Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Diabeł Łańcucki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diabeł Łańcucki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diabeł Łańcucki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Diabeł Łańcucki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diabeł Łańcucki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sienieński szedł w jego stronę powoli, bez zbytecznego pośpiechu. Nie wyciągnął jeszcze broni.

– Ile ja słyszałem o waszmości – rzekł. – Sławny pan Dydyński w powiecie, w Ziemi Sanockiej, w województwie. Honorowy, dzielny, zacny, bez trwogi. Wielu takich było przed tobą, panie bracie. Wszystkich ich zabiłem.

– Stawaj! – wycharczał Dydyński.

Łopot skrzydeł zaskoczył stolnikowica. Czarny kruk przysiadł na ramieniu Sienieńskiego, przyjrzał się Jackowi nad Jackami mrocznymi paciorkami oczu. Do diabła?! Co to miało znaczyć?

Dydyński od razu przypomniał sobie straszne zdarzenie spod szubienicy, trupy dziobane przez ptactwo, ten ruch i rumor, który zbudził się wśród ścierwojadów, gdy podjechali bliżej razem z ojcem. Kruki... Teraz je zobaczył! Całe stado krążyło nad Hołuczkowem jakby nad polem przyszłej bitwy. A pan stolnikowic już domyślał się, jaką rolę wyznaczono im w misterium, którego głównymi bohaterami byli on i Konstancja.

– Strach, proszę waszmości – rzekł Sienieński, a potem pogładził kruka po grzbiecie lewą ręką – jest okrutny. Strach może przydarzyć się najmężniejszemu rycerzowi. Najwaleczniejszemu towarzyszowi wojskowemu. Czuję twój lęk, panie bracie. Poczułem go wtedy, gdyśmy spotkali się w grodzie w Sanoku...

Kruk wpatrywał się szyderczo w stolnikowica. Czyżby już wiedział, jak zakończy się pojedynek? Czy szykował się, aby z resztą swoich braci spaść na świeże, jeszcze ciepłe ciało Dydyńskiego i poszukać owych dwóch najsmakowitszych kęsów – ludzkich oczu?

Ptak rozłożył skrzydła, zakrakał i odleciał. A potem nie było już mrocznego ptaka, nie było jego czarnych jak noc oczu... Był Sienieński, który właśnie – Dydyński oglądał jego ruchy jakoby we śnie – pędził wprost na stolnikowica. Jacek nad Jackami widział lśniące ostrze jego węgierki zaopatrzone w pióro i sterczący młotek, zwieńczone rękojeścią o pochylonej ku przodowi głowicy, z łańcuszkiem odchodzącym od krzyżowego jelca... Szabla płynęła wolno w powietrzu, tnąc z zamachu wykonanego obrotowym ruchem ręki Sienieńskiego. Szła w górę, była coraz bliżej, wznosiła się... Na chwilę przesłoniła blask dalekiego zimowego słońca...

Furkot ostrza rozdzierającego powietrze!

Brzęk zimnej stali.

Dydyński sparował z rozmachem cięcie zadane piekielnym polskim atakiem, z podlewu wrąb, zastawił się szablą niemal w ostatniej chwili, osłaniając czoło, które już, już rozłupać miała krzywa węgierka Sienieńskiego! Przyciął wroga wlic, krótko, szybko, z łokcia... Przeciwnik nie był głupcem. Mając lepszą pozycję po łukowym ciosie, nie przyjął ostrza na zwykłą zastawę, lecz sparował cięcie odbiciem, tnąc z całych sił brzuścem w sztych czarnej szabli stolnikowica.

Rękojeść aż zadrżała Dydyńskiemu w ręku. Sprawnie uskoczył w bok, poprawił wnik, krótkim, błyskawicznym cięciem z nadgarstka rąbnął wroga w kiść i posłał szybką odpowiedź, jeszcze zanim nadeszło kolejne uderzenie.

Chlastali się i uderzali trudnymi do wychwycenia cięciami, wypróbowując słabości i niezręczności przeciwnika. Dydyński uderzył w kiść, Sienieński zripostował wręcz, stolnikowic odpowiedział wnik, dostał cios wklet i sam przyciął wlew. Ruchy walczących stawały się coraz szybsze, a oddechy coraz bardziej świszczące. Rozgrzewali się, rozpędzali, szykując do prawdziwej walki.

Sienieński zaczął jako pierwszy – tnąc z łokcia włęg, przekręcił rękojeść szabli pionowo, chlasnął Dydyńskiego po łuku, na odlew, próbując podstępnego zwodu. Stolnikowic przyjął wyzwanie – zamiast zastawiać się, opadł w dół, skurczył na przygiętych nogach, a jednocześnie, przepuszczając ostrze wroga nad głową, wyskoczył w przód z prostym cięciem wkłąb!

Sienieński zawinął się niemal w ostatniej chwili. Umknął spod ostrza w momencie, gdy szabla Dydyńskiego przecięła skrawek cholewy jego safianowego buta. Od razu wyprowadził szerokie, zamachowe cięcie wzerk, chcąc od jednego ciosu zdjąć łeb stolnikowica z ramion jak dojrzałą dynię. Dydyński zasłonił się, trzymając szablę obróconą ostrzem w górę, a potem niespodziewanie zawinął w miejscu, zakręcił w rzadko spotykanym piruecie, tnąc włęg z zamachu i dodając do potęgi ciosu całą siłę obrotu swego ciała.

A kiedy wyprowadzał uderzenie, szybko jak błyskawica złączył obie dłonie na rękojeści, tnąc Sienieńskiego strasznym podwójnym trybunalskim uderzeniem w łeb lub w pierś.

Śmierć musnęła Aleksandra o włos. Zdmuchnęła mu kołpak z łba, ścięła z rozmachem pęk czaplich piór przy trzęsieniu. Dydyński chybił – bo w tejże samej chwili usłyszał łopot skrzydeł tuż obok swojej głowy...

Sienieński wrzasnął tryumfująco – zakończył sprawę unikiem z jednoczesnym cięciem włęg. Stolnikowic ledwie odbił ten cios. Kruk przemknął mu nad lewym uchem, a szlachcic wstrząsnął się przerażony, spodziewając się, że lada chwila pazury rozorają mu twarz, a potem odskoczył w tył.

Aleksander z Pomorzan runął nań, zasypując gradem ciosów. Ciął na odlew, zbił kontruderzenie, przyciął z podlewu i znowu na odlew. Dydyński składał zastawy odruchowo. Nie mógł jednak skupić się na walce, bo przeklęty kruk ciągle krążył wokół niego, łopocąc złowieszczo skrzydłami. Przemknął nad głową szlachcica, muskając jego brew, załopotał pod pachą, przeciągnął pazurami po plecach. Był blisko, zbyt blisko – atakował i nawracał, uciekał i ponawiał swe podstępne starania. Dydyński doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż potężny, zrogowaciały dziób bestii poluje na jego zielone, błyskające gniewem oczy. Że jeszcze chwila, a straci wzrok, a wówczas ten przeklęty diabeł Sienieński wypruje z niego bebechy, pośle wprost w objęcia aniołów, z których żaden nie przypominał Konstancji. Na razie bez trudu odbijał proste ataki wroga. Odlew, podlew, odlew, podlew. Cięcie, zastawa, zastawa, cięcie...

A potem zamiast na odlew Sienieński rąbnął z całych sił wrąb, wyszczerzywszy swe zęby białe jak perełki!

Jacek nie zdążył się zastawić, jego ręka, przyzwyczajona do odbijania cięcia na odlew, sama, niemal zupełnie sama przesunęła się do piątej zastawy... Może uniknąłby ciosu, gdyby ptak nie spadł na niego z góry, jego pazury nie zahaczyły o szyję, a gruby dziób, wprawiony w zręcznym wyłuskiwaniu martwych oczu wisielców, nie ugodził stolnikowica boleśnie w policzek, tuż pod prawym okiem, pół cala od powieki.

Dydyński dostał w lewy bark, w obojczyk. Mocno, ale powierzchownie, bo w ostatniej chwili zdołał opaść w dół na ugiętych nogach. Lecz to, co omal nie skończyło się jego klęską, okazało się wiktorią. Przeklęty ptak zerwał się do lotu, do kolejnego ataku... Lecz odlecieć już nie zdążył. Jacek chlasnął go wyciągniętą do zastawy szablą, przeciągnął ostrzem po piórach. Ogromny kruk zakrakał, opadł, brocząc czarną krwią, rozcięty niemal na dwoje.

Stolnikowic sanocki wpadł na Sienieńskiego jak burza. Chlasnął go wręcz, w kiść i na odlew, a potem nyżkiem w prawe udo. Szlachcic wrzasnął, ledwo zdołał zastawić się płazem szabli, w ostatniej chwili przechwycił świszczące ostrze! Dydyński chybił, ale tylko trochę. Sienieński dostał w bok; ostrze husarskiej szabli rozchlastało jego rajtrok, rozcięło skórę. Rubinowa krew trysnęła na biały, zdeptany śnieg pod nogami walczących.

Sienieński nie krzyczał. Nie wył z bólu, nie złorzeczył. Może prawdę powiadali po szynkach, iż w duszy tego okrutnika nie było kompletnie nic? Ani miłości, ani nienawiści? Miłosierdzia ani gniewu?

A jednak wróg Jacka wyglądał na zmęczonego walką. Nie był to już Sienieński – tryumfator, Sienieński – pogromca stolnikowica. Pot zalewał mu oczy, spływał z podgolonego łba. Aleksander odbijał słabnącą ręką ciosy, zadawał rozpaczliwe, szybkie uderzenia.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diabeł Łańcucki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diabeł Łańcucki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Diabeł Łańcucki»

Обсуждение, отзывы о книге «Diabeł Łańcucki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x