludzie jak ludzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ludzie jak ludzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Zaczekaj — przerwał mu współtowarzysz. — Jeśli się jest z czegoś niezadowolonym, to po co zaraz taką oficjalną drogą? Powiedzcie, ja powiem Porfirjiczowi, a Porfirjicz już zrobi, co trzeba.
— Zrobię — powiedział staruszek. — Najlepiej polubownie.
— A zasuwki gną się pewnie od wiatru — powiedział Udałow. — Zamki widelcem nawet można otworzyć. Budowę domu wypoczynkowego trzeba było przerwać. A towar sprzedaliście na lewo. Czyż nie tak było?
— Nic podobnego — z przekonaniem zaprzeczył Porfirjicz.
— A trzy tysiące osiemset nieuczciwych rubelków podzieliliście między sobą?
— Jakie pieniądze! — oburzył się staruszek. Współtowarzyszowi wystąpił nagle pot na czole.
— Ile? — zapytał.
— Trzy tysiące osiemset co do kopiejki. Przecież do tej pory wszystkie wasze obliczenia leżą w kieszeni spodni. Ołówkiem napisałeś tak: "Porfirjiczowi dać siedemset dwadzieścia. Szurowowi — trzysta. Udałowowi, jeśli będzie podskakiwał, dać stówę na odczepnego". Czy to nieprawda?
Człowiek o czekoladowych oczach stracił panowanie nad sobą. Zerwał się z krzesła, sięgnął w popłochu do kieszeni.
— Zdrajca! — jęknął.
Porfirjicz z krzesła nie wstawał. Porfirjicz zbladł tylko. Nawet oczy mu pobladły.
— Trzy tysiące osiemset? A mnie siedemset dwadzieścia? Tak… Nie będzie dla ciebie, bezczelny draniu, żadnej litości od ludu ani na tym, ani na tamtym świecie — wyrzekł cienkim, lecz surowym głosem.
— A zeznanie dla milicji napiszemy od razu — przemówił Udałow, kując żelazo, póki gorące.
— Ja nic nie wiem — powiedział człowiek z bokserskim nosem, usiłując przeżuć wyciągniętą ze spodni notatkę. Napisał ją jednak na dobrym, grubym papierze, który jakoś nie dawał się żuć.
— Nie pomoże — zauważył Udałow. — W prawej kieszeni marynarki Porfirjicza leży podrobiona specyfikacja na blachę.
— A leży — powiedział Porfirjicz. — Lepiej niech sam już posiedzę jako niewinny wspólnik, ale tę żmiję wsadzę do kryminału.
— I słusznie — zgodził się Udałow. — On was i przedtem za nos wodził.
— Fy ne oszmielicze szę — usiłował krzyknąć z zapchanymi ustami dyrektor spółdzielni. — Ja szę poszkarżę.
— Skarż się, skarż — powiedział mściwie Porfirjicz.
— Nie ma dla niego ratunku — dodał Udałow. — Przecież macie w kieszeni niezbite dowody.
I widząc, że trzeba zadać ostatni cios i znokautować przeciwnika, Udałow postarał się przypomnieć sobie, co mówi w takich wypadkach oficer śledczy na filmach. Niedawno usłyszane słowa błądziły mu po głowie… "Wasze karty zostały odkryte!…" Nie, nie to… "Ręce do góry!"… Nie. Blisko, całkiem blisko. Aha. I Udałow wyrzekł straszliwym głosem sakramentalne słowa, że jemu samemu stanęły dęba na głowie przerzedzone złociste włosy.
— Gra skończona! Siadajcie i piszcie zeznanie. Szczere przyznanie się do winy — oto jedyna rzecz, która może złagodzić wasz los!
Błysnęła błyskawica, zapachniało ozonem, blady jak płótno dyrektor spółdzielni opadł na krzesło, wyjął długopis i przy pomocy Porfirjicza zaczai pisać zeznanie.
A Udałow poczuł nagle straszną pustkę w głowie. Taką pierwotną, nieznośną pustkę. Nie pamiętał treści ani jednego z tych papierków, które leżały w teczkach spółdzielców. Zapomniał języka angielskiego i hiszpańskiego, nie mógł przypomnieć sobie ani jednej funkcji trygonometrycznej. Wypadły mu z głowy nawet dobitne rymy poematu opublikowanego w ostatnim numerze czasopisma "Ogoniok".
— Ale dlaczego? — krzyknął zrozpaczony. — Za co?
Spółdzielcy popatrzyli na niego wystraszonym wzrokiem i jeszcze szybciej zaczęli pisać zeznanie.
— Sami zaniesiecie na milicję — przykazał im Udałow i niczego więcej nie uświadamiając sobie, rzucił się do wyjścia.
Znowu kropił deszczyk po pożółkłych liściach. Było cicho i jakoś zwyczajnie. I z jasnością oddalającego się nocnego grzmotu zadźwięczały w uszach Udałowa słowa przybysza: "Na wypadek, gdybyś sobie nie mógł poradzić, powiedz na głos słowa: gra skończona i wszystko wróci na Swoje miejsce".
— Ależ ja nie chciałem! — krzyknął błagalnie Korneliusz Udałow, wznosząc ku niebu ręce. — To nieporozumienie. Ja potrafię się nim posłużyć. To przypadkowa pomyłka.
…Udałow wrócił do domu i do wieczora nie przemówił ani słowa. Nie zgodził się na rozmowę z Miszą Standalem, który oczekiwał go przy bramie, nie chciał jeść ulubionej zupy z kluskami. Leżał na kanapie, nie zdjąwszy nawet spodni, i przeżywał swoją pomyłkę, która nie tylko zamknęła przed nim drogę do kariery dyplomatycznej, ale i pozbawiła całą ludzkość może na zawsze przyjaźni z rozwiniętą galaktyką.
I dopiero wieczorem, wypiwszy na uspokojenie sto gramów pieprzówki i wypowiedziawszy niezrozumiałe dla domowników słowa: "Może zorientują się i zmienią decyzję", Udałow podszedł do stolika syna i zapytał go:
— Gdzie masz podręcznik do historii?
— A po co, tato? Nie mamy jutro historii. Nie zadawali.
— Głupi jesteś — odpowiedział ojciec. — Po prostu chcę przeczytać o Piotrze I. A trygonometrii nie chowaj… Człowiek uczy się, póki żyje… W galaktyce z naszą tępotą aż wstyd się pokazać.
Przełożył ELIGIUSZ MADEJSKI
BULWA
Przywiozłem Lucynie "polankę". Na jej widok Lucyna opadła na kanapę i siedziała bez ruchu co najmniej trzy godziny (daję słowo, że wcale nie przesadzam). Nie znam przyjemniejszego zajęcia niż ofiarowywanie przedmiotów, na widok których obdarowywani tracą mowę i zamieniają się w słup soli. Usiadłem więc naprzeciwko i z wielką próżnością zacząłem wpatrywać się w Lucynę, czekając, aż przyjdzie do siebie na tyle, aby zapoznać mnie ze swymi planami na najbliższe dni.
— To będzie… — powiedziała wreszcie. — Wszyscy padną trupem!
Wszyscy, to znaczy przyjaciółki i w ogóle znajome, a może nawet cała żeńska ludność miasta. Oczami duszy ujrzałem makabryczny widok: Lucyna idzie ulicą odziana w strój z polanki, a na jej widok kobiety, młode i niemłode, piękne i niezbyt przystojne chwieją się i kładą pokotem na klombach pod ścianami domów. Natychmiast zrobiło mi się ich żal, wolałbym bowiem, aby padli trupem mężczyźni i to nie wszyscy, lecz tylko moi konkurenci, którzy kręcą się wokół Lucyny, podczas gdy ja z narażeniem życia łowię dla niej "polanki" lub zjeżdżam na dno kopalni. W życiu zawsze tak bywa. Odyseusze krążą po oceanach, sprzyjając pierwotnej akumulacji kapitału, niewolnicy wiosłują na galerach albo mrą w kopalniach, a księżniczki otoczone gronem pochlebców cieszą się z życia w oczekiwaniu na bogate dary.
— Polanka — powiedziała Lucyna rozmarzonym głosikiem, gdy ja wciąż jeszcze znęcałem się w myśli nad pochlebcami mojej pięknej damy i dlatego postarałem się zakłócić jej błogi nastrój.
— Wiesz, dlaczego właśnie "polanka"? — zapytałem.
— Nie. Pewnie dlatego, że piękna, pewnie dlatego, że jej ornament gra wszystkimi barwami tęczy, niczym polanka wśród lasu…
— Nic podobnego. Tego motyla ochrzczono tak na cześć Teodora Polanowskiego, Teodora Fiodorowicza Polanowskiego, jeśli mam być dokładny.
— Tak? — powiedziała Lucyna roztargnionym tonem, gładząc smukłymi, długimi palcami delikatny puszek polanki. — To ciekawe. Polanowski.
Zupełnie jej to nie interesowało. Znów znieruchomiała, a ja chciałem opowiedzieć jej o Polanowskim, przekonać ją, że Polanowski jest brzydki, nudny i natrętny, nierozważny, a nawet głupi… Teodor Fiodorowicz różnił się od wszystkich pozostałych śmiertelników zadziwiającym uporem, który można było porównać z uporem mrówki, zajadłością buldoga i zdolnością poświęcenia się dla sprawy, nawet wówczas, gdy owa sprawa w oczach innych śmiertelników nie warta była funta kłaków. Chociaż, któż to może powiedzieć, co istotnie jest najważniejsze w naszym zawikłanym, skomplikowanym świecie? Dobrze było żyć w spokojnym, prowincjonalnym dwudziestym wieku, kiedy wszystko było jasne i oczywiste. Newton był czczony jako autorytet, a w szkołach studiowano prace Eurypidesa, kiedy ludzie z żółwią prędkością latali prymitywnymi samolotami, nikt się nigdzie nie spieszył, a na malutkich przystankach zatrzymywały się sapiące pociągi. Teraz o leniwej błogości owych czasów mogą marzyć jedynie babcie, a wnuki, jak to wnuki, nie dosłuchują do końca rozlewnych babcinych opowieści i uciekają, odlatują, dematerializują się… Pewnie się już zestarzałem, bo w przeciwnym razie niby dlaczego miałbym zatęsknić do spokojnej przeszłości?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ludzie jak ludzie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ludzie jak ludzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ludzie jak ludzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.