Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Diabeł Łańcucki
- Автор:
- Жанр:
- Год:2007
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Konie dobywały wszystkich sił. Płaty białej piany odpadały z boków wierzchowca Dydyńskiego, toczyły się z pyska. Ale sekiele sabatów odstawały od Zegarta, zostawały w tyle.
Jacek dopadł ostatniego z uciekających. Ciął go z zamachu przez łeb, zwalił na trakt. Pędzący cwałem wierzchowiec zarżał dziko, skręcił w bok, przyspieszył, zrównując się z następnym koniem.
Kolejny sabat przeczuł, że pościg jest już o krok. Zaciął rozpaczliwie nahajką. Skórzany bat chlasnął stolnikowica po gębie, zakręcił się wokół prawej dłoni. Pachołek Zegarta pociągnął go do siebie, chcąc wyłuskać przeciwnika z kulbaki. I być może udałoby mu się to, gdyby Jacek nie chwycił się kuli przedniego łęku, nie osiadł mocniej w siedzisku.
Stolnikowic szarpnął dwa razy ręką, wyrywając nahaja z dłoni sabata. A potem ciął go po plecach szablą, zdruzgotał lewy bark, zrównał się z jego koniem, uderzył rękojeścią broni w łeb. Sabat zakwiczał jak zarzynana świnia, ale nie wypadł z terlicy. Trzymał się rozpaczliwie końskiego grzbietu, pokrwawiony i porąbany, jak tonący uczepiony ostatniej deski z rozbitego statku. Na taki upór stolnikowic mógł poradzić tylko jedno. Wypuścił z ręki szablę, która zawisła na temblaku, porwał wroga za kark, wyciągnął go z terlicy, a potem zrzucił wprost pod kopyta. Sabat zawył, zaskrzeczał, dostał w głowę kopytem i potoczył się po trakcie jak bezwładny tobół.
Dydyński ponaglił konia ostrogami. Husarski wierzchowiec dawał z siebie wszystko, gnał jak orkan z wyciągniętą szyją i zbliżał się, zbliżał coraz bardziej do najwierniejszego sługi Stadnickiego. Stolnikowic krzyknął tryumfalnie, widząc, iż tylko dwaj sabaci dzielą go od Zegarta...
Wpadli do lasu porastającego obniżenie pomiędzy wzgórzami, rwali wąską przecinką wyciętą w zieleniącym się wiosną młodniaku, pędzili przez polany zarośnięte paprociami i malinowe chruśniaki.
Zegart porwał za drugiego półhaka. Obrócił się w łęku i strzelił. Ale nie w Dydyńskiego. Z rozmysłem wpakował kulę prosto w pierś konia ostatniego z sabatów. Wierzchowiec zakwiczał, opuścił łeb, skulił się, potknął raz, drugi. A potem zwalił na ziemię, tarasując wąską ścieżkę, kwicząc, bijąc kopytami...
Koń Dydyńskiego znowu okazał się wart swej ceny. Niemal w ostatniej chwili uskoczył w bok, wpadł w krzaki, chrusty chłoszczące jeźdźca kolczastymi gałęziami, wychynął na wąską, wydeptaną przez zwierzęta ścieżkę wijącą się równolegle do leśnego duktu, którym uciekał Zegart z ostatnim już sabatem.
– Leć, Białonóżku! – wyszeptał Dydyński wprost do ucha najwierniejszego przyjaciela szlachcica. – Bierz ich.
Koń dobył z siebie ostatka sił, resztek fantazji i cnoty. Rwał ścieżką jak jeleń, a stolnikowic niemal w ostatniej chwili pochylił się w siodle, kiedy rumak szybko jak wiatr przemknął pod zwieszającym się nisko konarem drzewa. Wierzchowiec skoczył zwinnie nad spróchniałą kłodą, wpadł w przerwę między drzewami, skręcił na dukt tuż za uciekinierami. Zegart zawył z rozpaczy. Z rozmachem zdzielił rękojeścią pistoletu ostatniego ze swoich sług, popchnął go, chcąc zwalić z końskiego grzbietu wprost pod kopyta Białonóżka – aby za wszelką cenę kupić sobie choć chwilę przewagi. Sabat krzyknął, porwał za rękaw delii Zegarta, młócił rozpaczliwie rękoma, szlochał i kulił się. Zegart walił go raz za razem – po łbie, po rękach i skulonym grzbiecie. Wreszcie przydzwonił mu w skroń, odepchnął, poprawił głownią pistoletu, aż zadudniło, i zrzucił wprost pod nogi wierzchowca stolnikowica.
Nic tym nie zyskał! Węgier zniknął pod kopytami, stratowały go podkowy Białonóżka i pędzące za nim konie braci Dydyńskich. A Jacek nad Jackami nie oddalił się nawet na piędź.
W ostatniej desperacji Zegart zdarł z ramion delię i cisnął ją na łeb wierzchowca swego prześladowcy. W chwilę później pozbył się pistoletów, wyrzucił olstra, sakwę, kołpak, niczym Tatar uchodzący przed pościgiem. Ale prześladowca nie odpuszczał, dochodził zdobyczy jak wilk. Już, już gorący dech konia stolnikowica owiewał kark ofiary, już Białonóżek dotykał pyskiem zadu wycieńczonego biegiem argamaka!
A potem wypadli na błotnistą łąkę. Wierzchowiec potknął się, wpadł głęboko w błocko, zrzucając jeźdźca. Sługa Diabła przekoziołkował w wysokiej trawie, przeturlał się, lecz zaraz poderwał na nogi, chwycił za szablę.
Jacek zawrócił konia, podjechał do Zegarta. Ciął raz, drugi, złożył się do zwodu, a potem obalił wroga cięciem w łeb. Zeskoczył z kulbaki i przyłożył mu pióro szabli do szyi.
Zegart padł na kolana, wytrzeszczył oczy, złożył ręce jak do modlitwy, widząc nadciągających Dydyńskich, Beryndę i Szawiłłę.
– Łaski, jaśnie wielmożni panowie! Litości i miłosierdzia! – zaskomlał jednym tchem. – Ja wszystko oddam, wszystko poświadczę, uczynię, co tylko chcecie, jeno nie zabijajcie!
– A dupy też nam nadstawisz?! – zakrzyknął groźnie Mikołaj.
Zegart był tak przerażony, że odruchowo wyciągnął rękę w kierunku pasa, a wówczas Dydyński zmacał go po przyjacielsku płazem szabli po łbie.
– Dawaj list! Ten od Turków, który twój pan dostał od Gedeona... Tfu! Od Hrynia Kardasza.
Zegart zawahał się, rozejrzał, jakby w poszukiwaniu pomocy, ale otaczały go same ponure i nieprzystępne gęby braci Dydyńskich. Resztki odwagi zmiękły w jego sercu jak wosk na świecy. Dygocącymi rękoma rozsznurował czarną sakwę, wyciągnął z niej zwinięty w rulon dokument, podał stolnikowicowi. Dydyński gwizdnął przeciągle.
– Co z nim zrobimy? Mości Berynda, decyduj. On waściny zaścianek najechał, ciebie i braci chciał do pługa przymusić.
– Ja pamiętliwy nie jestem – wzruszył ramionami pan Bieniasz Dwernicki. – Krwi jego nie chcę. Starczy, że go z szat rozdziejemy i posadzimy gołą rzycią w mrowisko. Co wy na to, mości Zegart? Wytrzymacie do rana, to pożyjecie. A i podagra was nie będzie trapić na starość. Nie ma lepszego leku na przeklęte choróbsko jak jad mrówek. Tych czerwonych, największych!
Zegart rozejrzał się żałośnie i zaryczał, jak gdyby mrówki już teraz dobierały się do jego jajec.
– To może ja jednak dam dupy?! – zasugerował nieśmiało.
Tym razem zaryczeli bracia Dydyńscy. Ale ze śmiechu.
* * *
Szmul ze Stefkowej, uczony Żyd liski, którego Dydyńscy wyciągnęli nocą z domu, obiecując czapkę czerwonych złotych, odchrząknął, rozprostował pożółkłe, wytłuszczone karty tureckiego pisma i zbliżył je do płomienia świecy. Długo wpatrywał się w pokręcone znaki, aż wreszcie powoli, z namysłem wypowiedział pierwsze słowa:
Bismi r-Rahmani r-Rachim
W imię Allacha Miłościwego, Miłosiernego! Chwała i sława nieskończona Temu, którego istnienie jest konieczne, szczodremu rozdawcy łask, który posoką ściekającą z ciał giaurów ugasił i stłumił płomień nienawiści i mściwości nieprzyjaciół naszych rakuskich – wyznawców złych zasad.
Oto jarłyk dany Hrynowi Kaydaszowi, słudze Stanislausa Stadnieckiego, od Urum Murzy wielkodusznego i najłaskawszego, z ojca i dziada poddanego Porty Czyngischańskiej, dzięki wielkoduszności i wspaniałości owej Porty, która przypomina gniazdo ptaka huma. Spisany przez Mehmeta, biedaka nieuczonego i mało oświeconego, z łaski najwznioślejszej mego pana – kadiego, dla perkałuby chocimskiego, aby rzeczonemu Kaydaszowi, jego sługom i niewolnikom nie wzbraniał przejazdu przez granice Porty. I w tym względzie żadnych nie doznawał przeszkód tak od wiernych Bogu muzułmanów. Albowiem postanowiona została ugoda pomiędzy panem mym z mocy Boga i proroka jego Mahometa a giaurem niewiernym, niewolnikiem nikczemnym, Styanislausem Stadnieckim ze Żmigrodu, roku 994, piątego dnia miesiąca dżiemazieleuwel, w pozostającej pod Bożą opieką Kaffie, chronionym i wspomaganym przez Boga miastem w ziemi Krymskiej. Natchniony mocą Boską Stadniecki ze Żmigrodu, niewolnik najnikczemniejszy w węgierskiej stronie pojmany, czołem memu panu bił i żałując głośno błagał, aby Pan mój z niewoli go zwolnił, w której od roku w Czufut Kale pozostawał, albowiem pojął giaur ów swój błąd, zrozumiał, co mu wolno, a czego nie wolno, co może, a czego nie. Przeto błagał pana mego Urum Murzę, aby odjechać mógł do Lechistanu, w zamian zaś za swą osobę obiecywał dostarczyć trzydziestu giaurów niewiernych, możnych panów, którzy jako niewolnicy służyć będą. Niewiernych tych, którzy się zowią Dvernyczczy przyprowadzić ma inny giaur, Hryn Kaydasz, na czole klejmem oznaczony. W zamian za onych niewolników, Stadniecki wolność uzyska. Litując się tedy nad robakiem Bożym, kazał mój pan Urum Murza rzeczonemu Kaydaszowi jarłyk dać na sprowadzenie szczęśliwe owych giaurów do Porty. Oby Bóg Najwyższy zawsze spełniał pragnienia najszczęśliwszego Pana mego, darząc go długim życiem oraz wiecznym szczęściem. Na Ducha Wiecznego Amen.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.