Borys Strugackij - Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugackij - Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stanisław Krasnogorow, informatyk z instytutu naukowo-badawczego, zostaje wezwany na przesłuchanie. Sprawa dotyczy jego kolegi, ale wkrótce okazuje się, że to tylko pretekst. Służby bezpieczeństwa interesują się przede wszystkim Stanisławem. Nie jest on bowiem zwykłym człowiekiem. Posiada niesamowity tajemniczy dar…

Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Najpierw próbował pisać, że chłopiec wyobraża sobie różne sceny i obrazki o charakterze czysto informacyjnym. Jak wyglądają schody, zalane warstwą zamarzniętej wody i nieczystości.

Dlaczego w całym mieszkaniu nadawał się do zamieszkania tylko mały pokoik z oknami wychodzącymi na podwórko-studnię, no i jeszcze kuchnia z piecem, no i przedpokój… Jacy ludzie poza nim byli w domu — ilu i w których mieszkaniach… To wszystko była informacja nie tylko określająca otoczenie i atmosferę przedśmiercia, ale również ważna dla udowodnienia Podstawowego Twierdzenia.

To wszystko trzeba było jednak wymazać bez litości. Chłopiec nie mógł ani przedstawiać, ani wyobrażać sobie, ani wspominać.. Myślał tylko: „Mamo… czemu nie przychodzisz… czekam na ciebie… przyjdź szybciej… czemu nie przychodzisz, mamo… mamo… mamo…”. Powtarzał półgłosem sto, trzysta, tysiąc razy — cały czas to samo, z drobnymi wariacjami, czasami nagle zaczynał mówić na głos i mówił głośniej, i głośniej, i głośniej, powtarzając to samo i tak samo, aż przez szum swego głosu usłyszał nagle zgrzyt otwierających się daleko na dole drzwi frontowych, i wtedy przerywał i przestawał oddychać — zamierał nasłuchując, gotowy udusić się ze szczęścia… Ale na schodach panowała martwa, kamienna, lodowata cisza i chłopiec cichutko nabierał tchu i znowu, z jeszcze większą rozpaczą, zaczynał od początku: „…mamo… czemu nie przychodzisz… mamo przyjdź… szybciej… mamo…”.

Rozdział 3

Przerażająca była nierównomierność pamięci. Wspomnienia pojawiały się oddzielnymi kawałkami, kruchymi, bezkształtnymi, rozpływającymi się. Panowała między nimi jakaś głucha pustka ciemnych zapadlin. A wiele rzeczy nie pojawiało się w ogóle.

Jak razem z mamą nosili wodę z Newy? Wiedział, że nosili wodę z Newy, dwa razy dziennie, mama — w wiadrze, chłopiec w małej banieczce, i wszyscy tak nosili, schody były zalane wodą, wylewającą się z różnych wiader w różnym czasie i zamarzającą.. Ale nie mógł przypomnieć sobie żadnej jasnej i konkretnej sceny wydobycia wody z przerębli — jakby czytał o tym kiedyś, ale sam tego nigdy nie doświadczył…

Jak robił kupę i siusiu? Kanalizacja nie działała, sedes zapchany kawałem mętnego lodu. Odchody wynosili w jakimś ohydnym wiadrze na dwór, a ci, którym zabrakło sił, wylewali je po prostu na schody piętro niżej. Przypominał sobie zapaskudzone schody i świetnie pamiętał niewyobrażalnie, niewiarygodnie, nieodwracalnie zapaskudzone podwórko… I nic więcej…

Na szczęście, to wszystko było nieistotne dla Podstawowego Twierdzenia. Można o tym w ogóle nie pisać. No, a jeżeli chłopak poślizgnąłby się na krawędzi przerębli, z której wydobywali wodę, i wpadł do Newy?… Chociaż wtedy niczego by już nie było, wszystko skończyłoby się w pięć, dziesięć minut, nawet jeśliby go wyciągnięto… (Przecież mógł się poślizgnąć, prawda? Przecież na krawędzi przerębli było nie mniej ślisko, niż na schodach? A jeżeli mógł, to znaczy, że znowu się narażał, prawda? Wynika z tego, że znowu zaczyna się nachodzenie na siebie prawdopodobieństwa śmierci i oznacza to, że ten nie spełniony przypadek też pracuje na Podstawowe Twierdzenie? Czyli, że to też jest istotne i o tym też trzeba wspomnieć?) Zmuszał się do przerywania tego rodzaju rozważań w połowie, bo w przeciwnym wypadku — zgodnie z logiką — musiałby w końcu natknąć się na najbanalniejszy z paradoksów: życie jest śmiercionośne, bo z definicji jest brzemienne w śmierć.

Ale dlaczego wcale nie zapamiętał ani swojej twarzy z tamtych czasów, ani twarzy mamy? Mama wtedy była dla niego czymś dużym, ciepłym, żywym, radosnym… niezłomnie pewnym. Mama była życiem. Wszystko oprócz mamy było śmiercią. Mama nie miała twarzy — jak nie ma i mieć nie może twarzy życie, ciepło, szczęście… Mama była wszystkim.

Swojej twarzy nie zapamiętał, bo to było coś zupełnie nieistotnego — jak wzór tapet… jak kolor firanek… jak zapach kołdry… Co za różnica, czym pachniała kołdra? Kogo obchodzi to, jak wyglądała jego twarz? A może po prostu nigdy nie patrzył na siebie w lustrze?

Ale zapamiętał twarz Frosji. Chyba dlatego, że była jaskrawa. Nie było takich twarzy dookoła: czerwone policzki, czerwone usta, czarne jaskrawe brwi… I głośny syty głos. Frosja pracowała w piekarni.

Ich klatka liczyła w sumie dwadzieścia trzy mieszkania. Dom był szykowny, budownictwo z początku wieku, wzniesiono go dla petersburskich inżynierów (tak mówiono). Szerokie, wygodne, łagodnie nachylone schody. Winda. Cudowne główne wejście. Wyłożony zielonymi kaflami najrozkoszniejszy piec w dolnym westybulu. Dozorca. Ściany na klatce wykończone sztucznym marmurem. Mieszkania w domu — po dziesięć, piętnaście pokoi w każdym… Wysokie sufity ze sztukaterią, wysokie potężne drzwi wejściowe imitujące mahoń…

Oczywiście, na początku wojny rozkoszy zrobiło się mniej: pieca na dole nie rozpalano, winda była czynna dwa razy w roku, drzwi frontowe nigdy się nie zamykały. Ale dozorca pracował i szerokie schody były w miarę czyste, i napisów na ścianach nie było jeszcze za dużo. W każdym mieszkaniu mieszkała teraz nie jedna inżynierska rodzina ze służbą, a siedem, dziesięć, dwanaście rodzin — najróżniejszych i bez służby…

W styczniu na klatce zostały (oprócz chłopca z mamą) jeszcze tylko trzy osoby. Reszta albo ewakuowała się jeszcze jesienią, albo zmarła (jak babcia chłopca) i leżała teraz w oszronionych sztaplach na podwórku sąsiedniego domu, albo zniknęła jakoś tak bez śladu — być może w łóżkach za zamkniętymi drzwiami śmiertelnie wyziębionych mieszkań.

Przy życiu zostali: Amalia Michajłowna w mieszkaniu naprzeciwko, „cioteczka ze szpicami” na drugim piętrze i Frosja z mieszkania piętro wyżej. To wszystko.

„Cioteczka ze szpicami” nie odgrywa żadnej roli w udowodnieniu Podstawowego Twierdzenia i w ogóle nie ma co o niej pisać poza tym, że przed wojną miała cztery śnieżnobiałe szpice.

Chłopiec myślał wtedy, że to właśnie o niej wymyślili kawał o damulce z czwórką piesków, które nazywały się Obsia, Rusią, Krendia i Lami.

Frosja natomiast odgrywa jakąś rolę. Frosja głośnym, sytym głosem mówiła: „Ale proszę, proszę, Kławdio Władimirowna!

Ale, po co pani… Ale nie trzeba, na miłość boską, naprawdę!”

A mama mówiła szybciutko, niewyraźnie, jakby połykając słowa, i można było zrozumieć jedynie jakieś chaotyczne urywki: „…nie, nie… będę bardzo wdzięczna… błagam… z całego serca..” Mama mówiła to uniżenie. Na siłę wciskała w grube palce Frosji jakieś pierścionki, kolczyki z kolorowymi kamyczkami…

A potem okazywało się, że na kolację będzie dodatkowy kawałek chleba. Zdarzyło się to dwukrotnie — raz w grudniu, a drugi na samym początku stycznia. Mama nie miała chyba więcej kolczyków ani pierścionków i Frosja więcej nie pojawiła się w domu. Dodatkowy kawałek chleba — też. Ale co to jest — dwa kawałki chleba? Dwa dodatkowe dni? A niech nawet tylko jeden?

Ale dodatkowy. Którego mogłoby nie być. Kto policzył dni i kto mógłby powiedzieć, który z nich jest dodatkowy, a który…

ostatni?

Amalia Michajłowna była zniszczoną Niemką. We wrześniu, na samym początku blokady, została aresztowana i wsadzona do więzienia przy Dużym Domu. A w grudniu, nie wiadomo dlaczego, wypuścili ją. Ani mama, ani tym bardziej chłopak nie rozumieli wtedy, że tak naprawdę to był cud. Co o tym myślała sama Amalia Michajłowna, pozostało tajemnicą.

— Nie, nie i nie, troga Klafftia Flatimirofha! — mówiła prawie uroczyście — i nafet mnie nie pytajcie! Będę umierać, na łoszu śmierci sfoim nikomu ani słofa nie pofiem!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»

Обсуждение, отзывы о книге «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x