— Ktoś włożył w to naprawdę sporo wysiłku — mruknęła Nadia, patrząc na obraz radaru. W południowym kwadrancie jarzyło się pięć czy sześć kropeczek. — Czy to ty, Arkady? A jeśli tak, co jeszcze ukryłeś przede mną? — szepnęła do siebie.
Przypomniała sobie detonator radiowy, który znajdował się w jej torbie.
A może Arkady wcale niczego nie ukrywał. Może po prostu nie chciałam tego widzieć, pomyślała.
Dolecieli do Elysium i wylądowali w pobliżu Południowej Fossy, największego zadaszonego kanionu na Marsie. Stwierdzili, że ciągle jest nad nim dach, ale tylko dach, ponieważ — jak się okazało — miasto zostało zupełnie rozhermetyzowane, zanim przebito kopułę. Mieszkańcy, uwięzieni w kilku nietkniętych budowlach, próbowali utrzymać przy życiu farmę. Wybuchła też elektrownia i wiele innych budynków w samym mieście. Było więc naprawdę sporo pracy, ale jednocześnie znajdowała się tu lepsza baza dla odbudowy i bardziej przedsiębiorcza ludność niż grupa w Peridier. Nadia rzuciła się więc w wir pracy, tak jak przedtem, zdecydowana wypełnić działaniem każdą chwilę doby, z wyjątkiem krótkich godzin, które poświęcała na sen. Nie mogła znieść bezczynności. Po głowie krążyły jej stare melodie jazzowe; nie były może zbyt odpowiednie do pracy, ale żaden standard jazzowy ani bluesowy nie mógł pasować do tego zadania i do tego miejsca, a już na pewno nie “Po słonecznej stronie ulicy”, “Pensy spadające z nieba”, czy “Pocałunek we śnie”…
W tych szalonych, gorączkowych dniach na Elysium Nadia zaczęła zauważać, jak wiele sił mają roboty. Musiała przyznać, że przez te wszystkie lata budowania nigdy naprawdę i w pełni nie spróbowała wykorzystywać ich możliwości; nie było zresztą takiej potrzeby. Jednak teraz należało wykonać setki różnych prac, o wiele więcej i o wiele trudniejszych niż mógł realizować jakikolwiek człowiek, nawet działając z pełnym zaangażowaniem i wysiłkiem. Doprowadziła więc system pracy robotów aż do — jak mawiali programiści — “granicy krwawienia”, a wtedy dostrzegła, jak wiele mogą dokonać. Nadal starała się ze wszystkich sił zrobić jeszcze więcej i sporo nad tym rozmyślała. Na przykład: zawsze uważała teleoperację za działanie zasadniczo lokalne, ale wcale tak nie musiało przecież być. Używając satelitów retransmisyjnych mogła kierować buldożerem nawet z drugiej półkuli i teraz, kiedy tylko udało jej się uzyskać połączenie, tak właśnie postępowała. I takie były te jej wypełnione aktywnością dni. Na jawie nie przestawała pracować ani na sekundę; pracowała przy jedzeniu, w łazience czytała raporty i programy, a zasypiała dopiero wtedy, kiedy powalało ją zmęczenie. Trwając w tym nie kończącym się amoku pracy Nadia powtarzała wszystkim, że robi tylko to, co do niej należy, i nie zważała ani na ich protesty, ani na własne samopoczucie. Jej obsesyjna, szaleńcza koncentracja i całkowita kontrola nad każdą sytuacją sprawiały, że ludzie spełniali Nadii polecenia bez szemrania.
Mimo wysiłków, sami niewiele umieli zrobić. Po kilku ich próbach sprawą zawsze musiała się zająć Nadia. Jeśli więc akurat nie spała, spędzała niemal cały swój czas przy komputerze, starając się zwiększyć wydajność systemu poza “krwawiącą granicę”. Tymczasem Elysium wyprodukowało ogromną armię robotów konstrukcyjnych, można więc było walczyć z wieloma pilnymi problemami jednocześnie.
Większość kłopotów dotyczyła kanionów na zachodnim stoku Elysium. Wszystkie zadaszone kaniony zostały w jakimś stopniu rozerwane, ale ich elektrownie nadal działały. W każdej osadzie znajdowała się spora liczba ocalałych, którzy teraz chowali się w rozmaitych budowlach funkcjonujących dzięki awaryjnym generatorom. Tak było na przykład w Południowej Fossie. Kiedy pokryto ten kanion, ogrzano i wypełniono powietrzem, Nadia podzieliła zebranych na zespoły i wysłała je na poszukiwania mieszkańców zachodniego stoku. Zabrano ich później i przywieziono do Południowej Fossy, a potem wszystkim przydzielono zadania. Załogi naprawiające dachy przemieszczały się z kanionu do kanionu, a uwolnieni mieszkańcy ruszali do pracy niżej, przygotowując osady do wypełnienia powietrzem. Teraz Nadia mogła się zająć innymi sprawami: programować maszyny narzędziowe i prowadzić rozruch automatycznych monterów wzdłuż popękanych rurociągów z Chasma Borealis.
— Kto to wszystko zrobił? — spytała którejś nocy z oburzeniem, oglądając na ekranie telewizyjnym rejestrację wybuchu wodnego rurociągu.
Pytanie samo wyrwało jej się z ust; w gruncie rzeczy bowiem nie chciała znać na nie odpowiedzi. Nie miała ochoty zastanawiać się nad rzeczywistością i skupiała się tylko na swoim bieżących kłopotach, takich jak pęknięty rurociąg na wydmach. Jeli najwyraźniej nie miał o tym wszystkim pojęcia, ponieważ zupełnie poważnie jej odpowiedział:
— Trudno powiedzieć. Ziemskie programy informacyjne prawie wcale już o nas nie mówią, czasem tylko pojawia się jakaś sporadyczna migawka. Pewnie sami również nie wiedzą, co o tym myśleć. Zdaje się, że kilka następnych wahadłowców ma przywieźć zbrojne oddziały ONZ, które otrzymają zadanie przywrócenia na Marsie porządku. Większość nowin dotyczy jednak Ziemi, wiesz… wojna na Środkowym Wschodzie, Morze Czarne, Afryka i co tam jeszcze. Spora część przedstawicieli Klubu Południowego atakuje państewka związane z konsorcjami, a Grupa Siedmiu oświadczyła, że zamierza stanąć w ich obronie. W Kanadzie i Skandynawii użyto broni biologicznej…
— I może tutaj również — przerwała mu Sasza. — Widzieliście ten filmik z Acheronu? Coś się tam niewątpliwie zdarzyło, ponieważ wszystkie okna osiedla wypadły z ram, a ziemia pod “żebrem” pokryła się przedziwnymi naroślami… Nikt nie chce się do nich zbliżyć, aby sprawdzić, co to jest…
Nadia nie słuchała i całkowicie się skupiła na problemach związanych z rurociągiem. Kiedy się otrząsnęła z zamyślenia, stwierdziła, że wszystkie roboty pracują teraz przy odbudowie miast, a fabryczki pracowicie konstruują kolejne buldożery, maszyny do robót ziemnych, samochodywywrotki, koparki, dźwigi, walce parowe, ramiarki, czerparki podkładowe, zgrzewarki, betoniarki, maszyny wytwarzające plastyk oraz budujące dachy, słowem, wszystko, co było potrzebne. Stworzony przez nią system działał pełną parą i Nadia nie miała przy nim już nic do roboty. Oznajmiła więc przyjaciołom, że nadszedł czas, by udać się w dalszą drogę, a Ann, Simon, Jeli i Sasza natychmiast zdecydowali się jej towarzyszyć, Angela i Sam natomiast postanowili zostać, ponieważ spotkali w Południowej Fossie znajomych.
Piątka przyjaciół wsiadła w dwa samoloty i znowu odleciała. “Tak się powinno dziać wszędzie — zapewniał Jeli. — Gdy się spotykają przedstawiciele pierwszej setki, nie powinni się już rozdzielać”.
Oba samoloty skierowały się na południe, ku Hellas. Przelatując nad moholem Tyrrhena, leżącym obok Hadriaca Patera, na krótko wylądowali; moholowe miasto zostało przedziurawione, a jego mieszkańcy, by rozpocząć odbudowę, potrzebowali pomocy. Nie mieli do dyspozycji robotów, ale Nadia stwierdziła, że do rozpoczęcia operacji wystarczą jej własne programy, komputer i wciąż sprawny miejscowy kondensator atmosferyczny. Ta generacja maszyn automatycznych stanowiła kolejny aspekt ich siły. Kondensator był bez wątpienia powolniejszy, a jednak w ciągu miesiąca te trzy komponenty współpracowały tak wspaniale, że niemal z samego piasku stworzyły posłuszne “bestie”: najpierw wytwórnie części, potem urządzenia montażowe, wreszcie same roboty budowlane, maszyny, które składały się z połączonych fragmentów, tak duże jak miejski blok i wykonujące swoją pracę prawie bez udziału ludzi. Naprawdę piekielna była ta ich nowa moc.
Читать дальше