Borys Strugackij - Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki

Здесь есть возможность читать онлайн «Borys Strugackij - Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stanisław Krasnogorow, informatyk z instytutu naukowo-badawczego, zostaje wezwany na przesłuchanie. Sprawa dotyczy jego kolegi, ale wkrótce okazuje się, że to tylko pretekst. Służby bezpieczeństwa interesują się przede wszystkim Stanisławem. Nie jest on bowiem zwykłym człowiekiem. Posiada niesamowity tajemniczy dar…

Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pieśń była długa, miała około dwudziestu zwrotek — poeci hojnie tryskali talentem — i śpiewanie jej wieczorami, z gitarą, w dziwnym przezroczystym zmierzchu Mugianu, sprawiało im niesamowitą przyjemność. Chociaż już wkrótce zaczęły się problemy. Najpierw małe. Stanisław najadł się moreli (dorwał się do tanich owoców) i dostał bardzo silnej biegunki. Ani lekarstwa, ani nadmanganian potasu, ani wyciąg z ziół żony Rachmatułły nie odniosły oczekiwanych skutków. (Smutek!) Pan-szef-ojciec dał Stanisławowi zwolnienie. Stanisława usunęli z prac na wykopalisku. Teraz wstawał ze wszystkimi, ale zostawał w obozie: w obozie był cień gigantycznej morwy, od obozu o rzut beretem rosły zbawienne gęste krzaki, i wreszcie w obozie można było w każdej chwili się położyć (sen to najlepsze lekarstwo). I Stanisław zaczął być na chorobowym. Było to smutne życie emeryta, wypełnione cierpieniami urażonej dumy i poczuciem całkowitej nieprzydatności. Większą część dnia pracy Stanisław spędzał w krzaczkach, a kiedy choroba ustępowała, sterczał schylony w kryształowych lodowatych strumieniach Mugianu — domywał nie kończące się odłamki dzbanów. Wieczorami nie mógł już sobie pozwolić na opijanie się herbatą, był na diecie i żywił się sucharkami, tak że głód, pragnienie, stęchłe odbijanie się i biegunka męczyły go jednocześnie. Żeby nie budzić w nocy Wikonta i pana-szefa-ojca, wyniósł z namiotu łóżko polowe i nocował na uboczu — jak najdalej od ludzi i jak najbliżej krzaczków.

Na trzeci albo czwarty dzień biegunki, wieczorem, kiedy wszyscy poszli spać, pan-szef-ojciec zawołał Stanisława i przekazał mu interesujące wiadomości: trzeba coś wymyślić, i to szybko, bo Rachmatułło kona z zazdrości i grozi — codziennie groźby te są coraz straszniejsze. Stanisław, nie zrozumiał, o co chodzi, i szef cierpliwie mu wyjaśnił, że robotnicy zaczęli żartować z Rachmatułły: ty tutaj przez cały dzień ziemię kopiesz, durniu, a tam na dole Staś bawi się z twoją żoną — od rana do samego południa. Rachmatułło rzeczywiście jest młody i głupi, nie zna się na żartach i już któryś dzień chodzi kipiąc ze złości, trzeba coś wymyślić, bo sam pan wie, panie Stanisławie, jak to tutaj bywa…

Na całe życie zapamiętał niemożność — jak przy astmie, gdy niemożliwe jest wyduszenie z siebie słów, myśli, gestów, argumentów, nawet wykrzykników — która go wtedy ogarnęła. Trzeba reagować na słowa szefa, i to reagować szybko, jasno i dokładnie, żeby nie było cienia wątpliwości… żadnych aluzji, wahań, niejasności! Był w szoku. Milczał, stał nieruchomo i chyba uśmiechał sią idiotycznie.

Nie można powiedzieć, że nie zauważał tej kobiety. Była młoda, atrakcyjna, przyjemna dla oka. I nie można było nie zauważyć, że nie nosiła stanika i że jej piersi pod bawełnianą bluzeczką były doprawdy godne… Ale po pierwsze, był jeszcze smarkaczem, w tym sensie, że miał romantycznie błędne podejście do kobiet, małżeństwa, odpowiedzialności i tym podobnych rzeczy. Po drugie, jego miłosne stosunki z Łariskąbyły wtedy u samego szczytu — pisał do niej listy, nich to diabli, co drugi dzień, i to jeszcze wierszem! Inne kobiety teraz dla niego nie istniały. „Nie więcej, niż jedna w tym samym czasie” — bronił swego podejścia we wszystkich dyskusjach na ten temat i mocno trzymał się tego przekonania już od wielu lat… I wreszcie, biegunka, panowie! Biegunka!

Jak wy to sobie wyobrażacie, idioci! — chciało mu się wrzeszczeć na cały Murgian. Jedną ręką, osłabiony podtrzymuję gacie, drugą, ściskam gotowy do natychmiastowego użycia „Radziecki Tadżykistan”, a sam przypuszczam miłosny atak? Przecież nawet jej imienia dobrze nie zapamiętałem, jeżeli chcecie wiedzieć!

Rozmowa z szefem, oczywiście, skończyła się na niczym.

Bo też i czym, do diabła, mogła się skończyć? Szef z poczuciem winy powiedział, że pojutrze rano przyjeżdża samochód z prowiantem. Może Stanisław by się zgodził wyjechać tym samochodem do Piendżykientu? Na kilka dni? Czasowo? Nie kusić losu?

Stanisław odmówił, oburzony. Z jakiej to niby racji?

Następnego dnia rano po cichu, ale bardzo uważnie obserwował Rachmatułłę. Stwierdził, że zachowywał się normalnie: Rachmatułło był wesoły, bardzo gadatliwy i tak samo dobroduszny dla wszystkich. Jego żona (n-niech to diabli, jak ona ma na imię? Lusia? Czy Luda? Dusia, chyba…), wydawało mu się, że żona Rachmatułły była bardziej smutna i zestresowana niż zawsze i, po tym jak się jej przyjrzał, z nieprzyjemnym chłodem w sercu zobaczył na jej twarzy i na gołej ręce starannie zapudrowane, ale oczywiste siniaki… Znowu zostali sami w obozie i przez cały dzień starał się trzymać się od niej z daleka, czując się przy tym jak kompletny osioł. Najśmieszniejsze było to, że biegunka prawie go opuściła, prawie już nie biegał w krzaczki, myśli się rozjaśniły i z wyobraźnią też już się zrobiło wszystko w porządku… Chociaż, nic nowego tego dnia się nie zdarzyło.

Wieczorem z radości pozwolił sobie na solidną kolację, efekt był natychmiastowy. Obudził się koło drugiej w nocy i ledwo zdążył dobiec do krzaczków. Wydawało się, że wszystko zaczyna się od początku.

Czując się wyczerpany i wstrętny, wracał z trudem do swojego opuszczonego legowiska, nic nie widząc w całkowitej ciemności (na niebie nie było ani księżyca, ani gwiazd), i kiedy dotarł już do morwy, nagle usłyszał niezbyt głośne, ale dość wyraźne dźwięki, na tyle dziwne i niedorzeczne, nie odpowiadające niczemu naturalnemu, że zamarł w bezruchu, wsłuchując się z napięciem i nie mając odwagi ruszać dalej. Stamtąd, z przodu, gdzie miało stać łóżko polowe (i stało, trzeba powiedzieć!), jego upragnione łóżko polowe, docierało jakieś szybkie szuranie, brzdękanie, szelest… i jakby kaszel… i jakieś skomlenie — nie psie, ale też nie ludzkie… Jego wyobraźnia zaczęła się miotać. Starał się, ale nie mógł wyobrazić sobie czegoś takiego, co mogłoby być źródłem tych dźwięków. Przytulił się do potężnego krzywego pnia i stał nieruchomo, wpatrując się z całych sił w wolno kołyszącą, rozstępującą się ciemność, i nagle uświadomił sobie, że już nie zrobi ani kroku, przynajmniej dopóty, dopóki nie zrozumie, co tam, koło jego łóżka polowego, się dzieje.

Trwało to chyba nie tak długo. Kilka minut. A może kilka sekund. Brzęczenie, wyraźnie metaliczne, urywane, niewyraźne syczenie. Słaby, jakby zdławiony jęk… I nagle wszystko się skończyło. Zapanowała cisza, tak samo głucha i nieprzenikniona jak ciemność. Jakby nigdy nic nie było. Jakby wszystko to mu się tylko wydawało. Ale on dobrze wiedział, że się nie wydawało.

Odkrył, że stoi cały mokry, ze sparaliżowanymi mięśniami, zdrętwiały, i boi się oddychać.

Jednak nie potrafił zmusić się i ruszyć się naprzód, a dalej nie miał gdzie iść i został koło drzewa, do znużenia wpatrując się i wsłuchując w noc, potem oparł się plecami o pień, najpierw Przykucnął, a potem usiadł, wpierając się rękami w suchą ziemię. Cały czas nie słyszał niczego, oprócz równomiernego mamrotania rzeki. Nic więcej się nie działo. Siedział tak aż do świtu.

Co go tak naprawdę przestraszyło? Nie rozumiał tego. Nie bał się szakali, wilków, żmij, nie był tchórzem, ale akurat dzisiaj, teraz i tutaj, przeżył poniżający, miażdżący, bezsensowny, chaotyczny strach. Widocznie, sam sobie tego nie uświadamiając, wiedział więcej niż rozumiał, albo niż był sobie w stanie wyobrazić…

Czekał na świt. Zrobiło się zimniej. Pojawiła się rosa, nocne chmury zaczęły się rozpraszać. Do dnia było jeszcze daleko, ale już widać było obóz w całości. Panowały nad nim pustka i cisza.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki»

Обсуждение, отзывы о книге «Poszukiwanie przeznaczenia Albo 27 twierdzenie etyki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x